Re: Grecja przez Albanię i nie tylko 2008-16. Via Dubai '17!
8 MajPonieważ na zorganizowane zwiedzanie byliśmy umówieni dopiero na trzynastą, postanowiliśmy , że wstaniemy raniutko i odwiedzimy sami jakieś miejsce. Szkoda nam było marnować pół dnia na leniuchowanie, w końcu nie mieliśmy tego czasu na Dubaj za dużo. Mój wybór padł na poranną wizytę na plaży. Jako, że moja Żonka jest miłośniczką plaż wszelakich, postanowiłem zrobić Jej niespodziankę i wyszukałem plażę, która, jak mi się wydawało w zupełności Ją zadowoli. Do miejsca, które wybrałem było prawie czterdzieści kilometrów, dodatkowo była więc okazja w końcu przejechać się dubajskim metrem, na co miałem wielką ochotę.
Tak jak już pisałem, stacja metra Sharaf DG była oddalona dosłownie kilka kroków od naszego hotelu.
My jechaliśmy na stację union_, jak widać na planie metra poniżej, musieliśmy pokonać trzy strefy.
Jednorazowy bilet na trzy strefy kosztuje 10,5 dirhama, czyli zależnie od kursu, jakieś 10-12 złotych.
Kiedy jeździ się dużo metrem i komunikację miejską, można sobie wyrobić kartę i wtedy to się bardziej opłaca, ale my nie widzieliśmy takiej potrzeby.
Tutaj więcej informacji.
Matro w Dubaju jest całkowicie zautomatyzowane, czyli nie spotkamy w nim Pani albo Pana maszynisty. Pod pociąg nie można wpaść, ponieważ tory od peronu oddzielone są szklanymi drzwiami, które otwierają się dopiero po przyjeździe pociągu.
Wagony podzielone są na trzy klasy. Złota, dla wszystkich o podwyższonym standardzie. Czerwona, normalna dla wszystkich i żółta tylko dla kobiet i dzieci. Nam zależało żeby jechać w pierwszym wagonie, a akurat w tym kierunku z przodu była czerwona.
Metro jest tylko na niewielkim odcinku położone pod ziemią, w zdecydowanej większości można sobie z niego całkiem nieźle Dubaj pooglądać.
No to jedziemy.
Początek podziemnego odcinka.
Poniżej filmik naszego porannego przejazdu metrem.
FILMWysiadamy na stacji union_.
Pozostałe dziesięć kilometrów przejedziemy taksówką.
Koszt taksówki to dwadzieścia kilka złotych.
Przyjeżdżamy pod Al Mamzar Beach Park, idziemy do kasy (wstęp pięć dirhamów), a tu niemiła, szczególnie dla mnie, niespodzianka
.
Pech, ale co zrobić. Pokazuje Żonce na mapie gdzie ma iść i rozdzielamy się. Ona idzie pooglądać Mamzar Beach Park, a ja na klimatyzowany przystanek autobusowy. Kiedy tak czekałem na Żonę to widziałem, że nie byliśmy jedynymi, których zaskoczyło ograniczenie wstępu na plażę. I z tego co zaobserwowałem, było to przestrzegane bardzo rygorystycznie, widziałem kilka kobiet, których nie wpuszczono z chłopcami tak na oko może dziesięcioletnimi.
Tymczasem, Żonka na spacerze po parku.
Na pierwszej plaży, kąpiel ze względu na meduzy, zabroniona.
Żonie się tam bardzo podobało, więc liczba zdjęć jest dosyć pokaźna. Chciała też wynagrodzić mi to, że nie mogłem parku pooglądać wraz z Nią, przynajmniej na zdjęciach zobaczyłem go całkiem sporo.
Kolejna, tym razem wielka plaża w parku, tutaj już bez meduz i ograniczeń kąpieli. Takie wielkie plaże w Mamzar Beach Park są trzy.
Kiedy Żonka oglądała sobie rajskie plaże, ja "podziwiałem" parking
.
To „mój” klimatyzowany przystanek.
Kiedy w końcu wróciła, uparłem się na kąpiel. Z taksówki widzieliśmy po drodze ogólnodostępną plażę zaraz przed parkiem, tam więc skierowaliśmy nasze kroki.
Zajęliśmy miejsce przy jednym ze stolików i zaraz wskoczyłem do wody.
Tu lekki zawód, woda kompletnie nie daje ochłody, no może krótką chwilę po wyjściu. „Zupa” jest tu dobrym określeniem.
Nie siedzieliśmy na plaże długo, raz, że nie było za bardzo czasu, a dwa, długo wysiedzieć się po prostu nie da.
Z powrotem znowu złapaliśmy taksówkę, z tym, że teraz pojechaliśmy na inną stację metra. W metrze ludzi pełno, więc ja ściśnięty w tłumie, a Żonka spokojnie siedzi sobie w prawie pustym wagonie dla kobiet
.
CDN