15 MajNa Amorgos spedziliśmy tylko trzy noce, na zwiedzanie nie mieliśmy więc zbyt dużo czasu, raptem dwa dni. Postanowiliśmy podzielić czas tak, że pierwszy będzie bardziej intensywny, a drugi stacjonarny, trzeba było zbierać siły przed długim powrotem.
Ten pierwszy dzień można nazwać: Szlakiem „Wielkiego Błękitu”, ponieważ wszystkie miejsca, które odwiedziliśmy, choć przez chwilę w filmie Luca Bessona się pojawiły.
Na „pierwszy ogień” poszedł wrak statku Olimpia, który osiadł w zatoce Liveros leżącej na drugim końcu wyspy i oddalonej od Potamos i Aegiali o trzydzieści kilka kilometrów. Miejsce to udawało w w/w filmie Sycylię.
Z Potamos pojechaliśmy w kierunku Chory i Katapoli.
Po prawej wysepka Nikouria.
Poniżej widać Agios Pavlos z plażą o charakterystycznym kształcie rogu. Może akurat na tym zdjęciu, przez zachmurzone niebo, tego dobrze nie widać, ale jest to dobry przykład na to jak w pogoni za zyskiem można bezpowrotnie popsuć bardzo ładne miejsce, którym było Agios Pavlos zanim został zbudowany w nim luksusowy hotel. Wizytę na Amorgos planowaliśmy już od kilku lat i zawsze braliśmy pod uwagę nocleg właśnie tutaj, w studiach nieco oddalonych od plaży, niestety, wybudowanie w centralnym miejscu tego hotelu skutecznie nas z tego wyleczyło. Przez ten hotel Agios Pavlos chyba definitywnie straciło swój urok.
Bez zatrzymywania minęliśmy Chorę (wróciliśmy tu później), widok przy zachmurzonym niebie też ma swój urok.
Gdzieś tak zaraz za Kalotaritssą przejechaliśmy przez na szczęście otwartą bramę (pewnie bariera dla zwierząt), a po prawej stronie widok, dzięki któremu wiedzieliśmy, że obraliśmy prawidłowy kierunek.
Samochód zostawiliśmy przy drodze pod ogrodzonym placem z łodziami turystycznymi i ruszyliśmy w kierunku zatoki Liveros.
W kierunku wraku początkowo idzie się ścieżką, a potem przez coś, co przypomina koryto wyschniętego potoku.
W okolicy wraku jest wyjątkowo dużo śmieci. Nie wiem, czy to wszystko wyrzuciła woda. Wygląda to trochę jakby mieszkańcy urządzili sobie tutaj coś na kształt mini wysypiska i spalarni odpadów.
Śmieci nie zepsuły nam jednak radości z wizyty w miejscu, które znaliśmy z filmu i które i tak robi bardzo duże wrażenie. Kąpieli przy wraku oczywiście nie zaryzykowałem i nawet mi to nie chodziło po głowie, pływanie w pobliżu skorodowanego wraku chyba nie jest najlepszym pomysłem.
Ciężko jest się dowiedzieć czegoś o pochodzeniu wraku, w Internecie pojawiają się m.in. informację o piratach, ale na ile to jest prawda tego nie wiem, w każdym razie, z tego, co gdzieś tam wyczytałem, wrak u wybrzeża Amorgos spoczywa już jakieś 40 lat. Na jego burcie już prawie niewidoczna jest jego ostatnia nazwa Olimpia, doskonale za to widać poprzednią, Inland, która chyba bardziej pasuje do tego jak skończył statek.
Pora wracać do samochodu.
Jeszcze ostatni „rzut oka” na wrak i dalej w drogę. Naszym następnym celem była główna atrakcja Amorgos, czyli pięknie położony klasztor Chozoviotissa.
CDN