Nasz wyjazd na Dolny Śląsk był związany z tą imprezą:
http://arboretumwojslawice.pl/event/hem ... tuzjastow/
Jazda w jeden dzień 600 km tylko po to, aby zobaczyć jedną wystawę wydawała się bez sensu, więc zorganizowaliśmy wycieczkę dwudniową. W pierwszy dzień odwiedziliśmy Ogród Botaniczny we Wrocławiu, a wieczorem obejrzeliśmy pokaz fontann za Halą Stulecia. W drugi dzień rano pojechaliśmy do Wojsławic, ok. 60 km na południe od Wrocławia, gdzie niedawno otwarto największą w Polsce kolekcję liliowców.
To teraz parę słów wyjaśnienia dla nie-ogrodników. Co to są liliowce i czym się różnią od lilii? Liliowce (Hemerocallis) to byliny kwitnące latem, często występujące w naszych ogródkach. Są też liliowce - zwierzęta z rodziny szkarłupni, których skamieniałości pokazywałem w Maroku:
Ale do rzeczy. Czym liliowiec (roślina) różni się od lilii? Za wyjątkiem kwiatu - prawie wszystkim.
Zdjęcie lilii poniżej (liliowców będzie zatrzęsienie w dalszej części relacji).
Lilie wyrastają z cebulek, mają pojedynczy pęd, na nim liście i kwiaty na szczycie. Kwiat jest rozwinięty kilka dni.
Liliowce mają zwykłe, grube korzenie, liście wyrastają w pęku wprost z korzeni, kwiaty są na oddzielnych pędach, każdy kwiat kwitnie jeden dzień, po czy rozwija się następny.
W Wojsławicach, które do niedawna znane były tylko z kolekcji różaneczników, zgromadzono też ponad 2000 odmian liliowców i tak powstała narodowa kolekcja tego gatunku.
Część 1 - Wrocław
W Ogrodzie Botanicznym byliśmy około 11.30. Adam, Basia i Iwona jeszcze dojeżdżali od bramek na autostradzie. My wypiliśmy kawę i zaczęliśmy trening przed dniem jutrzejszym. Kontakt od razu z kilkoma tysiącami odmian liliowców mógł być groźny dla zdrowia! Na szczęście we Wrocławiu nie ma więcej odmian niż setka i dało się przeżyć. Przy liliowcach grupa się zintegrowała i dalsze zwiedzanie realizowaliśmy razem.
Na zmianę odwiedzaliśmy zakątki cieniste i słoneczne. Ostrzega się, aby w domu usuwać owoce wawrzynka wilczełyko, a tu nikt tego nie robi.
Dłuższą chwilę zatrzymaliśmy się nad jednym ze stawów. Muszę się przyznać, że tylu odmian lilii wodnych na raz jeszcze w życiu nie widziałem.
Grupa uważnie wszystko obserwowała. Od samej ściółki aż po szczyty drzew.
Na choinie malutkie szyszki i szycha ... pewnie z jakiegoś giganta
Przez zarośla iglakowo-paprociowe dochodzimy do dużego stawu. Jest jeszcze pusto. Młode pary się nie fotografują. A może zrazili się nenufarami w siatkach? Wyglądają ohydnie.
Jak na tę porę, alpinarium wygląda znakomicie - aż trudno uwierzyć, że tyle roślin jeszcze teraz kwitnie. Kolejne "jagódki dla teściowej" też nie zabezpieczone - brać, zbierać, używać
Z ogrodu wypędził nas głód. Jedzenie kwiatów nasturcji pogorszyło jeszcze sprawę, gdyż ich pikantny smak zaostrzył dodatkowo apetyt. Ostatni fragment ogrodu zrobiliśmy więc prawie w biegu. Zatrzymaliśmy się tylko na chwilę przy pięknie kwitnących hortensjach od strony ul Sienkiewicza.
Odnośnie obiadu - pani w kasie skierowała nas do znanej wszystkim kawiarni - bistro na terenie Ogrodu. Gdy prosiliśmy o wskazanie czegoś lepszego zaproponowała nam ... restaurację w hotelu Jana Pawła II. Już w hallu hotelu stwierdziliśmy, że ceny będą chyba nie dla nas. Wprawdzie w niedrogim hotelu w Agadirze wisiał podobny żyrandol (drugie zdjęcie), ale Polska to nie Maroko. W końcu obiad zjedliśmy w Karczmie Młyńskiej. Pojechaliśmy na nocleg. Adam prezentuje część naszej wykwintnej kolacji, po której poszliśmy jeszcze na pokaz fontann za Halą Stulecia.
c.d.n.