5 Maj
Wstajemy rano, szybkie pakowanie i około 7 udaje nam się wyjechać. Do Koman mamy jakieś 45 kilometrów, a prom odpływa o 9.30.
Jedziemy kawałek przez Shkodrę i udaje nam się znaleźć drogowskaz, teraz nie jestem pewny, na Prizren lub na Puke. Niestety jest to jedyny drogowskaz aż do głównej drogi na Kukes i kilka razy jeszcze w Shkodrze i za miastem musimy się zatrzymać i pytać czy dobrze jedziemy.
Jakoś w końcu udaje nam się bez błądzenia dojechać do głównej drogi, kilka kilometrów i skręcamy na Koman.
Droga początkowo jest dobra, potem jest trochę gorzej. Asfalt raz lepszy raz dziurawy, a pod koniec miejscami w ogóle go nie ma. Nie jest to jakaś ekstremalna jazda i spokojnie można przejechać ale nie jest tak jak powiedział nam ktoś w hotelu "Tradita", że przejechanie ze Shkodry do Koman zajmuje godzinę. Nam to zajęło prawie dwie. Oczywiście miejscowi kierowcy nic sobie nie robią z nierówności na drodze i zakrętów, ale dla nas przejechanie naszym obładowanym Passatem tego odcinka w godzinę było niemożliwe. Na szczęście mieliśmy trochę zapasu czasu i spokojnie zdążyliśmy.
Na przystań promową wjeżdża się w ciekawy sposób. Po dojechaniu do tamy trzeba przejechać przez tunel, po którego drugiej stronie od razu zaczyna się przystań.
Stoimy trochę i rozglądamy się po przystani. Na nasz prom nie czeka dużo ludzi, za to towarzystwo międzynarodowe. Anglicy, Holendrzy, Włosi. Spotykamy też Polaków.
Polacy spali w hoteliku, który jest nad barem przy przystani. Myślę, że nocleg w nim to bardzo dobre rozwiązanie przed rejsem promem. Gdzieś czytałem, że jest tam hotel, ale nie potrafiłem znaleźć na niego namiarów, a nie preferuje jeżdżenia w ciemno, szczególnie z dziećmi. Nocleg w nim kosztuje ponoć tylko 10 euro za dwuosobowy pokój i jak dowiedzieliśmy się od spotkanych Polaków warunki są lepsze niż mogłaby wskazywać na to cena.
Do przystani przybija ciekawy wodny autobus.
Jeszcze szybka kawa w miejscowym barze i mniej więcej punktualnie pojawia się "nasz" prom.
Kierowany przez obsługę wjeżdżam na pokład. Opłata pobierana jest przed wjazdem. Za nas wszystkich i samochód płacimy 2400 leków czyli jakieś 70 złotych.
Podczas całego rejsu dosyć mocno wiało ale rekompensowały to w zupełności fantastyczne widoki. Dzieci mogły się schować przed wiatrem w promowym barze. Nieaktualne są informacje z przewodnika National Geographic o kłębach papierosowego dymu, w barze obowiązuje zakaz palenia.
Rejs po jeziorze Koman jest niesamowitym przeżyciem polecam wszystkim.
Po dwu i pół godzinnym rejsie dopływamy do Fierze. Przystań i początkowy odcinek drogi to goła ziemia ale widać że wszystko przygotowane jest do położenia twardej nawierzchni. Pewnie już w lecie wszędzie będzie nowy asfalt.
Za wioską jedziemy do góry nową drogą z dobrą nawierzchnią. Zatrzymujemy się kilka razy żeby podziwiać widoki. Do głównej drogi Shkodra-Kukes jest "tylko" 40 kilometrów ale ze względu na ilość zakrętów trzeba przeznaczyć na ten odcinek dosyć dużo czasu.
Dojeżdżamy do głównej drogi i mamy przymusowy postój. Pod wpływem zakrętów, najmłodszy uczestnik wyprawy postanowił "oddać" to co zjadł na śniadanie.
Po tym nie zaplanowanym postoju jedziemy dalej w kierunku Kukes, chcemy dostać się na nowo wybudowaną autostradę.
Nowa autostrada jest przepięknie położona. Po drodze przejeżdżamy też prawie sześciokilometrowy tunel.
Jazda autostradą dostarcza nam też innych emocji oprócz tych widokowych. Zaczyna nam powoli kończyć się paliwo, a z uwagi na to, że autostrada jest nowa stacji benzynowych jak na lekarstwo. W końcu jednak jest. Tankujemy gaz i w zasadzie cały czas autostradą docieramy do Fushe-Kruje.
Albańczycy mieli wtedy jakieś wybory, całe miasto jest więc ozdobione w ten sposób.
Przy drodze można sobie kupić mięsko w takich sklepikach.
Nową drogą kierujemy się do Kruji gdzie mamy zarezerwowany następny nocleg.
Jedziemy przez miasto pod górę i bez trudu znajdujemy hotel "Panorama" gdzie spędzimy następną noc.
Ceny za trzyosobowy pokój wahają się od 30 do 40 euro w zależności od standardu pokoju.
W cenę wliczone jest śniadanie i strzeżony parking pod hotelem.
Personel prowadzi nas do pokoi i oto jaki mamy widok z balkonów.
Bezpośrednio pod hotelem zaczyna się zabytkowa uliczka handlowa gdzie mamy zamiar, zaopatrzyć się jutro w pamiątki.
Hotel podoba nam się wszystkim, co widać.
Moją radość potęguje fakt, że Żona znajduje wystający ze ściany kabelek z Internetem.
Pozostaje tylko udać się do sklepu w wiadomym celu i można już odpoczywać (o ile dzieci pozwolą), po bardzo udanym dniu, podziwiając wieczorne widoki.
CDN