C.d.
31 Maj
Tak jak planowaliśmy z 30 na 31 maja w nocy żegnamy się z właścicielem naszej kwatery w Ohrid, wsiadamy w samochody i w drogę. Początkowo kierujemy się na Bitolę, a potem kawałeczek i już grecka granica. Na granicy trzeba oddać macedońskiemu celnikowi wypisany druczek, który dostaje się przy wjeździe (z tego co pamiętam to wpisuje się kraj pochodzenia, adres i gdzie się przebywało w Macedonii), jeszcze grecka odprawa ( tutaj błyskawicznie) i już mkniemy dalej. Jedziemy przez górskie tereny i temperatura oscyluje w okolicach pięciu stopni Celsjusza.
Początkowo kierujemy się na Kozani. W pewnym momencie zaczyna się autostrada, jedziemy dosyć szybko, dzieci śpią, co pewien czas zatrzymujemy się jednak na dotlenienie w celu walki z sennością. Tutaj okazuje się kolejny już raz jak trafionym był zakup CB radia. Podczas takiej podróży na dwa samochody jest to nieocenione udogodnienie. W przeciwnym razie do komunikacji pozostały by tylko komórki (za granicą, a już szczególnie poza Unią dosyć droga przyjemność).
Gdzieś na wysokości Greveny zjeżdżamy z autostrady zjazdem 8A, który według map jakie posiadamy miał nas zaprowadzić w okolicę Kalambaki. Niestety okazuje się, że mapa sobie, a droga sobie i po dosyć długiej jeździe po górach, na drogę nr 6 do której chcemy dojechać, wjeżdżamy w okolicach Metsova. Nie za bardzo na mapie potrafimy znaleźć drogę, którą tu przyjechaliśmy. Niestety po raz kolejny już okazało się, że w Grecji nie do końca można wierzyć mapie. Z tych planowanych 700 kilometrów, jak się potem okazało, zrobiło nam się 800.
Dojeżdżamy w końcu do Kalambaki i skręcamy obejrzeć klasztory Meteory. Robimy kilka zdjęć, trochę szkoda tylko, że jesteśmy tutaj tak wcześnie rano i zdjęcia nie są takie jak mogły by być przy pełnym słońcu. No ale nie można mieć wszystkiego.
Jedziemy z powrotem do drogi numer 6 i kierujemy się na Larissę, gdzie wjeżdżamy na autostradę A1 prowadzącą nas do samych Aten i Pireusu. Ruch jest niewielki, od czasu do czasu płacimy po 2,5 euro za autostradę. Szybciej niż myśleliśmy dojeżdżamy do Aten, tutaj kierunek Pireus, oznakowania dosyć dobre i bez problemów dojeżdżamy do portu.
Okolice portu
Parkujemy samochody, spacerujemy trochę, robimy kilka zdjęć i znajdujemy budkę
Hellenic Seaways, linii którymi popłyniemy jutro na wyspę Ios. Odbieramy bilety, rezerwowane i zapłacone wcześniej poprzez Ich stronę internetową, cena to około 45 euro za osobę
Wracamy do samochodów, czas znaleźć nasz dzisiejszy nocleg. Jedziemy wzdłuż wybrzeża w kierunku portu jachtowego Mikrolimano w pobliżu którego jest
Hotel Lilia gdzie będziemy dzisiaj spać.
Za nocleg płacimy 65 euro za pokój 2+1 ze śniadaniem i porannym transportem na prom do portu.
Znajdujemy w końcu hotel, no i oczywiście znowu problem z parkowaniem, są co prawda dwa miejsca ale jedno jest przynależne do jakiegoś prywatnego domu. Możemy tam zostawić samochód tylko na jedną noc co jest problemem gdyż już wcześniej postanowiliśmy nie brać samochodów na wyspy. Właścicielka Hotelu Lilia bez problemu godzi się na nieodpłatne zostawienie na 13 dni samochodu pod jej hotelem ale niestety na drugi nie ma po prostu miejsca. Postanawiamy w końcu zostawić jeden samochód pod hotelem a drugi
w podziemnym parkingu koło portu.
Przepakowujemy walizki, część musi zostać w samochodach w Pireusie, a część wnosimy do pokojów.
Pozostałą część dnia odpoczywamy w pokojach, a potem spacerujemy trochę po Mikrolimano.
Wychodzimy wieczorem jeszcze raz na spacer, po godzinie 21 port i okoliczne lokale wprost tętnią życiem. No ale trzeba już wracać, jutro wcześnie rano pobudka.
Uff to był baaardzo długi dzień.
CDN