24 czerwca, 10:00. Czekamy na auto z Atheny i jak mawiała moja babcia - ni widu, ni słychu. Zadzwoniłbym do wypożyczalni, ale jedną z zalet Paleochori Studios jest brak zasięgu komórki. Zabawnie musiało wyglądać moje bieganie po okolicy z telefonem w ręce. No ale udało się i po kilku wyjaśnieniach ze strony wypożyczalni (nie doczytali, że mieli auto dostarczyć i myśleli że odbiorę je w biurze) czerwony Matiz dojechał po 11. Miałem zatem kilkadziesiąt minut aby dotrzeć do Apolloni aby złapać prom na Kimolos,a kolejny był dopiero o 14:30.
Zatem na skróty przez Zefirie na północ (zamiast główną drogą przez Kanave i Adamas) pędzimy strzałą Chevroleta
Docieramy dosłownie na kilka minut przed odpłynięciem Panagii Fanaromeni i jako ostatni wjeżdżamy na prom by po 30 minutach zjechać z niego jako pierwsi
Jesteśmy w Psathi - porcie Kimolos, gdzie czeka na nas Aspasia która prowadzi pensjonat Sofia's Apartments w Chorio na Kimolos. W pokoju czeka na nas niespodzianka - mała buteleczka tsipouro, kilka lokalnych słodkości i list powitalny. Miłe
Studio to duże, około 50 metrowe pomieszczenie składające się z pokoju dziennego, sypialni i wielkiej łazienki. Nie ma jednak czasu na zachwyty, biegniemy do piekarni, do marketu i wracamy. Postanawiam, że to po co tutaj przyjechaliśmy czyli Skiadi zobaczymy dziś. Podobnie jak pozostałą część tej maleńkiej wyspy.
Dzięki temu wybierzemy sobie plażę na której posiedzimy jutro cały dzień
Zatem w drogę, choć pierwszym przystankiem zostaje urocza Goupa. Jeśli podobały Wam się kolorowe sirmata (σύρματα) to tutaj są one po prostu bardziej naturalne i niekomercyjne. Spełniają do dziś swoje pierwotne przeznaczenie czyli bycie zimowym schronieniem dla łodzi. Wielkie WoW!:)
Ponieważ nie zjeżdżaliśmy autem do wioski a zostawiliśmy je przy głównej drodzy, teraz musimy do niego wrócić. Wspólnie dochodzimy do wniosku że bez butli wody, która została w pokoju, dalsza podróż nie ma sensu.
Wracamy więc do Chorio szukać sklepu gdzie Asia kupuje 3 półlitrowe butelki zimnej wody. Powinny wystarczyć.
Zatem Skiadi. Tuż za miastem (miasteczkiem w zasadzie) kończy się wąski asfalt i zaczyna wąski szuter. Nie wiem jak tutaj mijają się auta, ale ruch nie przypomina autostradowego więc być może nie ma takiej potrzeby. Toczymy się powoli na północny zachód. Sporo kamieni, ale Matiz daje radę
Po mniej więcej 2km pojawia się po lewej stronie wielki napis "Skiadi" z wymalowaną strzałką w lewo. Wysiadka i dalej pieszo.
Idzie się naprawdę przyjemnie, choć przez całą kilometrową trasę brakuje cienia. Znaki prawidłowo kierują nas do Grzyba, przy którym (a w zasadzie to pod którym) robimy postój, uzupełniamy płyny, robimy zdjęcia, rozkładamy statyw, robimy kolejne zdjęcia i wracamy
Postanawiam jechać dalej drogą w stronę Prassy i porównać ją z plażą w Bonatsa. Zanim jednak dojeżdżamy na tą pierwszą kieruję się za znakami kierującymi do Kimolia Gi - kolejne pensjonaty ale mają "przydomowy" bar, w którym delektujemy się frappe i zimnym Fixem.
Plaża w Prassa robi na nas ogromne wrażenie. Oślepiająca biel i drobny piasek. Brak tłumów, ale też leżaków i parasoli. Cóż, coś za coś, w torbie przecież mamy koc plażowy
Kilka zdjęć i jedziemy zobaczyć jak wygląda Bonatsa. Po drodze w jedynej na wyspie stacji benzynowej tankuję za 10EUR, powinno wystarczyć.
Mijamy jeszcze raz Goupe, wjeżdżamy do Psathi gdzie Asia kupuje pamiątki a ja szukam nieistniejącego marketu (napój zdecydowanie by się przydał) i jedziemy w kierunku Aliki aby po kilkudziesięciu metrach skręcić na południę. Wąską i kamienistą drogą docieramy na największą i zorganizowaną (z leżakami) plażę Bonatsa. Jest tutaj przyplażowa kantyna.
Mimo iż jest piasek, to Prassa wydaje się zdecydowanie ładniejsza i tam postanawiamy wrócić nazajutrz. Mijamy Kalamitsi i po zrobieniu nadmorskiej "pętli" postanawiam dotrzeć jeszcze do Ellinika, gdzie wg mapy znajdować się ma miejsce archeologiczne. Faktycznie są tutaj jakieś groby a w morzu ponoć widnieją pozostałości zatopionego miasta. Obok znajduje się również plaża nudystów, więc co by nie stresować golasów aparatem, postanawiam wrócić do auta. Wracamy do Chorio, bierzemy prysznic i mimo zmęczenia postanawiam, za wielką namową Asi, wybrać się "na wiatraki". Spacer męczący ale warto. Z jednej strony widok na Chorio i Psathi, z drugiej zaś wiatraki. Część z nich w całości, pozostałe stanowią urocze ruiny.
Wracamy na kolację do pokoju. Kolejny męczący, ale jakże piękny dzień...
- Całość trasy
- Spacer w Chorio