29 KwiecieńNastępny cel naszej podróży wydaje się być dosyć oczywisty w końcu Albania jest nawet w tytule tego wątku.
Z Kanionu Rugowa wyjeżdżamy skoro świt w kierunku Prizren i dobrze nam już znanej autostrady. Zastanawiałem się czy Albańczycy wprowadzili już za nią opłatę, miało się to stać od poprzedniego sezonu turystycznego, ale na szczęście jeszcze nic takiego nie ma miejsca.
Na skrzyżowaniu z drogą ze Shkoder (SH1) trwają pracę przy budowie ronda, a dalej do Tirany jedzie się już wygodnie po nowej nawierzchni.
Dosyć szybko mijamy przedmieścia Tirany żeby wjechać na autostradę do Durres.
Kolejny już raz zastanawiałem się cóż to za okazały gmach stawiają tutaj Albańczycy. Teraz wiem, że to hotel.
Zawsze szybko mijaliśmy Durres nie zatrzymując się tam nawet na chwilę, tym razem postanowiliśmy spojrzeć na nie „łaskawszym” okiem i obejrzeć ruiny rzymskiego amfiteatru z II w. które się tam znajdują.
Meczet Fatih.
Udaje nam się zaparkować w zasadzie przy samym amfiteatrze.
Za wejście jest pobierana opłata 200 leków (wtedy 1 euro to około 140 leków), z tym, że chyba nie zawsze. Pani z kasy zaraz po sprzedaniu nam biletów gdzieś sobie poszła i można już było oglądać amfiteatr zupełnie za darmo.
Po zwiedzeniu amfiteatru nie jedziemy od razu dalej, idziemy jeszcze Bulwarem Epidamn w kierunku morza i portu. Po drodze w jakimś biurze turystycznym wymieniliśmy trochę pieniędzy.
Wymyśliłem sobie, że kawę wypijemy na dachu weneckiej baszty, w której znajduje się restauracja.
Trzeba przyznać, że miejsce bardzo przyjemne, ale jeśli ktoś chce to może sobie kawę wypić zdecydowanie wyżej.
Dalej jedziemy w kierunku Vlore gdzie zamierzamy spędzić dwie najbliższe noce.
Zawsze chwaliłem Albańczyków za tempo robót drogowych, nie dotyczy to jednak odcinka Durres-Rrogozhine, bo tam roboty nie skończą się chyba nigdy.
Za Rrogozhine do samego Fier dojeżdża się już bardzo szybko.
W Fier chodził mi po głowie pomysł, który podsunął mi
Melkart w tym wątku, żeby pochodzić sobie po ruinach zakładów azotowych, ale jakoś nie wiedzieć dlaczego nie spotkało się to z entuzjazmem mojej Żonki.
Dobra wiadomością jest to, że fatalny wcześniej odcinek drogi z Fier do Levan jest już w dużej mierze wyasfaltowany na nowo.
Od Levan do Vlore jazda jest już bardzo przyjemna.
We Vlore dojeżdżamy do portu, ale nie zatrzymujemy się przy hotelu gdzie mamy zarezerwowane noclegi, skręcamy w prawo w kierunku monastyru Zvernec.
Poza początkowym odcinkiem do samego końca położony jest nowy asfalt. Do monastyru z centrum Vlore jest jakieś kilkanaście kilometrów, można zaoszczędzić kilka kilometrów i na końcu drogi szybkiego ruchu z Fier skręcić w prawo ale zrezygnowaliśmy z tego ze względu na stan nawierzchni.
Po lewej stronie widać już nasz cel.
Monastyr Zvernec powstał w XIII wieku, jest położony na wyspie, idzie się do niego długim drewnianym mostem.
Na terenie monastyru oprócz nas i rodziny pilnującego strażnika nikogo nie było, dopiero wracając minęliśmy się na moście z jakimiś turystami.
Według przewodnika wydawnictwa Rewasz, ostatni mnich musiał opuścić klasztor w 1967 roku, potem był tu ośrodek internowania intelektualistów. Teraz został odrestaurowany i przywrócono mu funkcje religijną.
Ze Zvernec pojechaliśmy już prosto do
hotelu Bologna we Vlore. Hotel znajduje się bezpośrednio przy porcie. Został ostatnio gruntownie przebudowany i wszystko w nim pachniało nowością, widziałem go na zdjęciach przed przebudową i wygląda teraz zupełnie inaczej. Nie wiem tylko dlaczego zrezygnowano z balkonów, które hotel posiadał wcześniej, ze względu na lokalizację przyjemnie by było posiedzieć na balkonie z widokiem na port i morze. Chyba, że ktoś pomyślał sobie, że klient
hotelu Bologna ma spędzać czas w hotelowej restauracji, a nie w pokoju.
My mieliśmy zarezerwowane dwa pokoje, jeden z czterema łóżkami i jeden z dwoma, cena dla obu była identyczna, 40 euro ze śniadaniem. Wi-fi było dostępne tylko w jednym. W ogóle na tych wakacjach z dziewięciu miejsc, w których spaliśmy, Internetu nie mieliśmy tylko w Kosowie.
Widok z hotelowego okna przed i po zmroku.
Wyszliśmy jeszcze na krótki spacer na mały hotelowy plac zabaw dla dzieci i po położonym obok hotelu deptaku, trzeba przyznać, że dosyć tam tłoczno wieczorową porą. Musi to być popularne miejsce wśród mieszkańców Vlore.
Jest komputer, jest Internet, czy trzeba więcej do szczęścia?
CDN