12 PaździernikPo śniadaniu idziemy w kierunku przystani, z której odpływają łodzie na Kalymnos.
Wsiadamy. Łodzie nie mają jakiś konkretnych godzin kursowania. Kiedy by się nie przyszło, pomiędzy 7 rano, a 24, to niemal zawsze przynajmniej jedna będzie czekać. Nawet jeśli nie, to za chwilę jakaś przypłynie.
Kalymnos, przystań w Myrties, tu przybijają łodzie z Telendos.
Idziemy może sto metrów dalej, w umówione miejsce, gdzie czeka na nas samochód z wypożyczalni Kalymnos Rent. Wypożyczalni generalnie raczej nie polecam. Dosyć wysoka cena, której nie obniżyli nam, pomimo, że dostarczyli inny samochód (w kiepskim stanie zresztą), niż zamawialiśmy. No ale trudno. Zdezelowanym Nissanem Note jedziemy kilka kilometrów w kierunku Chory, czy też Chorio jak kto woli.
W jednej z wąskich uliczek Chorio udaje nam się zaparkować samochód. Na początku pytamy się mieszkańców, a potem droga jest już dobrze oznaczona. Po podobno 230 schodach wchodzimy na górę.
Castle of Chora, taka nazwa jest na drogowskazach, czy też Paleochora albo Great Castle, był od początku głównym naszym celem na Kalymnos. Bardzo do jego odwiedzenia zachęciły nas swoją relacją Kulki.
Budowa zamku rozpoczęła się w około X, XI wieku, a ostatecznego kształtu nabrał w 1495 roku.
W szczytowym momencie zamieszkiwało go ponad 1000 mieszkańców. Ostatni mieszkaniec wyniósł się z niego w 1812 roku. Stopniowo, kiedy mijało niebezpieczeństwo na przykład ze strony piratów, ludność przenosiła się do nowych, położonych poza murami zamku domów w Chorze.
Ruiny robią bardzo duże wrażenie. Na ich terenie jest dziesięć, dobrze zachowanych kościółków. Te do których zaglądaliśmy, były w większości otwarte, ale we wnętrzach jakoś nie robiliśmy zdjęć.
Przez ruiny wspinam się do końca zamkowych murów, jest to zarazem najwyższy punkt zamku.
Szkoda było opuszczać to miejsce, ale coś jeszcze chcieliśmy na Kalymnos zobaczyć.
Wracamy do samochodu.
CDN