Re: Grecja przez Albanię i nie tylko 2008-16. Via Dubai '17!
13 MajCo prawda na wyspach mięliśmy więcej odpoczywać, jednak bez przesady, gdzieś się ruszyć trzeba. Właściciel Oneiro Studios jest także właścicielem wypożyczalni samochodów
Vergouli. Jak łatwo się domyślić, jeśli korzysta się z usług w pakiecie (auto+studio) można uzyskać bardzo korzystną cenę. My nie dysponując swoim środkiem transportu, a chcąc zobaczyć to i owo, nie mieliśmy raczej innego wyjścia. Zdecydowaliśmy się wypożyczyć na dwa dni Suzuki Jimny z napędem na cztery koła. Zresztą jeśli chce się pojeździć trochę po Astypaleii, gdzie dróg asfaltowych jest jak na lekarstwo, to wybór pojazdu z takim napędem jest chyba jedyną sensowną opcją. Cena wypożyczenia samochodu, to 25 euro za dzień.
Jedziemy na północno-wschodnią część wyspy, po drodze jednak jeszcze chwila postoju na kilka zdjęć Chory.
Jedziemy dalej.
Astypalea swoim kształtem przypomina motyla, zatrzymujemy się w jej najwęższym miejscu położonym pomiędzy „skrzydłami”.
Pełny rozmiarWidok na Chorę.
Po drodze mijamy mało atrakcyjne Analipsi (Maltezanę). Jest tam kilka hoteli i mało atrakcyjna plaża. Kompletnie nam się tam nie podobało, to chyba jedyne zdjęcie jaki zrobiliśmy w tym miejscu.
Prawie do samego Vathy można dojechać nową asfaltową drogą.
Agios Nikolaos
Kilka kilometrów przed Vathy kończy się asfalt.
Mijamy Mesa Vathy, nie jest to jednak nasz główny cel tego dnia, jedziemy dalej. Zaraz za niewielką osadą droga jest już taka, że zwykłym osobowym samochodem raczej nie odważyłbym się nią jechać. Kilka razy po drodze ja bądź Żonka wysiadamy żeby otworzyć i zaraz za nami zamknąć zagradzające drogę bramki. Po około trzech kilometrach od Vathy dojeżdżamy do kościółka Panagia Tou Thoma.
Kościółek oczywiście zamknięty. Zostawiamy samochód, dalej jechać się już nie da. Do jaskini Drakos (smoka), dla której tu przyjechaliśmy, trzeba iść spory kawałek na piechotę. Na mapie nie wygląda to daleko, jednak ze względu na ukształtowanie terenu i na to, że nie prowadzi tam żaden oznakowany szlak, dojście nie jest tak szybkie jak by się mogło wydawać.
Na mapie Terrain jest zaznaczony szlak, jednak ja takiego nie znalazłem. Niestety już po kilku minutach właśnie przez to, że szliśmy na przełaj, okazało się jak źle dobraliśmy obuwie. Może na zdjęciach tego nie widać, ale marsz w sandałkach nie był zbyt komfortowy. W końcu postanowiliśmy, że Żonka wraca do samochodu, a ja do jaskini idę sam.
Jest, jaskinia Drakos!
Przed wejściem, kiedy zdjąłem plecak, żeby wyjąć czołówkę i napić się wody, uświadomiłem sobie, że zostawiłem Żonkę nie tylko bez picia, ale też bez telefonu i bez kluczy do auta, wszystko miałem przy sobie. Wiedziałem już, że eksploracja jaskini nie potrwa zbyt długo.
Wchodzę. W środku można wybrać dwie drogi, najpierw idę prosto.
Koniec jest zalany wodą. Wracam się do wyjścia i idę do komory po jego lewej stronie. W środku jeziorko, a pośrodku stalagmit. Jest bardzo ładnie. Niestety zdjęcia tego kompletnie nie odzwierciadlają, trzeba by było mieć jakieś mocniejsze oświetlenie.
Wychodzę, trzeba wracać do Żonki.
Jeszcze pamiątkowe zdjęcie przed wejściem.
Bardzo mi się wizyta w jaskini podobała. Aż dziwne, że nie prowadzi tam żaden oznakowany szlak, bo atrakcja, przynajmniej dla mnie, jest naprawdę duża. Zresztą może to dobrze, bo pewnie, gdyby oprócz mnie było by tam jeszcze kilka osób, to pewnie moje odczucia byłyby zupełnie inne.
Z powrotem, pod górkę, starałem się iść jak najszybciej, a że było bardzo gorąco (myślałem, że w Grecji trochę odpoczniemy do upałach w Dubaju), marsz dał mi dosyć mocno w kość, ale co tam, warto było. Żonka też jeszcze nie zdążyła na porządnie zacząć się martwić, także wszystko ok, no może poza tym, że nie była w jaskini razem ze mną.
Jeszcze lokalizacja Drakospilii.
I wejście.
CDN