Prolog
Armenia była w naszych planach od jakiegoś czasu a konkretnie od wyjazdu do Gruzji.
Zakaukazie nas zafascynowało i wiedzieliśmy, że kiedyś musimy tam wrócić.
Czekaliśmy tylko aż junior trochę podrośnie i uznaliśmy, że 2015 r. to będzie właśnie rok powrotu na wschód.
Oczywiście nie obyło się bez małych zawirowań i kilkukrotnej zmiany planów. Wszystko przez to, że gdzieś na początku roku przeczytaliśmy w prasie, że zaostrza się konflikt o Górskich Karabach i trochę sobie chłopaki na pograniczu strzelają i ogólnie nie jest fajnie. Powstał więc dylemat czy pchać się w tamte rejony z juniorem czy nie. I konkluzja była taka, że jednak chyba nie i trzeba szukać alternatywnych kierunków.
Kierunek znalazł się dość szybko i nawet w miarę tanie bilety udało się znaleźć i już widziałam nas na plaży w Varadero albo w uroczych uliczkach Hawany – starych popijających Mojito a juniora wesoło baraszkującego z lokalsami. Już prawie kupiłam bilety i wtedy postanowiłam przyjrzeć się sytuacji klimatycznej w tym rejonie w planowanym przez nas terminie wakacji. I zonk – środek sezonu huraganów. To już wiemy dlaczego te bilety takie tanie były.
I w sumie nie wiadomo co gorsze – czy dziecko na wojnę zabrać czy ryzykować z huraganem. Ani jedno ani drugie nam się nie spodobało i zaczęliśmy szukać dalej. Padło na Tajlandię ale tu byliśmy bardziej przezorni i przed najaraniem się na niskie ceny biletów sprawdziliśmy klimat i wyszło mniej więcej tak – na południu kraju zaczyna lać, w środku kraju leje w najlepsze a na północy kończy lać – albo na odwrót – czyli monsun w pełnej krasie - dziękujemy poczekamy.
Po tym wszystkim opracowaliśmy plan na Turcję ale niedługo potem przeczytaliśmy w prasie, że Władimir Władimirowicz pogroził palcem Ormianom i Azerom – kazał się uspokoić bo on w tej chwili jest zajęty na Ukrainie i nie planuje inwazji zielonych ludzików w tamte rejony i strzelanki jakby trochę ustały.
No to jednak jedziemy. Bilety na samolot kupione. Pozostaje tylko czekać długie 4 miesiące do wyjazdu.
CDN