Późnym popołudniem już zaczęliśmy iść w kierunku Sacromonte. Mijane domy usiane donicami z kwiatami
W pewnym momencie idąc uliczką prowadzącą nad brzegiem zbocza, zobaczyliśmy jak kilka osób stoi na ulicy i pije piwo. Niby nic, nie ? I wtedy zobaczyliśmy to ...
Bar. Tzn, miejsce gdzie ktoś na podwórku sprzedawał piwo. Tylko, albo aż ... W życiu, po prostu w życiu tak piwo mi nie smakowało. Usiedliśmy na ławkach przy pobliskim murku, upał jeszcze był, ale już lekko się robił wieczór, słońce kładło coraz dłuższe światło na świat ... Czas stanął w miejscu. A widoki takie
Schodziliśmy coraz niżej w kierunku Sacromonte. Droga ...
Komentarz zbędny ...
Biedna dzielnica coraz bardziej była widoczna
Umówmy się, na podwórkach nie ma wypielęgnowanej trawki ...
Samochody też swoje przeszły ...
I jeszcze Sacromonte. Domki poprzyklejane do skał, często wręcz kawałek jaskini wydrążonej w skale jest częścią domu.
Ludzi mało, turystów prawie w ogóle. Ale poczucie bezpieczeństwa bardzo duże. Mieszkańcy patrzą się na przybyszów, ale nie wykazują żadnych oznak niechęci.
Z kliku domów słychać było flamenco na żywo, do jednego zajrzeliśmy, była tam grupka ludzi, słuchających gitarzysty i patrzących na tańczącą dziewczynę ...
Wróciliśmy nieźle umordowani po całym dniu do hotelu. Na szczęście już w nocy nie trzeba było szukać baru tapas z tinto de verano
pozdrawiam, Michał
cdn ...