21 MajRano dosyć szybko wynosimy bagaże, chcemy jak najwcześniej wyjechać, dlatego prosimy o spakowanie nam śniadania.
Pomimo, że słońce nie świeci jeszcze w pełni to i tak półtoragodzinna jazda powrotna do Boge ponownie robi wrażenie.
Przepakowywanie w Boge idzie nam bardzo sprawnie (chyba się wyrabiamy), uiszczamy opłatę za parking i w dalszą drogę wyruszamy już własnym pojazdem.
Trwają jeszcze prace wykończeniowe na drodze Shkoder-Hani i Hotit.
Nowy most w Shkoder, już nie trzeba jechać po drewnianym, jednokierunkowym mostku w kierunku Czarnogóry.
Jak się okazuje poranny pośpiech był niepotrzebny, bo dużo wcześniej niż myślałem docieramy do miejsca spotkania z naszymi Przyjaciółmi, skrzyżowania drogi Shkoder-Tirana z autostradą do Kukes i Kosowa.
Parkujemy auto pod hotelem Arberia, przed nami jakieś dwie i pół godziny oczekiwania na resztę towarzystwa, która jedzie do nas przez Kosowo z motelu
Stara Vrba, w serbskiej Kursumlij, gdzie spali podobnie jak my.
Przez jakiś czas siedzimy w hotelowej restauracji, potem oglądamy stragany z owocami, których jest trochę na początku drogi do Kukes. Trochę męczące jest ciągłe nagabywanie nas przez kierowców busów, jadących do Shkodry lub Kukes, które odjeżdżają stamtąd w w/w kierunkach.
Wreszcie nasze towarzystwo powiększa się, krótkie przywitanie (na dłuższe przyjdzie czas na miejscu), montaż CB radia, które teraz bardzo się przyda no i możemy ruszać w dalszą drogę.
Jedziemy trochę przez Tiranę, a potem na Durres.
Ciekawe co to za monumentalną budowlę widać przed nami.
W Durres tradycyjnie już mylę się no i kawałek jedziemy taką nieciekawą drogą.
Jeszcze trochę remontów nawierzchni w Durres i przed Rrogozhine i do samego Fier już dojazd bez problemów.
Po drodze chyba trzy razy zatrzymuje nas policja z radarem ale za każdym razem policjant albo od razu każe nam jechać dalej albo tylko pokazuje na znak z ograniczeniem prędkości.
Przed Fier autostrada kończy się ale na szczęście kilka kilometrów za miastem zaczyna się nowa droga do Vlore.
Na początku Vlore zatrzymujemy się pod dużym sklepem samoobsługowym na zakupy, ceny są bardzo atrakcyjne i dosyć mocno zwiększamy obciążenie naszych pojazdów.
W kierunku Sarandy poszerzany jest tunel i trzeba kawałek jechać objazdem (teraz tunel jest już chyba otwarty).
Co raz większy niepokój budzą w nas kłęby dymu wydobywające się z rury wydechowej naszego samochodu. Podczas jazdy jest jeszcze w porządku, ale kiedy stoimy wygląda to groźnie. Dodatkowy stres spowodowała kontrolka silnika, która wyświetliła nam się podczas jazdy przez Vlore. Zaczęliśmy mieć obawy czy w ogóle dalsze plany wakacyjne dojdą do skutku. Na szczęście nasi Przyjaciele zabrali ze sobą komputer z odpowiednim programem i jak się okazało kontrolka ta to nie było nic groźnego, a kłęby dymu na wolnych obrotach towarzyszyły nam już do końca wyjazdu i dosyć długo pozostawały tajemnicą.
Hotel Regina w Rradhime, gdzie spaliśmy trzy lata temu.
Jedziemy dalej przez Llogarę, słońce jest już nisko i widoki może trochę mniej spektakularne niż rok i trzy lata temu ale i tak jest ładnie.
Mijamy Dhermi, Himarę, Porto Palermo, zaczyna nam się śpieszyć nie chcemy szukać naszego następnego miejsca noclegowego w ciemnościach.
Dojeżdżamy w końcu do Piqeras, a tam skręcamy w kierunku plaży Bunec gdzie znajduje się
Naza Hotel, miejsce naszych kolejnych trzech noclegów.
Ochoty do odwiedzenia tego miejsca nabrałem przeglądając relację
Kulków, niestety na miejscu spotkał nas pewien zawód, na plaży nie pozostał nawet ślad po czterech okazałych bunkrach, w których w sezonie działała nawet restauracja. Ale oprócz wspomnianych bunkrów, wybór miejsca noclegów okazało się jak najbardziej udany.
Na plaży wita nas kilku niesamowicie miłych młodych ludzi, którzy opiekują się Hotelem Naza. Jesteśmy wszyscy zmęczeni podróżą w upalny dzień i na początku jest trochę nerwów, okazuje się, że nie ma wody a i światło raz jest raz go nie ma. Na szczęście wszystkie niedogodności zostają szybko naprawione, woda leje się obfitą gorącą strugą, dzieci wykąpane, bagaże przeniesione i świat już wygląda inaczej.
Kiedy zmęczenie już trochę minęło można w końcu porządnie się "przywitać", a że my mamy trochę "pamiątek" z Kosowa, nasi Przyjaciele mają trochę "upominków" z Polski, wieczór robi się całkiem przyjemny i mógłby być dużo, dużo dłuższy ale nasze "Anielice Stróże" czuwają
.
CDN