24/06/2015. Środa.
Postanowiłem dotrzeć do Kalotaritissy, a były na to dwa sposoby. Pierwszy, który planowałem, to ponad godzinny spacer ze Stavros ścieżką prowadzącą przez góry. Mimo wiatru i upału byłem skłonny wysilić trochę nogi i zebrać się o 6.
Odkryliśmy jednak, że na wyspie istnieje komunikacja autobusowa (!!! ), dzięki czemu pojawiły się jeszcze dwie opcje - mogłem samodzielnie iść rano i celować w powrót autobusem, albo wspólnie z familią wybrać się na wycieczkę.
Ostatecznie, po negocjacjach, postanowiliśmy skorzystać z opcji nr 3. Tak więc pierwszym autobusem (a ileż to trzeba było się naszukać rozkładu jazdy ) ruszamy na północ Donoussy
po kilkudziesięciu minutach mozolnej jazdy przez góry docieramy na miejsce. Moglibyśmy tu zostać dłużej i się poopalać, niemniej jednak nie zabraliśmy ze sobą ani namiotu dla Młodego, ani koca dla nas.
Plan więc jest taki, aby porobić kilka zdjęć i wrócić, być może z przystankiem po drodze, tym samym autobusem.
Tak więc pstrykam najbliższe plaże
i ruszamy pod niewielkie wzniesienie w kierunku Tripiti
do której docieramy po kilkunastu minutach
ponieważ dziś czas mamy jeszcze bardzie ograniczony niż zwykle - trzeba zdążyć na autobus - po chwili zawracamy w kierunku Kalotaritissy
po chwili pakujemy się do autobusu i ruszamy w kierunku Mersini
Tu wita nas Aghia Sophia
ale my szukamy cienia, który spodziewam się znaleźć w pobliskim źródle
do którego prowadzi fajna, brukowana droga
Przyjemny, bo tym razem w dół, spacer zajmuje raptem kilka minut
a miejsce jest faktycznie niestamowite. Zielone, ocienione, chłodne i z wodą nadającą się do picia
Wracając postanawiamy usiąść na chwilę w pobliskiej, słynnej na całej wyspie, tawernie Tzi Tzi. Może uda się coś zjeść?
A już z pewnością potrzebujemy się czegoś napić.
Dalszy plan zakładał zostawienie tu małżonki i Juniora, w cieniu i z portfelem a ja miałem zejść na dół w kierunku Livadi oraz Fikio. Trasa w dwie strony powinna mi zająć około godziny.
Problem jest tylko taki, że tawerna wygląda na zamkniętą. Jak na złość wiercący się Olek postanawia samodzielnie opuścić swoje miejsce leżące i nabić sobie guza
Szczęście w nieszczęściu takie, że jego krzyk budzi właściciela, który serwuje nam napoje. Małemu odechciewa się dalszego rozrabiania i kategorycznie odmawia leżenia, a skoro mamy go nosić to postanawiamy wspólnie zejść trochę niżej - w kierunku plaż.
No to ruszamy, ciekawe jak daleko zajdziemy
Ścieżka jest wyznaczona i oznaczona tabliczkami z nr3.
początkowo idzie się przyjemnie, później zaczynają się kamienie - tu familia postanawia zaczekać pod jedynym w okolicach krzakiem.
Ja zaś obiecuję że nie zejdę na plażę, tylko zrobię kilka kroków, pstryknę zdjęcia i wrócimy najbliższym autobusem
Obietnicy dotrzymuję i wracamy w kierunku Aghia Sophia
Potwornie wieje, bolą uszy i łzawią oczy. Postanawiamy więc na autobus poczekać ukryci za murami kaplicy
Wsiadamy i jedziemy do Stavros, a następnie spacerem przez plażę do pokoi.
Tutaj prysznic, karmienie Olka i rozrywka taty
Późnym popołudniem idziemy zaś do naszej tawerny na kolację. Zmęczeni, ale wszyscy szczęśliwi. Nawet młody z guzem na czole
Jedzenie w Iliovasilema jest przepyszne...
O, i jeszcze na koniec przypłynął Skopelitis.
To smutny widok. Jutro, wprawdzie innym promem, odpływamy do Pireusu.
Czuję niedosyt. Ta wyspa zachwyciła mnie niesamowicie i pokochałem ją równie mocno jak Iraklię. A może bardziej?