Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Hayastan

60% ludności świata żyje w Azji. Chiny są tak szerokie, że naturalnie powinny przeciąć do 5 oddzielnych stref czasowych, ale mają tylko jedną - narodową strefę czasową. Obywatele Singapuru, Korei Południowej i Japonii mają najwyższe średnie IQ na świecie.
W Azji znajduje się najwyższy punkt na lądzie – Mount Everest (8848 m n.p.m.) oraz najniżej położony punkt – wybrzeże Morza Martwego (430,5 m p.p.m.). Spośród 10 najwyższych budynków na świecie 9 znajduje się w Azji.
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1628
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 07.04.2016 09:36

Czas wyruszyć dalej. Jedziemy na południe. Wyjeżdżamy z Erywania i kierujemy się na Chor Wirap – jeden z najsłynniejszych ormiańskich klasztorów, którego zdjęcie z Araratem w tle jest chyba w każdym folderze reklamującym ten kraj.

Obrazek

Droga w miarę przyzwoita, ruch malutki, jedzie się całkiem przyjemnie. Jeszcze przed południem docieramy na miejsce. Jest rzeczywiście bardzo ładnie – klasztor i Ararat wyglądają znakomicie. Miejsce jest ładnie odrestaurowane, kręci się trochę turystów (ale nie za dużo). Popatrzcie sami:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po zwiedzaniu wsiadamy do samochodu i jedziemy dalej. Ponieważ Armenia klasztorami stoi tym razem obieramy kierunek na Noravank. Jedziemy przez wspaniałe góry, widoki przednie tylko zdjęć jakoś nie udało mi się zrobić – chyba zanadto byłam zajęta zabawianiem juniora.
Wreszcie jest nasz kolejny cel – pięknie położony w górach. Znakomicie odnowiony. Idziemy zwiedzać. Kompleks składa się z dwóch świątyń:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

I małego stanowiska chaczkarów.

Obrazek

Eksploracja wszystkiego zajmuje nam niespełna godzinę.

Akurat jest pora obiadowa a na miejscu jest jakaś przyzwoicie wyglądająca restauracja. Niestety cała zarezerwowana na posiłki dla zorganizowanych grup :evil: . Trudno. Jedziemy dalej.

Kierujemy się na Goris – tam chcemy znaleźć jakiś nocleg. Po drodze odwiedzimy jeszcze stanowisko megalitów Zorats Karer niedaleko Sisan .

Po wyjeździe z Noravank dopada nas (a właściwie juniora) pierwszy kryzys wakacyjny – on dalej nie chce jechać, chce wracać do domu do swoich klocków, pociągów i misiów :? . Na szczęście po małym ataku histerii junior postanawia uciąć sobie drzemkę a my zastanawiamy się czy to aby był na pewno dobry pomysł i co będzie dalej.

Na szczęście kryzys był chwilowy. Jak tylko dojeżdżamy do Zorats Karer, młody się budzi, bierze oba misie, które szczęśliwie załapały się z nami na wakacje i ochoczo eksploruje ormiański Stonehenge. Stanowisko jest dość rozległe, młodemu się wyjątkowo podoba – chciałby dokładnie poznać każdy kamyczek. Cóż robić – tata próbuje okiełznać młodego i misie, mama na czas na zdjęcia.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na miejscu spędziliśmy chyba z godzinę. Byliśmy praktycznie sami. Okolica bardzo ładna. Po jakiejś godzinie udało się przekonać młodego, że te kamyczki są jednak bardzo do siebie podobne i może nie warto ich aż tak dokładnie oglądać. Udało się. Możemy wsiadać do samochodu. Jedziemy dalej – do Goris.

W Goris znajdujemy nocleg – chociaż łatwo nie było – nasz pierwszy wybór niestety okazał się nietrafiony – tzn. właścicielka twierdziła, że wszystko ma zajęte. My tam nikogo nie widzieliśmy ale nie chcą nas to nie. Na szczęście drugie podejście okazało się skuteczne i znaleźliśmy pokój w niedużym hostelu.

Kolejne wyzwanie – trzeba się wyżywić. Idziemy „na miasto”. Jedna knajpa zamknięta, druga zabita dechami. No słabo to wygląda. W końcu trafiamy gdzieś gdzie przynajmniej z zewnątrz lokal wygląda na otwarty. W środku niestety ciemno wszędzie i głucho wszędzie, już chcemy się wycofać kiedy z jakiegoś „kantorka” wychodzi kobieta i pyta się czy my chacieli kuszać. Da, da – my chacieli kuszać. Zapala światła i otwiera dla nas knajpę :D . Zamawiamy jakieś proste dania – zamiast wybranych przez nas sałatek przynoszę nieśmiertelne ogórki z pomidorami –ale trudno. Jedzenie jest przepyszne. Jeden z najlepszych, a na pewno najtańszych obiadów na tym wyjeździe.

Posileni wracamy do naszego pokoju i idziemy spać.
kulka53
Weteran
Posty: 13338
Dołączył(a): 31.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) kulka53 » 07.04.2016 11:55

Piękne górsko-stepowe krajobrazy, zresztą tak jak się spodziewałem :)
Takie lubię najbardziej....
Chyba po części dlatego tak dobrze się czuję na greckich Cykladach, tam jest trochę podobnie (przynajmniej kolorystycznie :cool: )
dangol
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13022
Dołączył(a): 29.06.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) dangol » 07.04.2016 16:24

aglaia napisał(a): Oni mnie chyba śledzą :wink: . Jeśli dobrze pamiętam to w Gruzji też byli tuż po nas albo tuż przed nami.


Dokładnie nie pamiętam, ale jakoś tak było :) . Tym razem byli na pewno przed Wami, jakieś 2 lub 3 tygodnie.

Klasztory SUPER! A Junior bardzo dzielny 8)
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1628
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 07.04.2016 19:35

dangol napisał(a):
aglaia napisał(a): Oni mnie chyba śledzą :wink: . Jeśli dobrze pamiętam to w Gruzji też byli tuż po nas albo tuż przed nami.


Dokładnie nie pamiętam, ale jakoś tak było :) . Tym razem byli na pewno przed Wami, jakieś 2 lub 3 tygodnie.


Czyli to może oznaczać, że my ich śledzimy ;-)

dangol napisał(a): Klasztory SUPER!


Armenia to raj dla klasztoromaniaków :-) .

i

kulka53 napisał(a):Piękne górsko-stepowe krajobrazy


Raj dla miłośników takich krajobrazów :D
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1628
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 08.04.2016 10:36

Rano oczywiście junior nie daje nam pospać. Budzimy się na długo przed umówioną godziną śniadania – przynajmniej mamy czas żeby spakować manatki. Przy śniadaniu spotykamy parę Czechów. Gadamy trochę o dojeździe do klasztoru Tatev i o samym miejscu. Pakujemy auto i jedziemy do wspomnianego już Tatevu.

Do klasztoru można dostać się na dwa sposoby – albo starą drogą – wąską, krętą, dziurawą i przepaścistą albo nowoczesną kolejką Wings of Tatev. Głównie ze względu na juniora wybieramy tę drugą opcję – po pierwsze kolejka jest dla niego atrakcją sama w sobie, po drugie czas – drogą zajmuje to ok. godziny (według Googla bo w praktyce zdecydowanie dłużej), kolejką ok. 20 minut.

Stara droga prezentuje się mniej więcej tak (widok z wagonika):

Obrazek

Obrazek

Dojazd z Goris do dolnej stacji kolejki zajmuje nam niespełna 15 minut. Kupujemy bilety na przejazd – na najbliższy wagonik się nie załapiemy. Pojedziemy następnym. Na parking spotykamy wycieczkę francuskich emerytów – dojechali tutaj camperami… Są w podróży trzeci miesiąc. Nie ma co wesołe jest życie staruszka ;-) . Ponieważ mamy jeszcze trochę czasu idziemy do kawiarni na kawę/sok. Młody czaruje kelnerki. Dobrze, że jest rano i ruch mały to mogą bezkarnie bawić się z nim samochodem.

W końcu przychodzi nasza kolej na kolej. Wsiadamy w takie cudo:

Obrazek

I jedziemy w górę.

Z górnej stacji kierujemy się w lewo i po chwili już jesteśmy w klasztorze. Jak na Armenię jest tu sporo zwiedzających ale nie jest jakoś bardzo tłoczno. Zwiedzamy wszystkie zakamarki. Miejsce jest świetnie zachowane i sprawia na nas bardzo pozytywne wrażenie.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Po zwiedzeniu klasztoru idziemy jeszcze kawałek do punktu widokowego żeby przyjrzeć się całemu założeniu „z góry”.

Obrazek

Obrazek

Potem zjeżdżamy na dół. Ponieważ pora jest obiadowa a dalej nie bardzo wiadomo jak będzie z aprowizacją postanawiamy zjeść obiad w restauracji przy dolnej stacji kolejki. Może nie jest to najtańsza opcja ale jedzenie jest smaczne a to w sumie najważniejsze. Posileni jedziemy dalej – na południe.

Droga wije się malowniczo przez góry – mija jakieś miasta, które poza ogólną brzydotą w ogóle nie zapadły nam w pamięć (za to góry są przepiękne). Jest pusto – bardzo pusto. Czasem mijają nas jacyś lokalsi. Na szczęście nie trafiamy na żadną ciężarówkę bo wyprzedzić taką na tych serpentynach to byłoby nie lada wyzwanie.

Obrazek

W końcu dojeżdżamy do Meghri. To już prawie koniec świata. Początkowo planowaliśmy tutaj nocleg ale jedyny hotel, który zauważamy nie wzbudza naszego zaufania. Jedziemy więc dalej do Agarak. To już kompletna dziura zabita dechami. Nasze oba przewodniki polecają jakieś pokoje gościnne, znajdujemy bez trudni i …. :-? . Czy my na pewno chcemy tu spać? Wyjścia specjalnego nie ma – możemy wrócić do Meghri ale tam chyba nie będzie lepiej. Spotkanie z cywilizacją planujemy dopiero jutro. W końcu decyduje za nas junior – po podwórku biegają kotki a panowie, którzy oprócz nas zamierzają korzystać z noclegu w tym przybytku ochoczo kopią z młodym piłkę. Na myśl o tym, że mam juniora wsadzić do auta i szukać innego noclegu robi mi się słabo i zostajemy z myślą, że może wcale nie jest tak łatwo dostać świerzbu a jak się go już dostanie to może wcale nie leczy się go tak trudno ;-) .

Pierwsze schody pojawiają się wieczorem – młody chce spać a Panowie (kierowcy, handlarze itp.) w najlepsze dywagują sobie na tarasie nie przejmując się zupełnie czymś takim co w cywilizacji europejskiej nazywamy ciszą nocną. Parę razy proszę, błagam, tłumaczę ale mają mnie w dalekim poważaniu. W końcu gdzieś tak bliżej północy małżonek mój wziął sprawy w swoje ręce – wyszedł, łamaną ruszczyzną poinformował wszystkich, że malcik chaciał spać i cicho mają być – po 5 minutach towarzystwo rozpierzchło się po pokojach a jeszcze rano nas przepraszali, że trochę głośno byli. Ot siła perswazji.
Vjetar
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 45308
Dołączył(a): 04.06.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) Vjetar » 08.04.2016 18:45

Piękne zabytki, ciekawa kultura, egzotyka.
Jeszcze gdyby jakieś ciepłe morze było... ;)

Pzdr
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1628
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 09.04.2016 08:10

Vjetar napisał(a):Jeszcze gdyby jakieś ciepłe morze było... ;)



Morza nie ma jest jezioro. O tej porze roku kiedy my byliśmy raczej zimne jak cholera ale widziałam takich co się zanurzali :roll: .

Jeśli ktoś bez morza nie może żyć to można połączyć Gruzję z Armenią. W tej pierwszej ciepłego morza pod dostatkiem :hut: .

:papa:
kulka53
Weteran
Posty: 13338
Dołączył(a): 31.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) kulka53 » 09.04.2016 17:14

Aglaia napisał(a):jest jezioro. O tej porze roku kiedy my byliśmy raczej zimne jak cholera

We wrześniu zimne? to ono szczególnie ciepłe chyba nigdy nie bywa :roll:

Troszkę brakowało mi w relacji jakiejś mapki by wiedzieć gdzie się znajdujemy, ale od czego mapy google :cool: , parę minut i już wszystko (albo prawie) wiem :) . Przejechaliście już niemal pół kraju 8O

Lubię takie kompaktowe tereny do zwiedzania :idea: , Armenia zawsze jakby bardziej pociągała mnie niż Gruzja. Ale sądzę, że nigdy się tam nie znajdziemy :roll: , chociaż czytając o Francuzach w kamperach... kto wie :wink:
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1628
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 10.04.2016 12:54

kulka53 napisał(a):
Aglaia napisał(a):jest jezioro. O tej porze roku kiedy my byliśmy raczej zimne jak cholera

We wrześniu zimne? to ono szczególnie ciepłe chyba nigdy nie bywa :roll:


Będąc precyzyjnym to w drugiej połowie września a właściwie pod jej koniec :-) . Poza tym ono leży prawie 1900 m.n.p.m. więc w sumie nic dziwnego, że zbyt ciepłe to nie jest.


kulka53 napisał(a): Lubię takie kompaktowe tereny do zwiedzania :idea: , Armenia zawsze jakby bardziej pociągała mnie niż Gruzja. Ale sądzę, że nigdy się tam nie znajdziemy :roll: , chociaż czytając o Francuzach w kamperach... kto wie :wink:


Teściowie córki Dangol dojechali z przyczepą więc pewnie i skoda dałaby radę. A żeby do Armenii dojechać i tak nie ma wyjścia i trzeba przez Gruzję. Chyba, że ktoś woli przez Iran...
dangol
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 13022
Dołączył(a): 29.06.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) dangol » 10.04.2016 15:26

kulka53 napisał(a): Ale sądzę, że nigdy się tam nie znajdziemy :roll: , chociaż czytając o Francuzach w kamperach... kto wie :wink:


Oprócz francuskich kemperów, docierają tam też nasze rodzime wiekowe niewiadówki :wink:, w więc - skodzinka może :D
kulka53
Weteran
Posty: 13338
Dołączył(a): 31.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) kulka53 » 11.04.2016 07:44

Aglaia napisał(a):prawie 1900 m.n.p.m. więc w sumie nic dziwnego

No fakt... nic dziwnego :)
Aglaia napisał(a):pewnie i skoda dałaby radę

dangol napisał(a):skodzinka może :D

Akurat dojazdu w ogóle bym się nie obawiał, fakt, że to daleko, ale trochę znam swoje auto :)
Bardziej czego innego... kontroli na granicach, dziwnych formularzy do wypełniania i dziwnych opłat nie wiadomo za co. A na miejscu...nieuzasadnionych kontroli na drogach i wyłudzania łapówek.
Nie wgłębiałem się w temat, ale co nieco obiło mi się o uszy :roll:
Po za tym po drodze jest Turcja :cool: , chwilowo trochę tam nieciekawie :? , ale może kiedyś sytuacja się unormuje i będzie można wrócić do snucia na nią planów...
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1628
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 11.04.2016 08:35

kulka53 napisał(a): Bardziej czego innego... kontroli na granicach, dziwnych formularzy do wypełniania i dziwnych opłat nie wiadomo za co. A na miejscu...nieuzasadnionych kontroli na drogach i wyłudzania łapówek.
Nie wgłębiałem się w temat, ale co nieco obiło mi się o uszy :roll:


To już się chyba trochę normuje. Nas ani razu nie kontrolowali - faktem jest, że mieliśmy auto na ormiańskich blachach ale jednak urodą mocno różnimy się od miejscowych więc bylibyśmy dość łatwym kąskiem.

Jeszcze trzy lata temu praktycznie nie było opcji żeby autem z wypożyczalni przejechać z Gruzji do Armenii albo w drugą stronę. Teraz jest sporo ofert typu wypożycz w Tbilisi oddaj w Erywaniu więc chyba sytuacja idzie ku lepszemu.

kulka53 napisał(a): Po za tym po drodze jest Turcja :cool: , chwilowo trochę tam nieciekawie :? , ale może kiedyś sytuacja się unormuje i będzie można wrócić do snucia na nią planów...


To niestety prawda :-( . Z resztą w Górskim Karabachu też teraz nieciekawie...
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1628
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 11.04.2016 08:38

Przyszedł ranek, zjedliśmy jakieś śniadanie, przepakowaliśmy się w jeden plecak, auto zaparkowaliśmy na podwórku i wsiedliśmy do zamówionej przez właścicielkę taksówki. Pojechaliśmy w stronę granicy na spotkanie z cywilizacją … ale tym razem perską :D .
To niewątpliwie był gwóźdź zeszłorocznego wyjazdu (i nie był on gwoździem do żadnej trumny ;-) ).

Może najpierw trochę o idei samego wypadku do Iranu. Iran był marzeniem mojego małżonka od lat wielu ale żył sobie chłopina ze świadomością, że marzenia tego ze mną raczej nie zrealizuje bo kategorycznie odmawiałam „kutania” się w jakieś chusty itp. wymysły. Traf chciał, że z Iranu niedługo przed naszym wyjazdem wróciła nasza bardzo dobra koleżanka, która uparcie twierdziła, że ta chusta wcale taka kłopotliwa nie jest, do tego wystarczą tylko długie spodnie i jakaś luźna bluzka z długim rękawem i właściwie da się żyć.

Dodatkowym argumentem było to, że Armenia, choć ładna i ciekawa to jest jednak dość monotematyczna. Po 3 dniach wszystko zlewa się w jeden wielki klasztor. Jak ktoś nie jest pasjonatem tego typu architektury to może mu się znudzić.

Poza tym Armenia duża nie jest – w dwa tygodnie można ją objechać trzy razy i jeszcze trochę czasu zostanie a miejsc na jakiś fajny odpoczynek z niezbyt dużym dzieckiem też za wiele nie ma.

Czyli zapadła decyzja – rozpoznajemy temat Iranu.

Załatwiamy wizy (info dla zainteresowanych – przed wystąpieniem o wizę w ambasadzie należy uzyskać w lokalnym MSW promesę – można to zrobić przez polskie biuro albo przez niemieckie – to drugie jest oczywiście ze 2 razy tańsze; można też oczywiście nie korzystać z żadnych pośredników – o ile ktoś włada farsi ;-) ). Ja „ubogacam” garderobę o chustę, dwie tuniki i dwie pary przewiewnych, luźnych długich spodni (jest jakiś plus egzotycznych podróży) i właściwie jesteśmy gotowi na podbój Iranu.

Ponieważ czasu nie mamy jednak zbyt dużo decydujemy się na dojazd do najbliższego dużego miasta czyli Tabrizu.

Niestety na wyjazd do Iranu nie mogliśmy wykorzystać samochodu wypożyczonego w Armenii. Generalnie wjazd do Iranu własnym autem to grubsza sprawa, wymaga jakiś dodatkowych zezwoleń, pozwoleń itp. i żadna wypożyczalnia nie godzi się na przekraczanie irańskiej granicy ich samochodami. Czyli musimy sobie radzić inaczej.

Najpierw jedziemy taksą do granicy – wysiadamy i granicę przekraczamy na nogach. Co ciekawe ten fragment ormiańskiej granicy wciśnięty pomiędzy Azerbejdżan i Iran jest chroniony przez Ormian wspólnie z Rosjanami i odprawą zajmują się również rosyjscy pogranicznicy. Z przekroczeniem granicy nie ma żadnego problemu. Najpierw ze dwa razy wertują nam paszporty po stronie armeńskiej, potem ze 3 razy po stronie irańskiej, kilka pieczątek i raptem po góra 30 minutach znajdujemy się w zupełnie innym świecie.

Najpierw czeka nas wymiana waluty na miejscowe riale – za sto dolarów dostajemy niezliczoną ilość papierowych riali. Żeby trudniej było się w tym połapać na każdym jest Chomeini.

Potem wychodzimy z terminala i bez większego trudu łapiemy taksówkę do Jolfy (jakieś 60 km, płacimy równowartość ok 40-50 zł.) i zaczynamy naszą przygodę z Iranem. Jedziemy wzdłuż granicznej rzeki, widoki przepiękne. Trochę się naczytałam o tym, że w strefie przygranicznej zdjęć lepiej nie robić więc przezornie zorki 5 nie wyciągałam. W drodze powrotnej byłam już trochę mądrzejsza więc zdjęcia z tej okolicy będą ale później.

Po niespełna godzinie jesteśmy w Jolfie skąd mamy ambitny plan dostać się autobusem do Tabrizu. Plan ambitny ale z jego realizacją mamy mały kłopot bo kompletnie nie wiemy jak dotrzeć na dworzec. W końcu w jakimś sklepie sprzedawca tłumaczy nam, że „There is no bus to Tabriz. Take a taxi”. Trochę nam się wierzyć nie chce bo przewodnik uparcie twierdzi co innego i próbujemy dalej ale jakoś nikt nam nie chce pokazać gdzie jest dworzec i każdy odsyła na postój taxi. Poddajemy się i idziemy. Okazuje się, że taxi nie jest takim zupełnie głupim pomysłem – za równowartość ok. 100 zł. jedziemy rozklekotanym peugeotem prawie 200 km.

Jolfa to małe, senne, przygraniczne miasteczko. Nic ciekawego. Na zdjęciach prezentuje się mniej więcej tak.

Obrazek

Teraz coś o taksówkach w Iranie. Po pierwsze, jak widać, są tanie jak barszcz. Po drugie wszystkie są żółte. Po trzecie mają jakiś dziwny system ewidencjonowania tras. Po uzgodnieniu ceny za kurs nasz kierowca poszedł z jakimś zeszycikiem do kantorku na postoju, tam wypisali mu jakiś świstek, wbili kilka pieczątek do zeszyciku i dopiero mogliśmy pojechać. Zeszycik był kontrolowany jeszcze dwa razy – na rogatkach Jolfy i przy wjeździe do Tabrizu.

Dojazd do Tabrizu zajmuje nam nieco ponad 2h. Niestety kierowca nie może wjechać do centrum, zostawia nas na rogatkach i tam musimy skorzystać z usług lokalnego taksówkarza, który zawozi nas do hotelu. Junior jak widzi 4 tego dnia taksówkę głośno protestuje i próbuje uciekać. Na szczęście daje się przekonać, że teraz to już będzie króciutko.

Docieramy do hotelu. Jest całkiem dobrze położony, w samym centrum miasta, standardem nie odbiega znacząca od podobnych przybytków w Europie. To zdecydowanie najlepszy hotel w jakim spaliśmy na tym wyjeździe. Tata zabiera juniora na spacer celem uśpienia młodego człowieka. Mama zalega z książką w fotelu.

Po godzinie junior wstaje i idziemy na obiad. Decydujemy się na polecaną w naszym przewodniku restauracje niedaleko hotelu. Dostajemy całkiem przyzwoity kebab, dużą porcję ryżu i jakąś zieleninkę. Do tego jakaś warzywna zupa. Całkiem przyzwoite i niedrogie. Potem chwilę spacerujemy po mieście aż w końcu lądujemy w pobliskim parku przy placu zabaw.

Tabriz pierwszego dnia prezentował się mniej więcej tak.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek
Aglaia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1628
Dołączył(a): 03.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) Aglaia » 12.04.2016 08:23

Następnego dnia postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę do Kandovanu. To taka miejscowość w pobliżu Tabrizu ze skalnymi domami – niektórzy twierdzą, że to irańska Kapadocja. My w Kapadocji nie byliśmy ale powiedzmy sobie szczerze Kandovan to prawie jak Kapadocja a prawie, jak w prawie każdym przypadku, robi wielką różnicę. Jak ktoś w tej prawdziwej Kapadocji był to może sobie spokojnie odpuścić tę irańską. Jak nie był to może pojechać żeby narobić sobie smaka na więcej.

Wydawało nam się, że z dojazdem nie będzie kłopotu. W pobliżu naszego hotelu miał być dworzec, z którego odjeżdżają autobusy w kierunku Kandovanu. Dworzec może i był ale się zmył – w jego miejscu była jedna wielka dziura i trwały przygotowania do jakiejś budowy. Jak dowiedzieliśmy się w hotelu teraz autobusy w tamtym kierunku odjeżdżają z okolic dworca kolejowego. Wsiadamy w taxi i jedziemy na dworzec. Tam żadnych autobusów nie ma – ale miła Pani w informacji tłumaczy nam, że one owszem i są ale odjeżdżają ze skrzyżowania, które jest jakieś 300 m przed dworcem. Idziemy na skrzyżowanie, oczywiście nie ma żadnych oznaczeń ale jakoś przy pomocy lokalsów udaje nam się wsiąść do właściwego autobusu. Oczywiście wszędzie wzbudzamy niezłą sensację – dwoje białasów z małym dzieckiem – i każdy chce nam pomóc albo chociaż chwilę z nami zagadać. Junior nie jest w stanie przejeść ofiarowanych mu słodyczy, owoców itp.

Autobus działa jak znany nam np. z Tunezji louge albo gruzińska marszrutka – tzn. rusza dopiero jak zbierze się komplet. Na szczęście nie musimy zbyt długo czekać. Po jakiejś godzinie jazdy kierowca tłumaczy nam, że tu musimy wysiąść (nie do końca wiemy gdzie jesteśmy) i dalej wziąć taxi. Taksówkarz oczywiście znajduje nas zanim my znajdujemy jego. Dogadujemy cenę – za kurs powrotny + chyba 1,5h oczekiwania na miejscu i jedziemy.

Tak jak napisałam wyżej Kandovan to wioska podobna trochę do tych z Kapadocji. Na miejscu sporo ludzi bo akurat jest piątek więc dzień wolny od pracy. Chodzimy sobie po schodkach w górę i w dół, junior jest zachwycony i zagląda w każdy kątek. 1,5h, na które umówiliśmy się z taksówkarzem było zupełnie wystarczające żeby wszystko zobaczyć.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

W umówionym miejscu spotykamy się z naszym taksówkarzem, który odwozi nas tam skąd przyjechaliśmy i tłumaczy jak znaleźć dworzec skąd jeżdżą autobusy do Tabrizu. Dworzec znaleźliśmy bez problemu. Tylko jakoś dziwnie tam pusto. Stoją jakieś dwa kompletnie zdezelowane pojazdy i żywej duszy nie ma. Wychodzimy na ulicę, zaglądamy do pobliskiego sklepu i pytamy się o bus do Tabrizu – pan odpowiada, że owszem są – ale na pewno nie w piątek popołudniu teraz to co najwyżej możemy wziąć taxi podjechać do Sahand a tam może złapiemy jakiś autobus do Tabrizu. Wszystko fajnie tylko sformułowanie „może” nie bardzo nam się podoba – bo to znaczy może tak a może nie. Próbujemy znaleźć jakąś taksówkę, która za rozsądną kasę zawiozłaby nas do samego Tabrizu. Nie jest to takie proste bo każdy kierowca twierdzi, że może nas zawieźć ale tylko do tego nieszczęsnego Sahand – stamtąd dopiero możemy łapać transport do Tabrizu – to chyba chodzi o te ich jakieś dziwne ograniczenia administracyjne. W końcu lituje się nad nami (a tak naprawdę to pewnie nad juniorem) taksówkarz, który wiózł nas do Kandovanu. Za całkiem przyzwoite pieniądze, niewiele większe niż kasa, którą wydalibyśmy na autobus zawozi nas prawie pod sam hotel.

Nauczkę mamy z tej wycieczki jedną – w krajach muzułmańskich, w piątki lepiej siedzieć na tyłku i nie przemieszczać się bez wyraźnej potrzeby jeśli mamy zamiar korzystać z publicznego transportu. Mamy nadzieję, że ta złota myśl jeszcze kiedyś nam się przyda.

Po krótkim odpoczynku w hotelu idziemy na obiad a potem na plac zabaw – w końcu juniorowi też należy się coś od życia.
piotrf
Weteran
Avatar użytkownika
Posty: 18688
Dołączył(a): 26.07.2009

Nieprzeczytany postnapisał(a) piotrf » 12.04.2016 15:00

Bardzo ciekawa relacja z egzotyką mało znaną i tylko szkoda , że tak tam teraz niespokojnie .

Klasztor Tatev odwiedziłbym chyba używając tej malowniczej drogi , która na zdjęciu prezentuje się ciekawie i jest dla mnie atrakcją sama w sobie :) , no ale my podróżujemy bez Juniora

Czekam na więcej


Pozdrawiam
Piotr
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Azja

cron
Hayastan - strona 2
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone