Targ sera w Alkmaar gromadzi mnóstwo ludzi, dookoła placu, na którym się odbywa rozkładają się stragany z serami, chodakami i gastronomią. Można spróbować różnych gatunków i zakupić ser po dość korzystnych cenach, nigdzie później nie było taniej. Nie kupiliśmy, sądząc, że na takim targu robionym pod turystów będzie drożej niż gdzie indziej. Przyszło więc zapłacić ostatecznie więcej. Można zakupić też po 50 centów poręczne kawałki różnych serów "do ręki" i podgryzając udać się na spacer po mieście. Co też uczyniliśmy.
W kościółku Kapelkerk przy Kapelsteeg trafiamy na piękny koncert organowy, po wysłuchaniu kilku utworów idziemy dalej, im dalej odchodzimy od targu tym bardziej uliczki pustoszeją.
Docieramy pod wiatrak van Piet
podchodzimy pod sam wiatrak i tam robimy sobie przerwę, gdybym wiedziała, że będę pisać relację, zrobiłabym zdjęcia, których mi teraz brakuje, ale podczas tego wyjazdu, zwiedzaliśmy bardziej oczami niż aparatem
. Wiatrak pochodzi z 1769 roku, jest w nim według przewodnika restauracja z tarasem, ale doczytaliśmy to za późno
. Nic na to pod wiatrakiem nie wskazywało.
Warto zajść do Grote Sint Laurenskerk (brak zdjęć
), pięknego kościoła św. Wawrzyńca, którego budowa trwała 50 lat a zaczęła się w 1470 r. , w którym również można trafić na koncert, wypić kawę w jednej z naw a nawet skorzystać z bardzo stylowej toalety
.
Obeszliśmy stare miasto mniej więcej dookoła, wracając w stronę placu, na którym odbywał się targ trafiliśmy na taką atrakcję
Muzyka odgrywana była z tekturowych kart, pan miał niezłą kolekcję.
Koło naszego parkingu rozlokował się w międzyczasie food truck festival, grzechem było nie zjeść frytek robionych na miejscu.
Posileni żegnamy Alkmaar i ruszamy w dalszą drogę...