17 Maj
Około 2 w nocy wyjeżdżamy z Ohrid i jedziemy z powrotem w kierunku Albanii. Granice mijamy w miarę szybko, ale nie ma co się dziwić, oprócz nas nikogo tam nie ma. W Pogradec trochę błądzimy, ale jakoś udaje nam się wyjechać na drogę w kierunku Korce. Dalej, jak pisałem wcześniej, szeroka nowa droga. Do Korce dojeżdżamy więc błyskawicznie. W kierunku granicy greckiej bez zmian jeśli chodzi o jakość drogi, a jeszcze ze względu na porę, całkowicie pusto. Nie wiadomo kiedy jesteśmy na przejściu. Okazało się, że skrócenie sobie drogi przez kawałek Albanii było bardzo dobrym pomysłem.
Warto napisać kilka słów o samym przejściu, po stronie albańskiej jakoś to jeszcze wygląda, ale po greckiej, syf totalny, bezdomne psy, a jeśli chodzi o toalety to odradzam się nawet do nich zbliżać.
Żegnamy już ostatecznie na tych wakacjach Albanię i jedziemy dalej w kierunku Kastorii, kilkadziesiąt kilometrów jazdy i wjeżdżamy na drogę szybkiego ruchu, a potem na Egnatia Odos czyli autostradę A2.
W Ioaninie opuszczamy na pewien czas autostradę, jedziemy zatankować gaz na jednej z nielicznych w Grecji stacji z tym paliwem. Do stacji dosyć ciężko jest trafić, ale na szczęście nie jesteśmy tutaj pierwszy raz. Robimy jeszcze trochę zakupów w Carrefurze i tutaj spotyka nas mały szok cenowy po Albanii i Macedonii. Wydaje mi się, że ceny w Grecji dosyć znacznie poszły w górę.
Dzwonimy jeszcze do Pana Nikosa, właściciela
wodnej taksówki, która zawiezie nas na Paxos.
Wracamy na autostradę, jedziemy nią jeszcze trochę do zjazdu na Pargę gdzie jesteśmy umówieni z właścicielem łodzi.
W Pardze pomimo tego, że nie jest dopiero maj, dużo ludzi i samochodów. Parkujemy w niedozwolonym miejscu i szybko wypakowujemy potrzebne nam na tydzień rzeczy, a jest tego nie mało. Kobiety zostają z dziećmi i bagażami, a my jedziemy szukać jakiegoś parkingu. Znajdujemy go w końcu na końcu miasta pod lasem, zostawiamy samochody i wracamy do kobiet. Trzy kursy do portu i wszystkie nasze torby czekają już na nabrzeżu.
Początkowo mieliśmy na Paxos płynąć promem samochodowym, ale długo nie było rozkładu, potem okazało się, że prom nie pływa we wtorki, a od wtorku do wtorku mieliśmy zarezerwowane noclegi.
Pan Nikos dzwoni, że będzie za pól godziny, mamy więc troszkę czasu żeby rozejrzeć się po okolicach portu.
W końcu przypływa nasza
taksówka i z zawrotną prędkością mkniemy w kierunku Gaios, stolicy wyspy Paxos.
Za kurs płacimy po 150 euro za nas wszystkich (9 osób) w każdą stronę. Nie wiem czy za prom zapłacilibyśmy mniej, a przejazd łodzią Nikosa to duża atrakcja, fakt, że nie wzięliśmy samochodów, ale jak się potem okazało i tak za bardzo by nam się na Paxos nie przydały.
W Gaios właściciel łodzi dzwoni po taksówkę, którą zabierają się kobiety z dziećmi i bagażami, a my w męskim gronie idziemy na nasze nowe kwatery na piechotę.
Jakieś pół godziny przyjemnego spaceru wzdłuż brzegu morza i docieramy do
Kantada Villas gdzie spędzimy najbliższy tydzień.
Kantada Villas to cztery stojące obok siebie domki. Każdy ma dwie sypialnie, dwie łazienki, pokój dzienny z kuchnią i taras. My wynajęliśmy dwa domki. Za każdy płaciliśmy 65 euro za noc. Wydaje mi się, że cena jest dosyć atrakcyjna z tym, że od 24 maja rośnie do 110, a to już chyba trochę za dużo. Domki są własnością biura
Agni Travel i z nimi załatwialiśmy rezerwację, płatność regulowaliśmy przez Internet przed wyjazdem za pomocą karty kredytowej. Z pracownikami biura jest bardzo dobry kontakt zarówno internetowy jak i telefoniczny. Drogę do domków mieliśmy objaśnioną bardzo dokładnie, łącznie ze zdjęciami co kilkaset metrów. Kiedy przyjechaliśmy klucze były w drzwiach, a w trakcie naszego pobytu domki były dwa razy sprzątane. Co dwa dni dzwoniła pani z biura dowiedzieć się czy wszystko w porządku i czy czegoś nie potrzebujemy.
Do naszej dyspozycji był też basen, a pod basenem pomieszczenie z pralkami.
Widać, że kwatera została pozytywnie zaopiniowana.
Kilkadziesiąt metrów w dół od
Kantada Villas jest mała kamienista plaża.
Pozostałą część tego w sumie pełnego wrażeń dnia spędzamy na naszych nowych kwaterach.
CDN