Godz. 4.30 - dzwonią budziki
. Jeszcze nie odjeżdżamy do Polski!!! Jeszcze deser - wyjście w Masyw Olimpu, cel Mitikas!!! Ewentualnie Skolio... się zobaczy na ile pogoda i siły pozwolą. W pierwszym dniu naszego pobytu w Grecji cały masyw pokryty był gęstymi chmurami i Zeus miotał błyskawicami z niezwykłą częstotliwością! Wczoraj też były chmury, ale już bez grzmotów!
Tym razem idziemy we dwójkę z Dorotką. Iwka po zeszłorocznym wycofaniu się ze szlaku na Monte Cinto odpuszcza, reszta ekipy też nie ma ochoty.
Oczywiście jest zupełnie ciemno, szybkie mycie zębów, kawa do termosu, zabieramy nasz ekwipunek i ruszamy. Fajnie się jedzie kiedy drogi puste. W Litochoro, jak po sznurku trafiam na wszystkich skrzyżowaniach tam gdzie trzeba
. Nie wszyscy czytający wiedzą, ale to będzie już moja trzecia próba zdobycia Mitikasa! Za pierwszym razem (moja samotna wycieczka) zostałem zmyty przez ulewę, za drugim (tym razem z Grzesiem) pomieszaliśmy ścieżki i źle obliczyliśmy czas, co w rezultacie pozwoliło 'tylko' na zdobycie Skali. Powoli pokonywaliśmy kolejne serpentyny w końcu dotarliśmy do szutru (oznaka, że już blisko
) i parkingu w Prioni. Jak zwykle stało sporo samochodów, niektóre puste, w niektórych spali ludzie. Zjedliśmy mini śniadanie, przebraliśmy bojowe obuwie i wyszliśmy na szlak. Chwilę przed nami ruszyło już kilka osób. I muszę powiedzieć, że od początku mieliśmy dobre tempo, po jakimś czasie wyminęliśmy wszystkich... Na jakimś późniejszym podejściu wyminą nas uśmiechnięty Grek, tak na oko około pięćdziesiątki miał na karku, my staliśmy trochę zziajani, a on bez jakiegokolwiek wysiłku zasuwał pod górkę, uśmiechnięty i wyluzowany! No, ale później okazało się, że to właściciel schroniska
.
W dobrej formie dotarliśmy do schroniska, tradycyjnie przerwa na frapee (Boże ile ja tej frapee się w tym roku opiłem
). Słonko już przypiekało, niebo błękitne, po 30 minutach ruszyliśmy dalej. Forma nadal dopisywała, jednak trening rowerowy przed wyjazdem zrobił swoje! Ale co z tego, jak zaraz powyżej schroniska zaczęły pojawiać się wielkie ilości gęstych chmur!!! Nie traciłem jednak nadziei! Trochę dalej trafiła się nam dodatkowa atrakcja w postaci objuczonych koni. Posypało się na nas trochę kamieni, ale na szczęście nieszkodliwie. Jak się później okazało konie wracały z dwoma facetami, po robocie... w miejscu rozejścia ścieżek Skala - Żleb Louki wmurowali solidną tablicę z mapą
. E, tam po co mi teraz ta tablica
te ścieżki znam już na pamięć
poza tym przed wyjazdem zakupiłem mapę! No dobra rwiemy dalej, kto zna ten szlak, wie, że jest dosyć stromo, ale bezpiecznie i idzie się dobrze, bo zygzakami
. Doszliśmy do miejsca z którego po prawej widać Skalę, a po lewej Skolio. W dole, pod nami kotłowały się chmury, ale te dwa szczyty wyglądały pięknie na tle błękitnego nieba! I tu zaczęła się mordęga. Nie wiem o co chodzi z tym podejściem na Skalę, ale ono mnie wykańcza! Chyba przez to, że nie ma zygzaków i idzie się cały czas na 'strzałkę'. W każdym razie pod koniec doszło do tego, że liczyłem: 50 kroków, chwila przerwy, 50 kroków, przerwa... Dramat! Może jednak trzeba było zdecydować się na wejście żlebem Louki? To podejście zajęło nam prawie godzinę! Ale nic to! Widok na Mitikasa postawił nas na nogi
Tylko, że Mitikas pojawiał się i znikał, aż po jakimś czasie siedzieliśmy już w kompletnym mleku
!!! Postanowiliśmy przeczekać. Czas mijał nieubłagalnie, a chmury nadal się przewalały! Spojrzałem przed siebie, potem na Dorotkę, pomyślałem o rodzinie
... i ruszyliśmy... na Skolio. Teraz tak myślę, że jakbym miał podejmować tą decyzję 10 lat temu, to zapewne poszedłbym na Mitikasa! Cóż starzeję się! Poza tym Dorotka miała małe doświadczenie wspinaczkowe, a zejście ze Skali i podejście na Mitikasa do prostych nie należy! Po 15 minutach byliśmy na Skolio - 2911 mnpm(2904 mnpm?)!!! I mimo wszystko byliśmy szczęśliwi! Kolejna bariera została przekroczona! Poprzeczka podniesiona wyżej
.
Sporo czasu spędziliśmy na szczycie, chmury przewalały się nadal, a co jakiś czas odsłaniały się rewelacyjne widoki, gdzie niegdzie leżał śnieg! Kolejne osoby pojawiały się na początku podejścia pod Skalę i ku naszej radości
ich czas wejścia też wynosił około godziny!
Wpisaliśmy się oczywiście do księgi wejść. Czas wracać. Bez przygód, już lekko zmachani, dotarliśmy do schroniska, nie muszę pisać co piliśmy
. Dalej już mocno zmachani, tempo nam siadło, ale to nic, dzień długi i nigdzie się nie spieszyliśmy. Teraz już wiem, że raczej nie zdobędę Mitikasa z poziomu Prioni! Po pierwsze długaśny ten szlak, a po drugie zawsze, lub bardzo często około południa Olimp kryje się w chmurach. Czyli pozostało mi jedyne rozwiązanie - nocleg w schronisku i wyjście na szczyt świtem! Kto wie? Może jeszcze kiedyś...