1. Odbiór auta.
Lot mamy w czwartek z GDN o 17.25. Podczas lotu szybko robi się ciemno, ponieważ lecimy na wschód. Lądujemy ok 25 minut przed czasem - lot trwał 3,5 h. Samolot, co bardzo rzadkie, tym samym pasem, na którym wylądował kołuje do terminala, po prostu zawrócił po wylądowaniu
O dziwo nie ma już odprawy paszportowej (EDIT: BYŁA, zapomniałem!!) - ale i tak paszport pokazuję, bo wymieniam w kantorze na lotnisku pierwsze 100 baksów, dostaję coś koło 270 GEL.
Gdy wychodzimy z hali przylotów, ma na mnie czekać ktoś z wypożyczalni Cars4rent. Ma czekać z kartką z moim nazwiskiem. Nie czeka. Ok, zatem idziemy kupić karty SIM.
O tej porze nadal czynne jest kilka okienek z różnymi sieciami. Ja chyba przepłaciłem, bo za 7 dni (działało na pewno do końca kolejnego czwartku do wejścia do samolotu), w sieci Magticom unlimited internet i rozmowy zapłaciłem 29 GEL (podobno można taniej). Natomiast okazało się, że w porównaniu do innych mam praktycznie wszędzie zasięg.
W międzyczasie Żona i Znajoma (bylismy w 4 osoby) dorwały gościa, który twierdzi, że jest "nasz".... On nas jakoś namawiał słyszałem, aby karty kupić taniej gdzieś indziej i musimy jechać.... coś mi tu nie grało, zatem poprosiłem o pokazanie kartki.... faktycznie moje imię, ale nazwiska brak, wyjmuję mój "voucher" i pytam, czy ma Subaru i czy jest z Cars4rent.
On na to, że nie, odwrócił się na pięcie i poszedł (chyba szukać mojego imiennika)
No dobra ale gdzie jest zatem...... "OUR MAN"????
Dzwonię - gościu odrzuca....
Za chwilę pisze na whatsup, że oddzwoni.
Oddzwania - był "terrible accident" i jest "emergency situation" i jedzie do nas .... JABA (the Hut????)
i będzie za 40 minut.
Alternatywnie możemy przyjechać do biura w Kutaisi (jest przed 24 gruzińskiego czasu, przed 22 naszego)
i on ma dla nas Ford Fusion....
What???
Fusiona to już z rok u nas nie widziałem, odpowiadam, że czekamy...
W międzyczasie Pan Jaba na prośbę koordynatora projektu "emergency situation" udostępnia nam lokalizację auta na whatsup.
jest tak 40-50 km od lotniska - jedzie od strony morza. FAK!
Co chwila podchodzą do nas taksówkarze i pytają, czy gdzieś nie podwieźć
Oglądamy wina na lotnisku (przedział od 80-100 GEL - ja rozumiem, że to lotnisko, ale coś jest nie tam z tymi cenami
kupujemy wodę za 4,75 GEL (Pani w obu przypadkach bierze banknot 5 GEL i uznaje sprawę za załatwioną, no spoko, luz
Lejemy, ale nie jest nam trochę do śmiechu.... bo okazuje się że Pan Jaba...... nie porusza się.....
my obserwujemy kilka karaluszków spacerujących za naszymi siedzeniami na lotnisku.
Czyżby kolejna "emergency situation" ?!!?!?
Tak, po 5 minutach piszę, czy wszsytko OK, bo wygląda, że auto utknęło tak 10 km przed lotniskiem , a zbliża się 1 w nocy.....
"he is cleaning auto, sir...."
W końcu stawia się Pan Jaba, krótki call z Bossem - mam dać 440 Euro Panu Jabie
Oczywiście zero pokwitowania czy coś
Pan Jaba ani nikt inny nie sprawdza, czy umiem prowadzić auto, czy mam prawo jazdy
W kontrakcie mam "additional driver" for free, korzystaliśmy z tego rozwiązania (choć też nie trzeba było podać, kto nim będzie)
Jeśli miałbym miec "accident" mam zatrzymać auto, zadzwonić do Bossa, potem dopiero ewentualnie na policję, no i dsa trzy drogi, których mój "full insiurens" nie obejmuje, co więcej na kontrakcie, który dostaję na whatsup (wcześniej przed wyjazdem podpisywałem do elektronicznie, a na miejscu miałem podpisać ręcznie...) jest napisane, że kara 500 Euro....
pewnie nie za samo wjechanie, tylko jak tam coś się stanie......
Pół godziny jedziemy do naszego pierwszego noclegu, u gruzińskiej rodziny - blisko Jaskini Prometeusza.
droga ciemna, siedzą ludzie przy domach, biegają psy, widzimy pierwsze krowy na drodze
Czekają na nas na zewnątrz domu, jest 1.30.......
Szybka toaleta, wskazują nam pokoje i idziemy spać. Przy zamkniętym oknie, bo gdy je otwieram, uderza we mnie fala nocnego gorąca - było chyba z 30 stopni w nocy i parno.... to już w pokoju jest zimniej
Rano budzimy się wcześnie, ja przed 8, a koło 9 czeka na nas śniadanie - omlet, racuszki, miód, kawa etc - bardzo dobre.
rozmawiamy trochę o medalach wiszących w salonie (klimatyzowanym) - są Córki (którą także poznaliśmy) z taek-wondo
W środkowym pokoju (miedzy naszymi) śpi nadal - do naszego wyjazdu dwóch czy trzech chłopaków, którzy także wczoraj siedzieli czekając na nas.
przed wyjazdem kupujemy u Pana domace wino (25 GEL), Pan nam przynosi siatkę brzoskwiń ("natural"!) z sadu, po czym zostajemy poczęstowani nielichą ilością CHACHY - 60%.
Dobry początek dnia.
9.40. jedziemy do Jaskini.
Kultura