Re: Na Greckie Wyspy i nie tylko 2008-20.
Niestety nasz tradycyjny już, można napisać, majowy grecki wyjazd z oczywistych powodów nie doszedł do skutku. W zasadzie byliśmy już pogodzeni z tym, że przynajmniej do zimy nigdzie już nie pojedziemy. Jednak gdzieś tak na początku czerwca zaczęliśmy się „łamać”. Może by tak choć na tydzień, szkoda dzieci, tyle miesięcy przed komputerem. No i rodziców też szkoda
. W końcu zapadła decyzja, jedziemy. Tylko gdzie? Bałkany oczywiście były pierwszym wyborem. Jak na krótko, to wiadomo, że nie opłacało się jechać gdzieś bardzo daleko. Początkowo „chodziła” nam po głowie Serbia. Potem Bośnia i Hercegowina. W końcu postanowiliśmy wydłużyć wyjazd do 12 nocy i odwiedzić ponownie Albanię, zwłaszcza, że znalazłam tam miejsce noclegowe o jakie nam chodziło. Ostateczny, jak nam się wydawało, plan był taki, że połowę czasu spędzimy w Bośni i Hercegowinie, a drugą połowę w Albanii, plus jakiś nocleg powrotny. Jedynym problemem było to, że granica pierwszego z wymienionych krajów pozostawała dla nas zamknięta. Czekaliśmy do niemal ostatniej chwili, liczyliśmy, że to się zmieni. Dwa dni przed wyjazdem musieliśmy jednak zmodyfikować plany. Odwołaliśmy więc rezerwację domu w Bośni i postanowiliśmy spędzić więcej czasu w Albanii. Szybko to się wszystko potoczyło zupełnie inaczej niż w przypadku poprzednich naszych wyjazdów, które poprzedzało wielomiesięczne planowanie.
Pisanie relacji z wyszczególnieniem każdego dnia w przypadku tego wyjazdu nie ma sensu. Choćby z tego powodu, że wyjazd był inny, dużo krótszy i mniej intensywny niż poprzednie. Spędziliśmy wyjątkowo aż osiem nocy w jednym miejscu. Zresztą zależało nam, żeby przede wszystkim gdzieś odpocząć. Jednak w kilku miejscach byliśmy i coś tam postaram się pokazać.
Wyjechaliśmy 1 lipca, termin dla nas bardzo nietypowy. Trasa: Zwardoń, Zilina (po drodze korek w Cadcy), Komarno, Budapeszt, Tompa. Na granicy węgiersko-serbskiej byliśmy w nocy, przed nami kilka aut, czekaliśmy może z 15 minut. Dłuższy postój zrobiliśmy sobie przed Belgradem. W Surcinie, nie pierwszy raz zresztą, zrobiliśmy trochę zakupów, a potem nową, płatną, autostradą A2 pojechaliśmy w kierunku Cacaka. W Cacak tankujemy paliwo, cena o wiele większa niż u nas. Byłem już zmęczony i pozostałe ponad 100 kilometrów krętą droga do pierwszego noclegu tranzytowego bardzo mi się dłużyło. Dodatkowo, ze zmęczenia chyba, pomyliłem ostatni kilkukilometrowy odcinek i musieliśmy trochę kluczyć po pozbawionych asfaltu drogach. Ostatecznie jednak trafiliśmy.
S.T.D. Stari Jasen, gdzie zatrzymaliśmy się na jedną noc, to domek w maleńkiej osadzie, nie można jej nazwać nawet wioską, to raptem kilka domów, domków na wynajem, Druzinice, położonej przy samym kanionie Uvac. Do Drużinic dojeżdża się czterokilometrową pozbawioną asfaltu drogą, w którą skręca się z drogi numer 21 przed Sjenicą. Domek z zewnątrz nie wygląda okazale, ale w środku na dwóch poziomach jest wszystko czego potrzeba. Od razu żałowaliśmy, że spędzimy tam tylko jedną noc.
CDN