napisał(a) Franz » 25.10.2016 23:25
Kiedy punktualnie wracamy, pytam jeszcze o to tajemnicze, wymienione na kartce "Prao de Judios". Żydowskie, ale co?
- Prao to to samo co prado - wyjaśnia pani - tylko w andaluzyjskim dialekcie.
Aha, zatem Żydowska Łąka. Znowu pozostaje kwestia, skąd andaluzyjski dialekt w głębi Kastylii, ale przecież zanim chrześcijanie odbili te rejony, Andaluzja sięgała znacznie bardziej na północ...
Wracamy do samochodu, który nie zdążył się jeszcze zanadto nagrzać, zatem i piwko zachowało cudowny chłód nocy, po czym wsiadamy do wozu i ruszamy w kierunku północno-zachodnim. Jeszcze przed autostradą korzystamy z sympatycznego miejsca piknikowego, rozkładając się z popołudniową kawą. Przy okazji wertujemy przewodniki, decydując się na jeden dodatkowy punkt przed dzisiejszą metą. Po zwinięciu baru, dojeżdżamy do autostrady, skręcając na południowy zachód. Bea zdradza oznaki senności, więc zapewniam ją, że może się spokojnie zdrzemnąć bo trafię bez pilota. Brzmię przekonująco, zatem Bea przymyka oczy, a ja jadę, wypatrując właściwego drogowskazu. Kiedy podróż podejrzanie się wydłuża, nabieram podejrzeń i decyduję się delikatnie wyciągnąć atlas samochodowy z objęć mojej pilotki oraz Morfeusza.
Nic z tego - Bea momentalnie się budzi i już wspólnie odkrywamy, iż należało wcześniej z autostrady zjechać. No, cóż - trzeba zawrócić.