Druga część dnia zapowiadała się mocno intensywna. Tuż po 9 ponownie opuszczamy pokoje i idziemy odebrać wynajęte wcześniej auto.
Dostajemy fabrycznie nowego Fiata Pandę, na którego właściciel niemal nakazuje dmuchać i chuchać
Obiecuję, że krzywda mu się nie stanie, płacę 25EUR i ruszamy.
Opuszczając Chorio
docieramy do pierwsze z plaż, które chcę dziś odwiedzić. To Katsadia. Wąska i piaszczysta, z odrobiną cienia. Ładnie tu
obok niej są jeszcze dwie, bardziej kamieniste, zatoczki zwane Papandria
Wracamy na północ, mijamy wzgórze Kastro i zatrzymujemy się na chwilę przy Panagia tou Charou
a kilkaset metrów dalej znajdujemy miejsce zwane Dimitris Farm
Produkują - i sprzedają - tutaj wino (przeciętne), sery (wyśmienite), jogurty a także ogrom owoców, warzyw i ziół. Fajne miejsce
Robimy małe zakupy i po chwili jesteśmy w drugim punkcie. To żwirkowata i wąska Hohlakora.
która zdecydowanie nie przypada nam do gustu. Może kolejna?
W zasadzie to "kolejne" - Tourkomnima (po lewej) i Ksirokambos (po prawej) oraz Aghios Nikolaos tuż pod kapliczką.
To miejsce zdecydowanie przypadło nam do gustu. Może więc przyjedziemy tutaj później i zostaniemy na dłużej.
Kolejnym punktem miała być słynna Monodendi. Jak to się stało, że wjechałem na drogę która prowadziła do tego miejsca
a następnie zawróciłem - nie wiem. O plaży przypomniałem sobie dopiero wieczorem, jak oddałem auto. Ale pech
To pewnie efekt temperatury i tego, że chcieliśmy się już wykąpać. Ileż można. Za chwilę minie tydzień od kiedy przybyliśmy do Grecji, a kontakt z morzem miały co najwyżej nogi.
Jedziemy więc dalej
Mijamy Lipsi
i docieramy do najsłynniejszej na wyspie Platis Gialos.
więcej tu ludzi, niż widziałem w miasteczku. Zdaje się, że wszyscy tu wybyli co trochę nie dziwi. Raz, że jest naprawdę ładnie. Dwa - piasek, trzy - dobry dojazd i cztery - można tu dotrzeć również lokalnym autobusem.
Spędzamy tu kilka godzin. Ponieważ zrobiliśmy się głodni, a wracać nie zamierzamy, siadamy w tutejszej - wyśmienitej - tawernie
Najedzeni docieramy do końca drogi prowadzącej na zachodnią część wyspy. To zatoka Moschato.
z uroczą mała kapliczką
Ostatnim punktem (nie licząc...Monodendri) był Pende Oksomartyres. Ogromny, nie tylko jak na Lipsi, monastyr.
Prowadzi tutaj wybetonowana, dobra droga.
Jesteśmy tu zupełnie sami, więc możemy w ciszy i spokoju pooglądać to miejsce
Południowa droga kończy się około 700 metrów dalej parkingiem. Stąd krótka, stroma, ścieżka prowadzi do plaży Kimisi
oraz Kato Kimisi Theotokou.
Mnie jednak interesuje niezbyt długa, zaledwie kilometrowa, ścieżka do pustelni Pano Kimisi Theotokou. Wg przewodnika - zamieszkałej przez pustelnika
krótka konsultacja z małżonką i dostaję zielone światło na ruszenie w drogę. Auto stoi w cieniu, Junior śpi. Idę.
Choć ścieżka długa nie jest, stroma specjalnie też nie, to upał robi swoje. Na chwilę zatrzymuję się w cieniu złapać oddech - miejsce docelowe już widzę
po długiej chwili, mocno zmęczony zdobywam Pano Kimisi Theotokou
Po pustelniku ani śladu, natomiast napis na drzwiach pustelni przekonuje mnie do tego, żeby ich nie dotykać
teraz tylko powrót do auta
i wracamy do pokojów. Po drodze tylko jeden przystanek - jedyne na Lipsi stanowisko archeologiczne. Można?:)
Strasznie męczący dzień, ale kąpiel w morzu mamy za sobą. Genialnie!