napisał(a) Franz » 13.02.2017 22:08
O ile do tej pory przeważał piarg, to teraz ustąpił zupełnie skalnemu rumowisku. Pokonując go stopniowo zwężającym się grzbietem, ląduję w pobliżu ostrego uskoku, w którego kierunku zdają się prowadzić kamienne kopczyki. Wzbudza to jednak we mnie pewne wątpliwości, widząc zaś, że od dołu - tyle że z przeciwnej strony - podchodzi trójka wędrowców. Fajnie, poczekam i zobaczę, którędy pójdą. Okazuje się jednak, że w ogóle nie kierują się na wierzchołek, tylko zamierzają przetrawersować do przełęczy, z której właśnie idę. W tej sytuacji wołam do nich, czy znają drogę na szczyt.
Znają. To jak - uskokiem? Nie, na szczęście nie. Mam nadal posuwać się skośnie po zachodnim zboczu, aż natrafię na oczywisty kierunek szturmu szczytowego. W porządku, ruszam zgodnie ze wskazówkami i - rzeczywiście - po chwili trasa w ewidentny sposób nabiera stromizn, więc czepiając się tu i ówdzie skały rękoma, wciskam się w zwężającą się rynnę prowadzącą pod dwoma turniczkami.