4 Maj Noc, pomimo gorąca w przedziale, jakoś tam minęła. Zresztą z tego co widać na obrazku poniżej wysoka temperatura nie wszystkim przeszkadzała.
Dojeżdżamy w końcu do granicy z Czarnogórą, która wita nas deszczową pogodą.
Krótka kontrola paszportowa i jedziemy dalej. Pociąg jest już spóźniony i wiadomo, że na planowaną godzinę 8 i tak już nie dojedziemy. Może w sumie to i dobrze, czasu mamy dużo, a gdyby było jeszcze ciemno to nic by człowiek nie pooglądał. Gorzej dla dzieci, którym pod koniec podróż zaczęła się trochę dłużyć.
Kiedy zaczęły się jakieś widoki, uaktywnił się "nasz Japończyk", do końca podróży stał już w korytarzu i robił zdjęcia. Wcześniej gdyby się nie odezwał to nie zauważyła by go nawet kontrola graniczna, jak wspominałem leżał pod samym sufitem.
Jedziemy dalej, a widoki coraz lepsze, szkoda tylko, że pogoda była jaka była i zdjęcia nie oddają w pełni atrakcyjności tej linii kolejowej, a naprawdę było na co popatrzeć. Jeśli ktoś jechał kiedyś samochodem kanionem Moracy może sobie wyobrazić jak to jest oglądać go z góry.
Przejazd przez Jezioro Shkoderskie.
Przed Barem pociąg zatrzymuje się jeszcze w Sutomore.
W końcu z trzygodzinnym opóźnieniem docieramy do Baru. Wagony z samochodami są odczepiane i przeciągnięte na drugą stronę dworca, a że dworzec nie jest duży, ze znalezieniem ich nie ma żadnego problemu. Po jakiś dwudziestu minutach oczekiwania samochody są odbezpieczone i można jechać w dalszą drogę. Zostajemy jeszcze "obdarowani" naklejkami na szybę (opłata ekologiczna) za 10 euro.
Wyjeżdżamy z Baru, wracamy w kierunku Sutomore i kierujemy się na Podgoricę Tunelem Suzina. Opłata, jeśli dobrze pamiętam, to 2,5 euro.
W Virpazarze robimy sobie krótką przerwę na kawkę.
Dalej jedziemy w kierunku Albanii widokową drogą wzdłuż Jeziora Shkoderskiego. Trasa jest naprawdę malownicza i warto ją pokonać. Droga jest dosyć wąska ale ruch praktycznie zerowy, po drodze spotykamy tylko Polaków jadących z przeciwnej strony i kilka miejscowych samochodów. Na Nich zresztą trzeba trochę uważać bo po wąskiej drodze jeżdżą bardzo pewnie i szybko, trochę za bardzo moim skromnym zdaniem.
W dole widać plaże.
Przejeżdżamy przez Ostros, odpuszczamy sobie Monastir, nie można mieć wszystkiego.
Mijamy jeszcze Vladimir i docieramy na odnowione przejście graniczne Muriqan. Odprawa idzie w miarę szybko, dobrze, że Albańczycy nie wypisują już kwitów na samochód.
Szybko dojeżdżamy do Shkodry. No i znany drewniany mostek. Przed mostem tradycyjnie już koczuje grupa proszących o pieniądze i jedzenie Romów. Most jest wąski na jedno auto no i trzeba poczekać aż przejadą samochody z jadące z przeciwnej strony. Na szczęście obok buduje się już nowy most. Dużo słyszałem i czytałem wypowiedzi ludzi, którzy podczas jednodniowej wycieczki do Shkodry z Czarnogóry, na podstawie tych okolic, wyrabiają sobie zdanie o całej Albanii.
Jedziemy cały czas prosto główną droga przez Shkoder i szybko znajdujemy miejsce naszego następnego noclegu czyli
Hotel and Restaurant "Tradita".
Hotel i restauracja mieszczą się w odrestaurowanym czterystuletnim budynku. Za naszą grupkę mieliśmy zapłacić 70 euro ze śniadaniem, ale ponieważ chcemy wyjechać bardzo wcześnie, rezygnujemy ze śniadania, cena więc spada do 60 euro.
Odpoczywamy trochę i wieczorem idziemy do restauracji spróbować tradycyjnej, albańskiej kuchni.
Jedzenie i atmosfera super. Ceny bardzo rozsądne, więc bardzo zadowoleni idziemy spać. Jutro trzeba wstać wcześnie rano. Przed nami jedna z głównych, przynajmniej dla mnie, atrakcji naszego urlopu, czyli rejs po jeziorze Koman.
CDN