6-7 CzerwiecNo i niestety nadszedł dzień wyjazdu. Około godziny 6:30 wraz z kilkoma turystami, którzy podobnie jak my mieszkali w Panorama Rooms, pakujemy się do busa i jedziemy do portu. Jeśli ktoś nie ma wcześniej kupionych biletów, może to zrobić w otwartej przed odpłynięciem promu agencji. Podczas pobytu na Anafi byliśmy w porcie kilka razy i wtedy zawsze była zamknięta.
My dzięki temu, że nie musimy kupować biletów, ustawiamy się z naszymi walizkami od razu na portowym nabrzeżu. Prom Aqua Spirit firmy
Nel Lines pojawia się w końcu na horyzoncie możemy więc rozpocząć nasz kilkudniowy powrót do domu.
Żegnaj Anafi
!!! Jeszcze tu wrócimy.
Za ponad półtoragodzinny rejs na Santorini płacimy za całą naszą rodzinkę 29 euro. Promem Aqua Spirit, którym płynęliśmy mogliśmy dopłynąć bezpośrednio do Lavrio ale bardzo szybko zrezygnowaliśmy z tej możliwości. Po pierwsze nie uśmiechał się nam 17-godzinny rejs z naszymi maluchami. Gdyby statek płynął przez noc i gdyby była na nim możliwość wynajęcia kajuty, to wtedy może zdecydowalibyśmy się. Promy Nel Lines nie są drogie, ale niestety nie należą do najszybszych. Po drugie zależało nam bardzo, żeby jak najwcześniej, nie w środku nocy, rozpocząć jazdę naszym samochodem. Po trzecie nie każdy z nas był już na Santorini (my obiecywaliśmy sobie, że więcej tam nie wrócimy, no ale „nigdy nie mów nigdy”), no i w końcu po czwarte i najważniejsze, pojawiła się inna, szybsza i bardzo atrakcyjna możliwość powrotu.
Zgodnie z planem około godziny 8:40 przybijamy do portu Ormos Athinios na Santorini gdzie, tak jak to było wcześniej ustalone, czeka na nas pracownik wypożyczalni
Vazeos z Fiatem Scudo, którym będziemy przemieszczać się po wyspie. Właściwie miał to być Nissan Primastar, no ale na jedno wychodzi, spokojnie mieścimy się z naszym bagażem. Samochód w tym stylu bardzo nadawał by się do naszych rodzinnych podróży.
Załatwiamy formalności, a tym czasem w dalszą drogę wyrusza prom, którym tu przypłynęliśmy.
Za wynajęcie samochodu na jeden dzień płacimy dosyć dużo (70 euro), ale jest to wynikiem tego, że możemy zostawić samochód w innym miejscu niż go odebraliśmy, a na tym nam zależało. Oczywiście mogliśmy zapłacić mniej, oddać auto w porcie, i szukać dodatkowego transportu. Finansowo wyszło by pewnie tak samo, jak nie więcej, no i dodatkowo jeszcze jeden raz więcej musielibyśmy przekładać nasz bagaż, a tak pełen komfort.
Po pożegnaniu z pracownikiem
Vazeos Car Moto Rental jedziemy do najładniejszej na wyspie miejscowości Oia, miejscowości, której zdjęcia umieszczane są chyba na 90% pocztówek z Santorini.
Po przyjeździe ze spokojnych wysp Folegandros, Sikinos, Anafi, od razu rzuca się w oczy, że Santorini to zupełnie inna bajka.
W Oia parkujemy samochód na dosyć dużym darmowym parkingu skąd udajemy się na spacer po już w dużym stopniu wypełnionych turystami uliczkach.
Widoki w Oia są oczywiście bardzo ładne, ale, według naszego subiektywnego odczucia, kompletnie nie czuć tu klimatu, który poznaliśmy na poprzednio odwiedzonych wyspach. Na pewno warto tu przyjechać i pooglądać sobie widoczki, dłuższych wakacji nie chciałbym tutaj spędzić. No ale każdy lubi cos innego, przecież Santorini prowadzi w wielu rankingach na najlepszą grecką wyspę. W sumie to dobrze, najlepiej gdyby wysepek przez nas lubianych i tych, które jeszcze chcemy odwiedzić, ogóle w żadnych rankingach nie było. Niestety pewne rzeczy są nieuchronne, nawet tak chwalona przez nas Folegandros w sezonie jest podobno zupełnie innym miejscem
Z Oia jedziemy do stolicy wyspy Firy. Samochód parkujemy blisko sklepu Carrefour, gdzie zaopatrujemy się w zimne napoje, upał kolejny dzień daje się mocno we znaki. Spacerujemy trochę po Firze, po nie najlepszych doświadczeniach
sprzed trzech lat darujemy sobie zjazd kolejką linową w dół do starego portu.
Przed nami długa droga i nie ma co marnować sił, kończymy więc spacer, a przed opuszczeniem Firy, idziemy jeszcze na obiad do jednej z wielu miejscowych restauracji. Jedzenie było nawet dobre, ale wielkość porcji, a już sałatki greckiej w szczególności, przy nie najniższych cenach, to chyba jakiś żart.
Pomimo, że mamy jeszcze parę godzin czasu, odpuszczamy dalsze jeżdżenie po wyspie i z Firy kierujemy się bezpośrednio na lotnisko, ponieważ następny etap podróży odbędziemy samolotem.
Dwie godziny przed odlotem zaczyna się odprawa, wypakowujemy więc nasze walizki z samochodu, który zostawiamy otwarty, tak jak życzył sobie pracownik wypożyczalni
Vazeos, na parkingu przed lotniskiem.
Minimalnie przekraczamy dozwolony ciężar bagaży, ale na szczęście Pani przy odprawie nie zwraca na to najmniejszej uwagi.
Pozostały czas do odlotu można spędzić na obserwowaniu z tarasu lądujących i startujących samolotów, my mieliśmy okazję zobaczyć tylko jeden start bo lądowanie naszego samolotu przegapiliśmy, zresztą lotnisko na Santorini nie wygląda na zbyt zatłoczone.
Z tarasu w oddali widać Chorę na Anafi, jeszcze nie dawno tam byliśmy.
Do Aten lecimy liniami
Olimpic Air. Za bilety zapłaciliśmy 150 euro za całą naszą rodzinę, czyli mniej więcej tyle samo ile zapłacilibyśmy za rejs na pokładzie normalnego promu z Santorini do Pireusu, a prawie o połowę mniej niż za rejs szybkim katamaranem Sea Jet. Mieliśmy szczęście z tymi biletami bo było ich w tej cenie tylko kilka. Normalnie kosztują nawet kilka razy więcej, trzeba bardzo często zaglądać na stronę
Olimpic Air z nadzieją, że trafi się na jakąś promocję.
Do samolotu dowozi nas lotniskowy autobus. Lot trwa około 40 minut, dla porównania promem płynęliśmy na Folegandros 11 godzin. Po drodze kapitan samolotu informuje przez głośniki nad jakimi wyspami akurat lecimy.
Do Aten przylecieliśmy 4 godziny wcześniej niż dopływa do Lavrio bezpośredni prom z Anafi, którym rano wypłynęliśmy, a przecież my w międzyczasie zdążyliśmy jeszcze trochę pozwiedzać Santorini.
Na lotnisku trochę nerwów bo nigdzie nie widać pracownika
Aetoi Parking, gdzie został nasz samochód. Na szczęście po telefonie sytuacja szybko się wyjaśnia, czeka na nas przy innym wyjściu, 5 minut i mkniemy busem po naszego Passata, który błyszczący, wyczyszczony przez pracowników parkingu, czeka na nas gotowy do drogi. Przynajmniej tak wygląda, bo o kłopotach technicznych pisałem wcześniej.
Według początkowych planów w tym momencie powinniśmy już zacząć powrót do Polski, no ale kiedyś natknąłem się na forum na relację
Kulków i ich zdjęcia z Nafplio. Obejrzeliśmy sobie te zdjęcia z Żonką i stwierdziliśmy, że jak już będziemy blisko Aten to co nam szkodzi podjechać jeszcze te 200 kilometrów do Nafplio.
Niestety mylimy się i przez przypadek trafiamy do centrum Aten, po którym długo krążymy w poszukiwaniu właściwej drogi. Ciężko tam o jakiś drogowskaz, a dodatkowo mam wrażenie, że ruch wieczorem jeszcze się nasila. Jakoś w końcu znajdujemy drogę, ale zmarnowaliśmy dużo z zaoszczędzonego dzięki samolotowi czasu. Do Nafplio docieramy w środku nocy i znowu błądzimy, z trudem znajdujemy
Hotel Marianna gdzie mamy zarezerwowane dwa następne noclegi. Jeden z właścicieli hotelu, którego budzimy pokazuje nam miejsce parkingowe i daje klucz do pokoju, jego duże zdziwienie wywołują ilości dymu wydobywające się z rury wydechowej naszego samochodu, u nas też powoduje to co raz większy stres, do domu w końcu jakieś 2100 kilometrów.
Spać udaje nam się położyć o 2-3 nad ranem, no i niestety postanawiamy zrezygnować z żelaznego punktu programu czyli wizyty w Epidauros. Najlepiej jechać tam rano przed tłumami turystów, a w naszym przypadku po całym dniu i prawie całej nocy podróży, było to raczej niemożliwe. Poza tym woleliśmy już nie ruszać samochodu, oprócz drogi powrotnej oczywiście. Epidauros zostanie na bliżej nieokreśloną przyszłość.
CDN