C.d.
28 Maj
Po śniadaniu znosimy walizki, wsiadamy do aut, i znowu w drogę. We Vlorze zatrzymujemy się jeszcze na zakupy. Ceny w sklepie bardzo niskie np. ichni koniak 120 leków(ok. 1 euro).
Vlore
Z Vlory jedziemy w kierunku Fier
Za Fier już autostrada. Jedziemy dalej aż do zjazdu na Rrogozhine. Kilkaset metrów kiepskiej nawierzchni
a dalej jest już dobra, nowa droga. Dojeżdżamy do Elbasan i skręcamy z głównej drogi w kierunku centrum. W mieście parkujemy samochody na parkingu pod hotelem Skampa, zaraz pod murami starego miasta.
Przez Bramę Targową wchodzimy na starówkę
Spacerujemy trochę po uliczkach starego miasta
Mijamy meczet
Idziemy dalej obejrzeć cerkiew Najświętszej Marii Panny
Kościół jest zamknięty, na szczęście w otwartej zakrystii spotykamy duchownego, który otwiera nam drzwi od świątyni.
Duchowny pyta się skąd jesteśmy i stara nam się opowiedzieć trochę o kościele, mówi o podziemiach pod świątynią, o tym, że gdyby nie wąskie uliczki starówki Elbasan, którymi nie mogą wjechać buldożery, to kościół za czasów Hodży zostałby zburzony.
Za cerkwią znajduje się grobowiec Kostandina Kristoforidhiego, jednej z czołowych postaci albańskiego odrodzenia
Wychodzimy ze starówki. Naprzeciw Bramy Targowej jest zabytkowa studnia z pitną wodą.
Jemy jeszcze kilka byrków, kupionych w budce. Pakujemy się do samochodów, w centrum miasta tankujemy jeszcze paliwo(jest lpg)i jedziemy dalej w kierunku Macedonii.
Tym razem nie jedziemy na Strugę tylko odbijamy na Pogradec, przed nami jezioro Ohridskie
Przy drodze można kupić sobie rybkę
Wjeżdżamy do Pogradec, akurat te ulice w mieście, przez które przejeżdżamy, nie robią na nas najlepszego wrażenia.
Jeszcze kawałek jazdy, na granicy uiszczamy odpowiednie opłaty, z tego co pamiętam 2 euro, i żegnamy się z Albanią(mam nadzieję, że nie na długo)
Gdzieś czytałem, że do Macedonii nie można teraz wjechać bez wykupionego turystycznego ubezpieczenia zdrowotnego. My zawsze takie mamy, z tym, że nikt nas o to na granicy nie pytał.
Za granicą kierujemy się do klasztoru św. Nauma. Po zaparkowaniu samochodów, deptakiem wzdłuż którego jest dużo budek z pamiątkami, dewocjonaliami i miejscowymi specjałami, idziemy w kierunku klasztoru.
Jedziemy dalej w kierunku Ohrid. W planach mieliśmy w Trpejcy skręcić w prawo i pooglądać sobie Jezioro Ohridskie z góry, ale niestety zaczyna padać deszcz i znowu nic z tego.
Na przedmieściach Ohrid tankuje lpg(można płacić kartą), trochę dalej znajdujemy supermarket z bankomatem obok, gdzie robimy zakupy. Cały czas pada deszcz, przeżywamy mały szok termiczny po czarnogórskich i albańskich upałach. Teraz czas znaleźć naszą kwaterę, kupujemy mapy które i tak na nic nam się zdają, nie ma na nich zaznaczonych ulic jednokierunkowych. Właściciel kwatery, gdzie mamy zarezerwowane noclegi, pisał, że najlepiej jest trafić do niego wjeżdżając na stare miasto górną bramą. Dużo było kluczenia, zanim trafiliśmy, musiał nas do niej pilotować w końcu jeden z mieszkańców Ohrid ale gdzie jest ulica z naszą kwaterą niestety nie wiedział. Jak się okazało to całe błądzenie nie miało dużego sensu, bo i tak zostawiliśmy samochody pod cerkwią św. Zofii(gdzie łatwo jest trafić od dołu bez kluczenia), a kwatery poszliśmy szukać na piechotę. W końcu znajdujemy, właściciel schodzi z nami do samochodów i pilotuje nas do swojego domu. Jak zwykle w Ohrid na starówce(jesteśmy tu już trzeci rok z rzędu) jest problem z miejscem do parkowania. Jakoś się to w końcu udaje, znosimy walizki i zmęczeni nigdzie już więcej nie wychodzimy.
Naszą kwaterą na najbliższe dwa dni jest
Grebnos Stone House.
Za dwa (a jak się okazało trzy) pokoje płacimy 56 euro za noc.
CDN