24/25 MajNiestety jest to dzień pożegnania z Albanią. Granicę z Grecją postanawiamy przekroczyć w Qafe Bote, jedziemy więc w kierunku Sarandy. Dojeżdżamy do drogi Gjirokaster-Saranda gdzie skręcamy w lewo na to pierwsze miasto, a za kilkaset metrów w prawo (nie pamiętam czy jest drogowskaz) i w ten sposób omijamy Sarandę. Do samej granicy jest dobra droga, jedynie na krótkim odcinku brakuje asfaltu.
Granicę przekraczamy szybko, oprócz nas nikogo tam nie ma, i dalej jedziemy w kierunku Igoumenitsy gdzie wjeżdżamy na autostradę A2 (Egnatia Odos).
Na Egnatia Odos dopada nas ulewa i nie uwieczniliśmy w tym roku tej ładnie położonej autostrady na zdjęciach.
Zjeżdżamy na drogę numer 6 w kierunku Kalambaki, Trikali, Larissy,
a zaraz za zjazdem robimy krótki postój.
Zatrzymujemy się jeszcze w Kalambace ale klasztorów Meteory tym razem nie odwiedzamy, raz , że już tam byliśmy (szkoda, że nie wszyscy z naszego towarzystwa), a drugi główny powód jest taki, że boimy się trochę o nasz dymiący samochód i chcemy ograniczyć jazdę do niezbędnych odcinków. W końcu trzeba będzie jeszcze nim wrócić dwa tysiące kilometrów do domu.
Od Larissy mkniemy prawie do samych Aten autostradą A1. Po drodze odjeżdżamy jeszcze 5 kilometrów od autostrady w kierunku Volos żeby zatankować gaz. Dobrą wiadomością dla nas na tych wakacjach było to, że gazu w Grecji jest co raz więcej. Znacznie to obniża koszta przy cenie 1,9 euro za litr benzyny. Gaz kosztował 0,85 euro.
W okolice Aten docieramy już w godzinach nocnych, najpierw jedziemy w kierunku lotniska, mijamy je, a naszym celem jest port w Lavrio.
Po drodze do Lavrio miała miejsce dosyć zabawna sytuacja. Podczas tankowania gazu na stacji Stell, kiedy jedyny Pan obsługujący stację nie reagował na mój strzelający zawór z gazu przycisnąłem jakiś przycisk, żeby skończyć tankowanie, niestety okazało się, że był to przycisk bezpieczeństwa i zablokowałem Panu całą stację, z tego co mówił, do samego rana. Trochę było nerwów, pożyczyłem Panu telefon i dzwonił do swojego szefa (ze swojego ponoć nie mógł zadzwonić). No ale jakoś po uiszczeniu rachunku udało nam się odjechać.
W porcie o tej godzinie oczywiście nikogo nie ma i nie do końca jesteśmy pewni czy to stąd odpływa nasz prom. Jest co prawda budka firmy Nel Lines, której to promem mamy płynąć, ale są tam tylko informacje o rejsach na wyspę Kea, a ani słowa o Cykladach, budka jest otwarta od 6 rano. Na szczęście okazuje się, że w biurze portu są jacyś umundurowani strażnicy i od nich uzyskujemy informację, że dobrze trafiliśmy. Ciekawe, że pierwsze nazwisko z Polski jakie przyszło im do głowy to Jaruzelski.
Mamy kilka godzin czasu, zaczynamy więc wielkie przepakowywanie. Samochody zostaną z częścią bagażu na lądzie kilkanaście dni, a my musimy się jakoś z resztą zabrać na statek.
Około 4-5 rano zostawiamy dziewczyny z dziećmi i bagażami, a sami jedziemy z powrotem w okolice lotniska na
Aetoi Parking, gdzie mamy zarezerwowane miejsca parkingowe. Trafić jest tam dosyć łatwo, dojazd jest dobrze objaśniony na Ich stronie internetowej. Obsługa już na nas czeka, podpisujemy dokumenty, zostawiamy im kluczyki i parkingowym busem wracamy do dziewczyn do Lavrio. Za pozostawienia aut płacimy po 70 euro od samochodu, w cenę wliczone jest mycie samochodu i transport do portu, a po powrocie do samochodu. Bardzo jesteśmy zadowoleni z obsługi na tym parkingu i kto wie czy jeszcze z niego nie skorzystamy.
Po powrocie pozostaje nam już tylko czekać na otwarcie budki Nel Lines i na nasz prom, którym to w 11 godzin mamy się dostać na Folegandros.
CDN