Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Hayastan

60% ludności świata żyje w Azji. Chiny są tak szerokie, że naturalnie powinny przeciąć do 5 oddzielnych stref czasowych, ale mają tylko jedną - narodową strefę czasową. Obywatele Singapuru, Korei Południowej i Japonii mają najwyższe średnie IQ na świecie.
W Azji znajduje się najwyższy punkt na lądzie – Mount Everest (8848 m n.p.m.) oraz najniżej położony punkt – wybrzeże Morza Martwego (430,5 m p.p.m.). Spośród 10 najwyższych budynków na świecie 9 znajduje się w Azji.
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1624
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 13.04.2016 09:23

piotrf napisał(a):Klasztor Tatev odwiedziłbym chyba używając tej malowniczej drogi , która na zdjęciu prezentuje się ciekawie i jest dla mnie atrakcją sama w sobie :) , no ale my podróżujemy bez Juniora


W czasach przedjuniorskich też pewnie wybralibyśmy dojazd drogą. Teraz trzeba dbać o atrakcje dla wszystkich uczestników wycieczki. Niestety nie zawsze to co dla nas atrakcyjne podoba się juniorowi. I tak niektórzy twierdzą, że męczymy dzieciaka ;-) .
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1624
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 13.04.2016 10:11

Kolejny dzień postanowiliśmy poświęcić na zwiedzenie Tabrizu. Nie jest tego dużo – głównie Błękitny Meczet i Bazar – kilka hektarów powierzchni sprzedażowej pod dachem wpisanych na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Zastanawiamy się tylko jak przygotować na to juniora – w końcu będzie sporo siedzenia w wózku czego on już nie lubi ale na samotne wędrówki nie możemy za bardzo mu pozwolić – raz, że odległości jednak spore jak dla dwulatka, dwa – przechodzenie przez ulicę w Iranie to koszmar –im mniej junior ma wtedy pola do manewru tym lepiej.

W końcu wymyśliliśmy, że to będzie dzień poszukiwania kotków. Ponieważ młody kocha zwierzątka wszelakie to ochoczo przystał na pomysł aby na ulicy wypatrywać kotków – z każdym wypatrzonym musieliśmy się przywitać i chwilę pogadać co nieco spowalniało tempo ale w sumie nigdzie nam się nie spieszyło.

Po niedługim spacerze docieramy na miejsce. Najpierw zasiadamy na chwilę w pobliskim parku – młody oczywiście wzbudza sensację wśród miejscowych i od razu załapuje się na jakieś cukierki. Park chociaż malutki jest bardzo ładny. Dobrze utrzymana zieleń, ławeczki – miło i przyjemnie. Na ławeczkach głównie starsi panowie, ewentualnie studenci i pary.

Obrazek


Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po krótkim odpoczynku ruszamy do Błękitnego Meczetu.

Najpierw oglądamy z zewnątrz.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Potem wchodzimy do środka.

Z mozaik zostało niewiele ale to co zostało i tak robi wrażenie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Młodemu najbardziej podobały się dywany i to, że mógł biegać po budynku bez butów  :D .

Obrazek

To co nas zaciekawiło to fakt, że w części żeńskiej jest ogrzewanie (to te dziwne szafy po lewej stronie zdjęcia).

Obrazek

Panowie nie mają takiego luksusu.

CDN
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1624
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 14.04.2016 09:42

Po zwiedzeniu meczetu idziemy na bazar. Po drodze mijamy Muzeum Azerbejdżańskie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Idziemy głównym deptakiem miasta…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I docieramy na bazar.

Miejsce jest niesamowite. Kilka hektarów powierzchni handlowej pod dachem. Jest tu wszystko od dywanów, przez spożywkę, pralki i biżuterię po ciuchy.

Trochę bazarowych fotek.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Hitem bazaru okazały się jednak wewnętrzne dziedzińce. Jeden z nich w całości został opanowany przez koty. Młody miał używanie. A matka dużo czasu na robienie zdjęć sierściuchów. Nie były to chyba klasyczne persy ale i tak fajne :-)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W obrębie bazaru są też liczne meczety. Nam udało się zobaczyć jeden.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po wizycie na bazarze wracamy do hotelu celem zdrzemnięcia juniora.

Po drodze odwiedzamy jeszcze naszą ulubioną „soczkownię” czyli miejsce gdzie z owoców wszelakich, za śmieszne pieniądze wyciskają pyszne soki. Naszym prywatnym hitem były soki z granatu i mango. To między innymi dla tych smaków chcielibyśmy kiedyś wrócić do Iranu.

Po drodze zahaczamy jeszcze o nowy meczet.

Obrazek

I pozostałości twierdzy.

Obrazek

Obrazek
kulka53
Weteran
Posty: 13338
Dołączył(a): 31.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) kulka53 » 14.04.2016 10:16

Całkiem czysto na bazarze i deptaku, ale jego zabudowa :? , jakby żywcem wyjęta z PRLowskiego zakładu gdzieś na przedmieściach...
Samochody na parkingu jakby nie pierwszej młodości...
Meczety - no spore 8O i koty :mrgreen: , najpiękniejsze :D
akkon
Croentuzjasta
Posty: 337
Dołączył(a): 23.02.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) akkon » 14.04.2016 11:00

Aglaia napisał(a):
Obrazek


Czy ten wynalazek na pierwszym planie to sławetny irański Paykan?
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1624
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 14.04.2016 11:05

kulka53 napisał(a): Całkiem czysto na bazarze i deptaku,


Iran to w ogóle całkiem czysty kraj. A im bardziej na południe tym lepiej w tym temacie. My byliśmy na północy w części, której kulturowo bliżej do Turcji i Azerbejdżanu niż Persji więc jak na ten kraj to raczej w tej bardziej syfiatej.


kulka53 napisał(a): ale jego zabudowa :? , jakby żywcem wyjęta z PRLowskiego zakładu gdzieś na przedmieściach...

Samochody na parkingu jakby nie pierwszej młodości...


To chyba kwestia lat izolacji. Najpopularniejszy model, który widzieliśmy na ulicy to coś co przypominało mi Peugota 306. Chyba kiedyś mieli jakąś umowę licencyjną z Francuzami...



kulka53 napisał(a):Meczety - no spore 8O i koty :mrgreen: , najpiękniejsze :D


Kociaki rzeczywiście super.

Meczety robią wrażenie...

akkon napisał(a):Czy ten wynalazek na pierwszym planie to sławetny irański Paykan?


Chyba tak. Chociaż nie jestem ekspertem od irańskiej motoryzacji ;-)
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1624
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 15.04.2016 10:50

Po drzemce postanawiamy jeszcze wybrać się do parku Goli. Duma lokalnych mieszkańców – dla nas park jak park. Miły ale bez przesady. Liczyliśmy na jakiś fajny plac zabaw. Niestety nie było. Były tylko siłownie na świeżym powietrzu – bardzo popularne zarówno w Iranie jak i Armenii.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Wieczorem obowiązkowa wizyta na placu zabaw.

A potem jeszcze Tabriz „by night”

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1624
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 18.04.2016 09:22

Pora pożegnać się z Tabrizem i Iranem. Po śniadaniu idziemy jeszcze na pożegnalny soczek z granata albo mango (co kto lubi ;-) ).

Ponieważ wiemy gdzie w Tabrizie jest dworzec autobusowy postanawiamy jednak spróbować wrócić do Jolfy autobusem. Niestety okazuje się, że najbliższy autobus za 2 godziny. Trochę długo jak na siedzenie na dworcu. Przy dobrych wiatrach, taksówką, za nieco ponad 2h będziemy w Jolfie. Szukamy w takim razie taksy. Znajdujemy bez większego problemu tzw. savari czyli wspólną taksówkę – osobówka ale jedzie wypełniona do ostatniego miejsca. Więc do Jolfy jedziemy z dwoma innymi Irańczykami. Kosz dość śmieszny – chyba ok 50 zł. Panowie są nawet dość rozmowni tylko wspólny język trudno znaleźć – skończyliśmy na tym, że nasi siatkarze to bardzo dobra drużyna :D . Jak się tematy skończyły kierowca postanowił uraczyć nas lokalną muzyką. To był ciężkie doświadczenie. Na szczęście uratował nas junior – postanowił przysnąć – a sen dziecka wiadomo rzecz święta więc kierowca bez mrugnięcia okiem ściszył irańskie disco. Robię trochę zdjęć ale ponieważ siedzę w środku kadr mam dość ograniczony. Mimo to kilka nadaje się do pokazania ;-) .

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W Jolfie przesiadamy się do drugiej taksówki i jedziemy do granicy. Krajobrazy są przecudne i tym razem focimy bez oporu.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na granicy wymieniamy resztki riali (kilka zostawiliśmy sobie na pamiątkę) na dramy, na moście uwalniam się z chusty i tuniki. Bez problemu przechodzimy kontrolę graniczną i wracamy do kręgu cywilizacji okołoeuropejskiej. Po wyjściu z terminala napada na nas tłum taksówkarzy, którzy za jakąś horrendalną kasę chcą nas zawieźć do naszego obskurnego pensjonaciku gdzie zostawiliśmy samochód. Nie z nami te numery. W Iranie za tę kasę jeździło się setki kilometrów ;-) . Na szczęście kawałek dalej, już po wyjściu ze strefy granicznej stoi jakiś dziadek wiekową ładą, który za normalne pieniądze zawozi nas do „pensjonatu” i usilnie próbuje nas przekonać, że to nie jest właściwe miejsce dla zachodnich turystów i za niewiele więcej zabierze nas do przyzwoitego hotelu. Na szczęście jakoś udaje nam się go przekonać, że my tam tylko parkujemy samochód i nie zamierzamy tam spać.

W tym miejscu Iranowi należą się małe słowa podsumowania. Iran trochę nas zaskoczył ale na pewno pozytywnie. Przede wszystkim bardzo miłymi i chętnymi do pomocy ludźmi. Jednocześnie nie ma tutaj znanej nam z arabskich krajów pewnego rodzaju nachalności – w Tunezji mieliśmy wrażenie, że każdy chce nam coś wcisnąć, wciągnąć do swojej knajpy, sprzedać i na nas zarobić. W Iranie może jedynie taksówkarze są nieco bardziej „zorientowani na klienta” ale też bez przesady.
Kolejna rzecz, która wywarła na nas bardzo pozytywne wrażenie – ludzie. Bardzo przyjaźni i zazwyczaj skorzy do pomocy. Europejczycy z dzieckiem wzbudzali wszędzie pozytywną sensację. Ludzie podchodzili do nas na ulicy i pytali się jak nam się podoba w ich mieście i wyrażali swoją wdzięczność za odwiedzenie ich kraju. Przy placu zabaw, na którym często bywaliśmy ludzie nas zagadywali i ucinaliśmy sobie miłe pogawędki „o życiu”. No dobra – bądźmy szczerzy mąż sobie ucinał pogawędki bo w tamtejszej kulturze obcy chłop z obcą kobietą lepiej żeby nie rozmawiał (oczywiście lepiej dla tej kobiety ;-) ). A Panie jakby mniej rozmowne były. Chociaż czasem próbowały się czegoś ode mnie dowiedzieć – niestety angielszczyzną władały dość mizernie żeby nie powiedzieć wcale więc konwersacje nie były zbyt rozbudowane. Za to junior nie wiedział co to bariera językowa – wśród dzieci na placu zabaw wyróżniał się tylko blond czupryną. Czym wzbudzał spore rozczulenie nieco starszych dziewczynek, które poczuwały się do opieki nad tym małym blondasem.

To co nie podobało nam się w Iranie to kultura ruchu drogowego a raczej jej totalny brak. Nigdzie nie spotkałam się z taką dziczą na drodze. Mongolia przy tym to był bardzo cywilizowany kraj. Naprawdę nie wiem jakim cudem nie zaobserwowaliśmy jakiegoś poważnego wypadku z udziałem pieszego. W dużym skrócie – przejście przez ulicę w Iranie to dla przeciętnego Europejczyka duże wyzwanie. Najlepsza strategia to iść prosto przed siebie nie rozglądając się na boki i liczyć na to, że kierowcy jakoś sprytnie cię ominą.

Kiedyś planujemy wrócić. Kiedy? Się zobaczy ;-) .

Tyle podsumowania. Około południa ruszamy w dalszą drogę. Plan jest taki, że gdzie dojedziemy tam będziemy spali – bez spiny na jakiś cel. Udaje nam się dojechać do Goris. Śpimy w tym samym hostelu, jemy w tej samej knajpie (schemat ten sam – ciemno wszędzie, głucho wszędzie ale jak się weszło do środka to zapalali światła i dało się zjeść; tym razem w promocji dostajemy jeszcze ruskie dicho :-/).

Dzień był dość męczący więc nawet juniorowi udaje się w miarę szybko usnąć.
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1624
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 18.04.2016 09:23

Pora pożegnać się z Tabrizem i Iranem. Po śniadaniu idziemy jeszcze na pożegnalny soczek z granata albo mango (co kto lubi ;-) ).

Ponieważ wiemy gdzie w Tabrizie jest dworzec autobusowy postanawiamy jednak spróbować wrócić do Jolfy autobusem. Niestety okazuje się, że najbliższy autobus za 2 godziny. Trochę długo jak na siedzenie na dworcu. Przy dobrych wiatrach, taksówką, za nieco ponad 2h będziemy w Jolfie. Szukamy w takim razie taksy. Znajdujemy bez większego problemu tzw. savari czyli wspólną taksówkę – osobówka ale jedzie wypełniona do ostatniego miejsca. Więc do Jolfy jedziemy z dwoma innymi Irańczykami. Kosz dość śmieszny – chyba ok 50 zł. Panowie są nawet dość rozmowni tylko wspólny język trudno znaleźć – skończyliśmy na tym, że nasi siatkarze to bardzo dobra drużyna :D . Jak się tematy skończyły kierowca postanowił uraczyć nas lokalną muzyką. To był ciężkie doświadczenie. Na szczęście uratował nas junior – postanowił przysnąć – a sen dziecka wiadomo rzecz święta więc kierowca bez mrugnięcia okiem ściszył irańskie disco. Robię trochę zdjęć ale ponieważ siedzę w środku kadr mam dość ograniczony. Mimo to kilka nadaje się do pokazania ;-) .

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W Jolfie przesiadamy się do drugiej taksówki i jedziemy do granicy. Krajobrazy są przecudne i tym razem focimy bez oporu.
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na granicy wymieniamy resztki riali (kilka zostawiliśmy sobie na pamiątkę) na dramy, na moście uwalniam się z chusty i tuniki. Bez problemu przechodzimy kontrolę graniczną i wracamy do kręgu cywilizacji okołoeuropejskiej. Po wyjściu z terminala napada na nas tłum taksówkarzy, którzy za jakąś horrendalną kasę chcą nas zawieźć do naszego obskurnego pensjonaciku gdzie zostawiliśmy samochód. Nie z nami te numery. W Iranie za tę kasę jeździło się setki kilometrów ;-) . Na szczęście kawałek dalej, już po wyjściu ze strefy granicznej stoi jakiś dziadek wiekową ładą, który za normalne pieniądze zawozi nas do „pensjonatu” i usilnie próbuje nas przekonać, że to nie jest właściwe miejsce dla zachodnich turystów i za niewiele więcej zabierze nas do przyzwoitego hotelu. Na szczęście jakoś udaje nam się go przekonać, że my tam tylko parkujemy samochód i nie zamierzamy tam spać.

W tym miejscu Iranowi należą się małe słowa podsumowania. Iran trochę nas zaskoczył ale na pewno pozytywnie. Przede wszystkim bardzo miłymi i chętnymi do pomocy ludźmi. Jednocześnie nie ma tutaj znanej nam z arabskich krajów pewnego rodzaju nachalności – w Tunezji mieliśmy wrażenie, że każdy chce nam coś wcisnąć, wciągnąć do swojej knajpy, sprzedać i na nas zarobić. W Iranie może jedynie taksówkarze są nieco bardziej „zorientowani na klienta” ale też bez przesady.
Kolejna rzecz, która wywarła na nas bardzo pozytywne wrażenie – ludzie. Bardzo przyjaźni i zazwyczaj skorzy do pomocy. Europejczycy z dzieckiem wzbudzali wszędzie pozytywną sensację. Ludzie podchodzili do nas na ulicy i pytali się jak nam się podoba w ich mieście i wyrażali swoją wdzięczność za odwiedzenie ich kraju. Przy placu zabaw, na którym często bywaliśmy ludzie nas zagadywali i ucinaliśmy sobie miłe pogawędki „o życiu”. No dobra – bądźmy szczerzy mąż sobie ucinał pogawędki bo w tamtejszej kulturze obcy chłop z obcą kobietą lepiej żeby nie rozmawiał (oczywiście lepiej dla tej kobiety ;-) ). A Panie jakby mniej rozmowne były. Chociaż czasem próbowały się czegoś ode mnie dowiedzieć – niestety angielszczyzną władały dość mizernie żeby nie powiedzieć wcale więc konwersacje nie były zbyt rozbudowane. Za to junior nie wiedział co to bariera językowa – wśród dzieci na placu zabaw wyróżniał się tylko blond czupryną. Czym wzbudzał spore rozczulenie nieco starszych dziewczynek, które poczuwały się do opieki nad tym małym blondasem.

To co nie podobało nam się w Iranie to kultura ruchu drogowego a raczej jej totalny brak. Nigdzie nie spotkałam się z taką dziczą na drodze. Mongolia przy tym to był bardzo cywilizowany kraj. Naprawdę nie wiem jakim cudem nie zaobserwowaliśmy jakiegoś poważnego wypadku z udziałem pieszego. W dużym skrócie – przejście przez ulicę w Iranie to dla przeciętnego Europejczyka duże wyzwanie. Najlepsza strategia to iść prosto przed siebie nie rozglądając się na boki i liczyć na to, że kierowcy jakoś sprytnie cię ominą.

Kiedyś planujemy wrócić. Kiedy? Się zobaczy ;-) .

Tyle podsumowania. Około południa ruszamy w dalszą drogę. Plan jest taki, że gdzie dojedziemy tam będziemy spali – bez spiny na jakiś cel. Udaje nam się dojechać do Goris. Śpimy w tym samym hostelu, jemy w tej samej knajpie (schemat ten sam – ciemno wszędzie, głucho wszędzie ale jak się weszło do środka to zapalali światła i dało się zjeść; tym razem w promocji dostajemy jeszcze ruskie dicho :-/).

Dzień był dość męczący więc nawet juniorowi udaje się w miarę szybko usnąć.
kulka53
Weteran
Posty: 13338
Dołączył(a): 31.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) kulka53 » 18.04.2016 21:59

Aglaia napisał(a):Krajobrazy są przecudne

Zgadzam się, wspaniałe.
Właśnie dla nich chciałbym kiedyś się tam znaleźć... może wystarczy Turcja :roll:

Aglaia napisał(a):Nie z nami te numery.

Prawdziwi globtroterzy :cool: :D
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1624
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 19.04.2016 09:25

kulka53 napisał(a):
Aglaia napisał(a):Krajobrazy są przecudne

Zgadzam się, wspaniałe.
Właśnie dla nich chciałbym kiedyś się tam znaleźć... może wystarczy Turcja :roll:



Może tak. Życzę tego z całego serca. W orbicie naszych podróżniczych zainteresowań Turcja też jest. Tylko ostatnio jakoś tam niespokojnie i trochę nas to zniechęca :( .
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1624
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 19.04.2016 09:30

Kolejny dzień, znów w dużej mierze przeznaczamy na drogę ale będzie też trochę zwiedzania. Planujemy dojechać nad jezioro Sewan, po drodze zwiedzając cmentarz w Noratusie i klasztor Hayravank .

Z Goris wyruszamy po śniadaniu (ani wcześnie ani późno) i znaną nam drogą zmierzamy na północ.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W pewnym momencie odbijamy trochę na północny wschód i wspinamy się na przełęcz co by przejechać na drugą stronę gór. Akurat w tym miejscu junior postanawia uciąć sobie drzemkę więc niestety nie możemy się zatrzymać na zrobienie zdjęć a szkoda bo widoki są naprawdę bardzo ładne. Niestety po przejechaniu góry pogoda trochę nam się pogarsza – na razie jest tylko sporo zimniej, niestety później dojdą do tego deszcz i wiatr.

Ale na początek zatrzymujemy się przy cmentarzu w Noratusie. To chyba największe w Armenii zagłębie chaczkarów. Pięknych, starych krzyży jest naprawdę mnóstwo.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Odwiedzamy też bardziej współczesną część.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Niektóre groby są …. Dość nietypowe jak na nasze standardy ;-) .

Obrazek
Miło się wędruje ale niestety dopada nas deszcz a za nim szykuje się burza uciekamy więc do samochodu i jedziemy dalej.

Po chwili zajeżdżamy do klasztoru Hayravank, pięknie położonego nad Sewanem. Miejsce zrobiło szczególne wrażenie na … juniorze. Do kościoła wracaliśmy chyba 3 czy 4 razy bo jeszcze coś musiał dokładnie obejrzeć…

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W końcu udaje nam się młodzieńca zapakować do auta i jedziemy do Sewanu. Po drodze dopada nas deszcz i jeszcze gwałtowniejsze ochłodzenie. Sama miejscowość Sewan to obraz nędzy i rozpaczy – zbiorowisko rozpadających się bloków, rozkopane, dziurawe ulice, syf i malaria. Nie ma gdzie jeść, nie ma gdzie spać. Jak ktoś nie ma potrzeby niech nie jedzie. Lepiej od razu jechać na półwysep za miastem do Sewanwank.

Samo zwiedzanie klasztoru zostawiamy na jutro. Na razie chcemy się posilić i znaleźć nocleg. Z posileniem się nie ma problemu – u stóp klasztoru jest całkiem przyzwoita restauracja. Łapiemy ostatni stolik w środku (całe szczęście bo chwilę potem na zewnątrz zrywa się wicher i nadciąga ulewa). Obsługa nieco ślamazarna (ale przy tej ilości gości można im wybaczyć) ale jedzenie dobre.

Posileni idziemy szukać noclegu. Przy plaży są chyba 3 czy 4 ośrodki wczasowe i hotele. Otwarty jest tylko jeden. Standard nie powala, cena też nie jest jakaś super atrakcyjna.

Niedaleko jest jeszcze hotel sieci Best Western. Tu z kolei kompletnie pusto – poza recepcjonistą i ochroną nie ma absolutnie nikogo. Pokój mikroskopijny a cena odwrotnie proporcjonalna do jego wielkości. Ostatecznie decydujemy się wrócić nad jezioro. Młody jest przeszczęśliwy ze względu na plac zabaw. Jak mu się plac nudzi idziemy na plażę rzucać kamyki do wody – wrzuciliśmy ich tyle, że dziwię się, że lustro wody się nie podniosło ;-). Tak leniwie upływa nam czas aż do zachodu słońca.

Obrazek

Obrazek
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1624
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 20.04.2016 09:29

Następny dzień to leniuchowanie z małą dawką zwiedzania.

Rano idziemy na plażę powrzucać trochę kamyczków do wody. Zabawa jest przednia :D .

Ale udaje nam się też przekonać juniora, że możemy pójść zwiedzić pobliski klasztor.

Jest dość wcześnie rano więc bardzo pusto. Poza nami tylko jakaś mała grupa Włochów.

Klasztor bardzo podobny do tego co już wielokrotnie w Armenii widzieliśmy.

Ale położenie cudne.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Potem idziemy na spacer ścieżką za klasztorem żeby zobaczyć całe założenie z góry.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Potem spacerujemy trochę po okolicy. Nie jest powalająca – trochę nie tego się spodziewaliśmy. Brzegi jeziora zajęte przez ośrodki wczasowe. Dostęp do plaży mocno ograniczony przez płoty „graniczne”. Na końcu cypla prezydencka rezydencja więc wejść się nie da. Trochę jesteśmy rozczarowani.

Wracamy na nasz plac zabaw. Młody męczy zjeżdżalnie a starzy oddają się lekturze.

Popołudniu wybieramy się na rejs statkiem po jeziorze. Trochę musimy czekać aż zbierze się chętna ekipa ale w końcu się udaje.
Sewan z perspektywy wody prezentuje się tak.

Obrazek

Obrazek

A tu wspomniana wcześniej prezydencka rezydencja.

Obrazek


Po powrocie na ląd obiad i leniwe popołudnie z książką w ręku.
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1624
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 21.04.2016 10:17

Następny dzień przeznaczamy na zwiedzenie dwóch klasztorów w sąsiadującej z Sewanem prowincji Tawusz. Chcemy też odwiedzić najsłynniejsze armeńskie uzdrowisko czyli Dilijan.

Na pierwszy ogień idzie klasztor w Goshvank. Zwiedzamy go razem z wycieczką francuskich emerytów. Dziadki bardzo pilnie słuchają przewodnika. Niektórzy robią nawet notatki. Klasztor jest o tyle ciekawy, że jest dość spory. Ma wiele pomieszczeń a tym samym wiele kącików do których junior może zajrzeć. To co nieco burzy efekt to dodane w czasie renowacji szklane kopuły. Jak dla mnie wygląda to nieco dziwnie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Potem jedziemy do Hagharcin. Tu z kolei naczytałam się, że to przykład niezbyt udanej renowacji dokonanej z prywatnych środków. No może ja się nie znam na renowacji zabytków ale nie wiem co w tej renowacji nieudanego. Efekt wygląda w miarę spójnie stylistycznie i sprawia miłe dla oka wrażenie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po obejrzeniu klasztoru ruszamy w drogę do Dilijanu. Po drodze junior postanawia sobie uciąć małą drzemkę co nieco krzyżuje nam plany. Ale tylko nieco. Przejazd teoretycznie najbardziej reprezentacyjną ulicą uzdrowiska uświadomił nam, że właściwie nie ma sensu szukać miejsca do parkowania.

Wracamy nad Sewan i popołudnie spędzamy tak jak dzień wcześniej czyli obiad, książka, plac zabaw i wrzucanie kamyków do wody.
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1624
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 22.04.2016 13:58

Kolejny dzień zamierzamy przeznaczyć na zwiedzanie klasztorów na północy kraju – Alawerdi (Sanahin) i Haghpat oraz powrót do Erywania.

Znad Sewanu wyjeżdżamy rano i przez góry udajemy się na północ w stronę granicy z Gruzją.

Po drodze mijamy wiele osobliwości armeńskich dróg.

Obrazek

Obrazek

A teraz mała zagadka – co ci przypomina, co ci przypomina widok znajomy ten …. Wystarczy podać kraj ;-) .

Obrazek


W końcu około południa dojeżdżamy do Haghpat. Zauważyliśmy to już wcześniej ale dzisiejsza wycieczka potwierdza nasze wcześniejsze obserwacje im dalej na północ tym klasztory większe ale też bardziej zwarte w swej zabudowie. Jak zwiedzaliśmy Tatew, też w sumie dość duży, wydawało nam się, że ogólnie rzecz biorąc nie jest tam zbyt przestronnie. W porównaniu z klasztorami na północy to po Tatwie wiatr hulał z jednego końca na drugi. I nie chodzi tu chyba o to jak się zachowały ale tu się chyba tak budowało.

Tak więc na początek Haghpath.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Potem jedziemy do Sanahin. Tu to jest już całkiem ciasno a do tego jest remont co tylko potęguje doznania klaustrofobiczne.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Sanahin ma jeszcze jedną ciekawostkę. To stąd pochodził konstruktor samolotu MIG. Jeden taki samolot jest nawet w miejscowości.

Obrazek

Zobaczywszy wszystko wracamy do Erywania.
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Azja

cron
Hayastan - strona 3
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone