Za oknem śnieżnie i zimowo, pora więc wrócić wspomnieniami do trochę bardziej przyjaznych Klimatów
12/07/18 - Dzień 19.
Muszę przyznać, że do dziś podoba mi się widok, jaki mieliśmy z tarasu
idealny rano - można było w ciszy i spokoju zjeść śniadanie, idealny wieczorem - ze względu na piękne widoki zachodu słońca.
Dzisiejszy dzień planowaliśmy w większości przeznaczyć na plażowanie, przy czym najpierw trzeba było znaleźć dobre miejsce. Tym razem na północy, co - ze względu na spore fale - było wyzwaniem.
Jedziemy. Mijamy Kampos, mijamy Evdilos - drugi duży port na wyspie - i docieramy do Kyparissi. Ponoć jest tutaj ciekawa plaża z całkiem dobrym dojazdem. Zjeżdżam z asfaltówki i po kilkuset metrach piaszczystej drogi parkuję auto
Dziwne, jesteśmy tu sami
Kantyna zamknięta, wokół cisza i tylko wiatr wieje. Plaża zła nie jest (w zasadzie całkiem przyzwoita)
tylko te fale. Nie ma najmniejszej szansy, żebyśmy zostali tu z Juniorem. No nic, trzeba jechać dalej, a w zasadzie cofnąć się na zachód.
Najpierw jednak krótki postój ze zwiedzaniem Evdilos. Uroczej miejscowości
Dojeżdżamy do Armenistis i tutejszej plaży
I to jest to!
wprawdzie na środku plaży fale są spore, ale przy cypelku oddzielającym Armienistis od Livadii jest spokojniej. Do tego piasek, wydzielona część zorganizowana (i dobrze, tam są wszystkie tłumy ludzi).
Junior od początku zachwycony, szczególnie z wejścia do morza. Metodą "po co zejść, jak można skoczyć"
wyznaczył sobie ścieżkę z piasku do morza
o to chodziło. Dobrze tak poleniuchować
Choć jest to fajne miejsce, to całego dnia na wylegiwanie się poświęcać nie będziemy. Armenistis leży niedaleko naszych noclegów, jeśli więc nie będzie bardziej wiało i fale się nie powiększą, wrócimy tu jutro.
Tymczasem ponownie ruszamy w kierunku Evdilos i dalej na południe. Kilka km dalej odbijam na dość dobrą, początkowo, szutrową drogę
w kierunku zamku Koskina (w zasadzie tego, co z niego pozostało). Pierwszych kilka km szutru to fajna trasa, która kończy się przy ostatnich tutejszych zabudowaniach (gospodarstwach?) i winnicach. Mapa pokazuje jednak, że można jechać dalej i w zasadzie to samo widzę przed sobą.
Teoretycznie powinno być gorzej, ale Jimny da radę na 100%. On dał, ja niekoniecznie
ostatnich kilkaset metrów to droga-dramat. Wąska, stroma z zakrętem 180 na którym ktoś pozostawił Citroena (pewnie nie dał rady podjechać). Ciepło mi się zrobiło i to niekoniecznie od temperatury na zewnątrz
Nie było odwrotu, trzeba jechać do przodu. Dojechałem, zaparkowałem i musiałem wziąć głęboki oddech (huh, trzeba będzie wrócić tą samą trasą
)
Muszę jednak przyznać, że warto było. Dla samych choćby widoków
Zamek Koskina to 10 wieczna twierdza z czasów bizantyjskich. Dawniej był wykorzystywany do ochrony Ikarian przed atakami piratów i wrogów. Położony jest w dość strategicznej pozycji (co doświadczyłem jadąc tam
).
Wewnątrz zamku znajduje się kościół św. Jerzego Dorganasa.
Z parkingu do ruin trzeba jeszcze podejść dosyć stromą, ale w miarę krótką, ścieżką. Po chili spaceru (familia pozostała na parkingu) docieram do bramy wejściowej
Stąd już tylko niesamowite widoki
Wracam do auta i powoli zjeżdżamy. Kolejny przystanek to takie "must see" Ikarii
Parking obok zejścia na plażę Seychelles jest spory, pewnie dlatego że i chętnych na zobaczenie tego miejsca ogrom. Widać to po liczbie parkujących.
Część osób decyduje się zejść tych kilkaset m, niektórzy wolą tu dotrzeć łodzią. My wybieramy opcję nr 1 z założeniem, że jeśli trasa będzie trudna, to małżonka z Juniorem zawrócą.
Tak też się stało. Może bardzo stromo tu nie jest, ale nie idzie się wygodnie. Cała ścieżka wygląda jak koryto wyschniętej rzeki
z ogromnymi głazami, na które i z których trzeba skakać albo się na nie wspinać. Trudne dla dziecka. Rodzina wraca, ja idę dalej.
Czy warto było? Tak, dla samych widoków owszem
jest tu bardzo ładnie, ale na dłużej pozostawać nie ma sensu. Sama plaża jest maleńka i zatłoczona, co chwilę przypływają i odpływają stąd łodzie z turystami.
Jako "must see" fajne i nic poza tym. Wspinam się do góry do auta i padnięty (GO-RĄ-CO!!!) docieram na parking.
Nie ma opcji, jedziemy kawałek dalej do Manganitis na jakieś jedzenie i picie. Chciałem przy tej okazji zobaczyć od drugiej strony - legendarną - drogę na zachód do Trapalo, ale nawet nie wiem kiedy ją minąłem.
Może to i dobrze, bo takich stromizm jak w Manganitis nie widziałem nigdzie. Dobrze, że droga "zjazdowa" jest jednokierunkowa, bo nie byłoby szans się na niej minąć (i pewnie podjechać). Dodatkowo jest całkiem wąsko, co przy ostrych zakrętach powoduje konieczność wspięcia się na wyżyny umiejętności kierowcy.
Jakoś jednak zjeżdżamy do małego portu (rybacko-turystycznego) i siadamy w pierwszej tutejszej knajpce. Zimne piwo i ikariańska kuchnia były tym, czego potrzebowałem
Wypoczęci, najedzeni i napojeni możemy jechać dalej. Wprawdzie jest już dosyć późno, jednak zależy mi aby dotrzeć w jeszcze jedno miejsce.
Mijamy zjazd na drogę odbijającą na północ (tą będziemy później wracać), Plagie i za Vaoni zjedzam na południe w wyboisty szuter.
Kilka km powolnej jazdy i parkujemy. Jesteśmy TU
to wyjątkowe miejsce. Ta mała skała w morzu, którą widać na zdjęciu, to skała Ikara (Vrachos tou Ikari). Wg mitów to właśnie tutaj Ikar, zafascynowany możliwością latania, spadł do wody.
Teraz możemy już wracać
I tak minął kolejny dzień na Ikarii.