Re: Na Greckie Wyspy i nie tylko 2008-19.
3 MajRano z żalem opuszczamy Heronissos, za szybko to zleciało. Nasz Gospodarz zabiera nas do portu w Kamares. Jesteśmy trochę wcześniej, jest więc czas ma krótki spacer.
Katamaran Sea Jet 2 przypływa trochę spóźniony. Ludzi na pokładzie sporo. Trudno mi w to uwierzyć, ale minęło już 10 lat od kiedy
ostatnio nim płynęliśmy z Santorini do Pireusu.
Rejs jest króciutki, raptem 35 minut i meldujemy się w Adamas na Milos.
Nasze wakacje powoli dobiegały końca i w pierwotnym planie mieliśmy, jak co roku ostatnio, na ostatnie dni płynąć od razu na Donoussę. Milos miało być tylko miejscem przesiadki. Jednak pomyśleliśmy, że skoro już tam będziemy, może jeden jedyny raz, to warto jednak zatrzymać się na tej wyspie choć jeden dzień. Zdecydowaliśmy, że zarezerwujemy w Adamas pokój na jedną noc.
W porcie czekał na nas pracownik
Melian Cars z zarezerwowanym przeze mnie wcześniej Suzuki Jimny. Jeden dzień to bardzo niewiele czasu, więc nie ociągamy się. Zawozimy bagaże do Hotelu Capetan Giorgantas, gdzie będziemy spać. To tylko kilkaset metrów od portu. Z przyczyn logistycznych zależało mi żeby tak właśnie było. Dwupokojowy apartament bardzo fajny, ale w sumie nie miało to większego znaczenia, w końcu to tylko jedna noc. Nawet nie siadamy, zostawiamy walizki i od razu ruszamy na wycieczkę po wyspie.
Jedziemy na południowo – zachodni kraniec wyspy. Droga początkowo asfaltowa zmienia się w taką, którą raczej normalnym samochodem bym się nie wybrał.
W końcu dojeżdżamy do miejsca, którego szukaliśmy. Początek szlaku do Kleftiko raczej kiepsko oznakowany.
Widok na Profitis Ilias. Realnie oceniając czas którego potrzebowaliśmy na jazdę po niewyasfaltowanej drodze, wiedziałem już, że tam nie pojedziemy, choć chodziło mi to po głowie.
Szlak do Klektiko nie jest trudny. Dojście zajmuje jakieś 45 minut. Jedynym kłopotem było to, że 3 maja był jednym z najcieplejszych dni naszych wakacji.
Jest i Kleftiko.
Pomimo tego, że do rozpoczęcia sezonu jeszcze trochę czasu, to ludzi całkiem sporo. Tych, którzy przypłynęli na łodziach oczywiście. Chętnych na dojście tam pieszo, oprócz nas, nie było.
Co tu dużo pisać miejsce jest przepiękne.
Szlakiem można zejść do samej wody. Nie skorzystaliśmy niestety z możliwości kąpieli, było po prostu za mało czasu.
CDN