Gruzja od paru lat przeżywa najazd polskich turystów. Relacje zgodnie donoszą, że wszyscy wracają zachwyceni krajem, gościnnością, jedzeniem i winem. Jako, że nad wakacjami w Gruzji myślałem od lat, w końcu postanowiliśmy sprawdzić na własnej skórze entuzjastyczne zachwyty nad tym kaukaskim krajem.
Studiując przewodnik i zdjęcia w necie, z góry odpuściliśmy wybrzeże morza Czarnego. Jakoś do Batumi nas nie ciągnęło – zamiast tego wybraliśmy parę dni do Armenii i nie żałujemy. I tak pewnej sierpniowej nocy wylądowaliśmy na lotnisku w Tbilisi, zaczynając nasz kaukaski rajd. Jako, że lądowaliśmy koło 1:00 w nocy, nocleg zabukowaliśmy jeszcze w Polsce. Hotelik okazał się miłym pensjonatem, położonym blisko stacji metra (to ważne). Nie pomnę ceny, ale aż taki tani nie był. W ogóle okazało się, że noclegi w Gruzji w przyzwoitych warunkach hotelowo-pensjonatowych kosztują całkiem sporo. Za to tanie są kwatery prywatne w różnym standardzie. Jako że w jednym miejscu spaliśmy jedną bądź dwie noce, jakość kwater znosiliśmy ze stoickim spokojem. Zwłaszcza, że bez względu na jakość noclegu, gospodarze zawsze byli przemili.
Parę słów o jedzeniu. Te było tanie i obfite, chociaż aż takich zachwytów nad kuchnią gruzińską nie podzielam. Zwłaszcza, jak po wyjątkowo tłustym i ciężkostrawnym chaczapuri mocno cierpiałem przez parę dni, co niestety odbiło wyjątkowo słabą kondycją w górach. Dużo bardziej odpowiadała nam kuchnia w Armenii
Teraz transport – publiczny też na szczęście tani. Poruszaliśmy się głównie marszrutkami – tak nazywane są minibusy w każdym poradzieckim kraju, które z zasady odjeżdżają kiedy się wypełnią pasażerami. Natomiast trochę po kieszeni bił transport w górach. Żeby dojechać i wrócić z trasy pieszej trzeba było dojechać samochodem 4x4 i tu już Gruzini sobie trochę liczyli. Opcją był wielodniowy trekking, ale na ten brakowało nam czasu.
Języki: starsze i średnie pokolenie rosyjski. Młodzi, jeżeli jakiś, to raczej angielski. Czasami z moim bardzo mocno ograniczonym, kulawym, szkolnym rosyjskim czułem się jak jednooki wśród ślepych, kiedy robiłem za tłumacza między miejscowymi, a backpakersami z zachodu, którzy tylko po angielsku ogarniali.
Na razie tyle wstępnych informacji i krótki skrót zdjęciowy z tego co zobaczyliśmy: