Uparłem się, by zwiedzić wyspę do końca. Początkowo usłyszałem kilka pomruków
"idziemy się opalać", ale na hasło "tam mogą być żółwie" (których i tak nikt
pewnie nie widział
) otrzymałem zgodę na wyprawę "dziki zachód Zante".
Jak zwykle zapoznaliśmy się z mapą i wiedzieliśmy, że dojeżdżając do Zakynthos
musimy udać się w stroję portu, a następnie za mostem w lewo. Kierunek Gerakas -
park narodowy wyspy.
Sam dojazd był dość przyjemny. Wszędzie gaje oliwne, zero serpentyn, brak gór,
lekko, łatwo i przyjemnie - chciałoby się napisać. Faktem jest, że ta część
wyspy to głównie nizina.
Dojechaliśmy do samej plaży (dalej się nie da), zostaliśmy "wprowadzeni w temat"
przez przesympatyczne pracownice parku zante, poinformowani o tym, że na plaży
przebywać można jedynie 3 godziny i uśmiechnięci poszliśmy zrobić kilka zdjęć.
Sama plaża całkiem ładna. Piaseczek, długie zejście do morza, leżaki (płatne) i
parasole (pewnie też). Porobiliśmy kilka zdjęć, spotkaliśmy parę Polaków i
poszliśmy w przeciwnym kierunku plaży do dziwnych tworów (nawet nie wiem, czy
skalnych).
Wyglądało to jak wapienne błoto lane z wysoka, tworzące przeróżne kształty i
groty
- Gerakas
- Gerakas
- Gerakas
- Gerakas
- Gerakas
- Gerakas
Wracając zahaczyliśmy o jedną z wielu reklamowanych plaż (oczywiście była przy
niej tawerna i ta reklama bardziej odnosiła się do niej) i wjechaliśmy pod
górę do drugiej części parku narodowego. Niestety przy pierwszym rozwidleniu
dróg wolałem zawrócić, bo żaden ze znaków nie pokazywał jak daleko jest do
czegokolwiek (wskazywały jedynie nazwę Dafni) ani z mapy nie wynikała jakość i
szerokość drogi (a nie uśmiechało mi się wracać tyłem przez kilka km, tym bardziej,
że auto nie ma napędu na 4 koła). Szkoda, bo bardzo chciałem zobaczyć jakąś
dziką plażę.
- Droga z Gerakas do Limni Keriou
- Droga z Gerakas do Limni Keriou
- Droga z Gerakas do Limni Keriou
- Droga z Gerakas do Limni Keriou
Skierowaliśmy się w stronę Keri. To był niezły ubaw. W/g mapy powinna tu być
latarnia morska i punkt widokowy. Dojechaliśmy do skrzyżowania "Keri" i "Paralia
Keriou", czyli plaża Kerii. Stwierdziłem, że jak plaża, to na pewno i latarnia
morska
Z błędu wyprowadziły mnie pierwsze widoki. Po pierwsze nie istnieje coś takiego,
jak Keri Lake, na które kierują znaki. Owe jezioro to jakieś zarośnięte i
śmierdzące bagno
Po drugie z Limni Keriou rozciąga się niesamowity widok
na Marathonisi, czyli wyspę żółwii. Chciałem tam popłynąć, ale statek - chyba
jedyny z Limni - który pływał zarówno na wyspę jak i grot Kerii właśnie
odpłynął. Następny za godzinę, więc odpuściliśmy sobie. Można było wprawdzie
wynająć jakąś
łódkę, ale nigdy tym nie pływałem, więc sensu to w ogóle nie miało. Chciałem
jeszcze podjechać autem do Marathii, ale wybito mi to z głowy
)
Przeszliśmy spacerkiem plażą w lewą stronę pod górę (w kierunku tawerny)
mijając po drodze coś, co kiedyś było drogą (jest to to na zdjęciu) a obecnie będąc
zawaloną drogą. Przez chwilę odechciało mi się jeżdżenia po wyspie.
Szukaliśmy latarni morskiej, ale nie było jej. Asia wpadła na pomysł, żeby
sprawdzić na mapie gdzie jesteśmy. No tak. Limni Keriou (czy tam Paralia), to nie
Keri! Jedziemy więc na zwiedzanie. Do samego Kerii oczywiście droga zawinięta
jak ślimaczy domek. Ciężko się jeździ po Zante, drogi tutaj wymagają ogromnego
skupienia i ktoś, kto je projektował musiał wypić duuużo Ouzo (lub Tsipouro,
które zdecydowanie wolę). Wszystko fajnie, dopóki nie dojechaliśmy do Keri i
drogowskazów
kierujących na latarnię. Dobrej jakości (w/g mapy) główna droga ma szerokość
jednego auta. Nie chcę nawet myśleć jak tutaj można się mijać (miałem akurat
szczęście i nikt nie jechał z naprzeciwka).
- Limni Keriou
- Limni Keriou
- Limni Keriou
- Limni Keriou
- Limni Keriou
- Limni Keriou
Dojechaliśmy do naszej upragnionej latarni. Okazała się być tawerną, więc
zrobiliśmy kilka zdjęć plaży (cuuuuuuuuuuuuuudny widok) i największej na świecie
flagi greckiej (zdobywczyni rekordu Guinnessa). Ale to była tawerna!! Na górze
musi być latarnia.
I była. Należy jedynie uważać czym się w jej pobliże wjeżdża. Na pewno nie może
to być coś innego niż auto z napędem 4x4
Mało kół nie urwałem wbijając
się w ten krajobraz Marsa. Z przerażenia nie zrobiliśmy nawet zdjęć
Zająłem się zawracaniem, ścierając pot z czoła. Koniec! Koniec tych gór
Mamy
całą wyspę za sobą, trzeba jedynie wrócić do apartamentów.
Po drodze spodobał mi się znak kierujący na domową winiarnię. Po zdaje się 10km
dotarliśmy do sympatycznej chatki greckiej, otoczonej z każdej strony
winnicami. Za 1.5EUR kupiłem 2l wina białego, za drugie tyle czerwonego,
dodatkowo (prezenty dla rodziny)
przywiozłem to samo wino w korkowanych butelkach szklanych za 2eur 0.75l. 2l
oliwy z oliwek (domowej, a jakże) to koszt 6EUR. Tanio, ale bałem się jej
transportować (bo upał niesamowity).
Powrót jak zwykle przez Zakynthos (z pominięciem takich paskudztw jak Laganas) ,
Tsilivi, Gerakari i Kavos Psarou
Uff, znów piękny widok na morze z
naszego apartamentu (cudowny był), przygotowania do kolacji (oczywiście z winkiem,
bo jakżeby inaczej) i spanie. Jeszcze tylko jeden dzień tutaj i ruszamy na
Kefalonie!
- Keri
- Keri
- Keri
- Keri
- Keri
- Keri