Re: Grecja przez Albanię i nie tylko 2008-15. Jesienny wypad
7 PaździernikHotel Saint Elena wybraliśmy głównie ze względu na cenę. Nocleg gdzieś w okolicach miejskiej plaży stanowczo nie był na naszą kieszeń. Generalnie, pomimo niezbyt ciekawego położenia, nie ma się do czego przyczepić, plusem jest bardzo dobre, urozmaicone śniadanie w postaci szwedzkiego stołu. Podsumowując, na jedną noc miejsce jak najbardziej do przyjęcia.
Widok z balkonu niezbyt ciekawy.
Z drugiej strony dużo lepiej. Z hotelowego basenu nie korzystaliśmy, nie było na to czasu.
Doba hotelowa kończy się o 12, ale jest specjalne pomieszczenie gdzie można bezpłatnie przechować swoje bagaże. Skorzystaliśmy oczywiście z niego bo nie uśmiechał nam się spacer po Larnace z walizkami.
Z hotelu do plaży jest jakieś 1,5 kilometra.
Larnaka miasto jak miasto, nic ciekawego. Sporo Polaków można spotkać na ulicach, nie wiem czy pracujących tam, czy turystów, pewnie tych i tych, ja w każdym razie urlopu bym tam raczej nie chciał spędzić.
Po drodze robimy trochę zakupów do domu, koniak, słodycze dla dzieci. Na zwiedzanie się nie nastawialiśmy, po pierwsze za dużo atrakcji tam nie ma, a po drugie w ostatni dzień zwyczajnie się już nie chce.
Dochodzimy do wymienianej w przewodniku jako największa atrakcja Larnaki, plaży i promenady Finikoudes.
XIV-wieczny fort w Larnace. Podczas brytyjskiego panowania i podczas wojny domowej wykorzystywany jako więzienie. Teraz znajduje się tam muzeum.
W tle minaret meczetu Djami Kebir.
Na końcu uliczki widać wzniesioną w IX w., a odnowioną w XVII cerkiew św. Łazarza.
Jak wspominałem, my na zwiedzanie nie mieliśmy już ochoty, najwięcej więc czasu spędziliśmy w okolicach Finikoudes.
Wychwalana w przewodniku plaża Finikoudes, co by tu napisać, Donousso wróć
:!:
Plaża, jak dla mnie beznadziejna, ale spacer promenadą z dużą ilością palm całkiem przyjemny.
Pomimo, że był już 7 październik, słońce prażyło bardzo mocno, trzeba było więc poszukać ochłody w jednym z wielu położonych przy promenadzie barów. Ceny w niektórych delikatnie mówiąc niskie nie były, ale w końcu udaje nam się znaleźć coś odpowiedniego i trochę czasu spędzamy przy najpopularniejszym chyba tam piwie Keo.
Larnaka znana jest z zimujących tam, nad słonym jeziorem w pobliżu miasta, Flamingów. Nie mogliśmy ich zobaczyć, ponieważ przylatują dopiero w listopadzie, chcieliśmy jednak kupić jakąś związaną z nimi pamiątkę, albo chociaż kilka widokówek. Niestety, pomimo sporej ilości sklepów z pamiątkami i widokówkami, Flamingów zero, dziwne, myślałem, że będzie dokładnie odwrotnie.
Na koniec trzeba było zjeść jeszcze jakiś ostatni wakacyjny posiłek. Portfel na koniec wyjazdu świecił już pustkami, trzeba było znaleźć coś taniego, a jednocześnie dobrego, no i najlepiej w rozsądnych ilościach. Trzeba przyznać, że nam się to udało z pomocą, nie pamiętam już, Facebooka czy Tripadvisor.
Porcjami w greckiej tawernie
Souvlaki.gr można się z powodzeniem najeść.
Po bardzo obfity posiłku wracamy do hotelu po bagaże. Miła Pani w recepcji drukuje nam karty pokładowe na samolot i zamawia dla nas taksówkę. Na lotnisko zabiera nas luksusowy czarny mercedes, trochę zacząłem obawiać się o cenę, ale na szczęście było to standardowe 15 euro.
Na lotnisku tłum Polaków czekających w jednej kolejce do dwóch samolotów linii Wizzair, także trochę to trwało zanim przeszliśmy wszystkie lotniskowe procedury.
Po trzech godzinach lotu lądujemy w Pyrzowicach, tam mały szok termiczny, w Larnace 30, a w Polsce 5 stopni. Do domu wracamy samochodem naszych Przyjaciół, którzy czekali na nas na lotnisku.
Tak kończy się nasz krótki jesienny wypad we dwoje 2016.
KONIEC