Re: Grecja przez Albanię i nie tylko 2008-2014 + Nowa 2015.
30 kwiecień c.d.Po około dwóch godzinach rejsu, baaardzo zadowoleni opuszczamy prom. Trochę czasu zajęło załodze przybicie do nabrzeża (teraz kiedy prom kursuje regularnie nabiorą wprawy), w końcu jednak zjeżdżamy na stały ląd.
Na wprost widać kilkusetmetrowy tunel, którym przejeżdża się z przystani do Koman.
W przeciwieństwie do pierwszej części dnia, druga nie do końca wyszła nam tak jak sobie zaplanowaliśmy, ale po kolei.
Droga Koman – Vau i Dejes (SH25) jest w stanie fatalnym, zupełne przeciwieństwo tego co jest po stronie Fierze. Już kilka lat temu „różowo” nie było, ale teraz przejazd nią to „droga przez mękę”. Na te około 30 kilometrów trzeba sobie przeznaczyć sporo czasu, no chyba, że posiada się auto terenowe. My nie chcąc uszkodzić zawieszenia w nie naszym w końcu samochodzie, poruszaliśmy się w ślimaczym tempie. Na zdjęciach wygląda to zdecydowanie lepiej niż w rzeczywistości.
Większa część tej drogi wygląda mniej więcej tak jak na zdjęciu poniżej.
Raz nawet ucieszyłem się widząc przed sobą takie coś
Ale było to niestety tylko kilkaset metrów, dalej znów to samo, prawie aż do samej drogi SH5.
Kiedy w końcu dotarliśmy do Vau i Dejes, dalej poszło już szybko. Przez Lezhę dojechaliśmy do Fushe Kruje, gdzie żeby minąć Tiranę skręciliśmy w SH 52 w kierunku Durres.
Jednym z żelaznych punktów tegorocznej wizyty w Albanii miała być wizyta na półwyspie Rodonit, niestety jednak nie doszła do skutku, a wszystkiemu winne nasze następne miejsce noclegowe. Dzieci wiedziały, że w hotelu, gdzie tego dnia mieliśmy spać jest kryty basen (tylko dlatego zresztą go wybrałem) i zaczęło się marudzenie: „Tato chodź już jedziemy do hotelu”. „Ja chce na basen”. Początkowo nawet nie chciałem słyszeć, no ale potem Tatuś, dla którego szczęście dzieci jest najważniejsze
, oczywiście uległ. Pomyślałem sobie, trudno, następnym razem, przynajmniej chłopcy będą mieli „radochę”, a my trochę spokoju. Przed Durres z pewnym żalem minąłem więc zjazd na Maminas.
Przejeżdżamy przez Durres.
Dalej w kierunku Fier.
Przez Fier jeszcze trzeba przejechać, ale już w budowie jest obwodnica i ponoć jej jeden pas ma być gotowy w sezonie turystyczny. W każdym razie my tradycyjnie przejechaliśmy przez miasto, a w Levan wjechaliśmy na drogę szybkiego ruchu prowadzącą do Vlore.
Vlore
Podjeżdżamy pod hotel Vlora International.
W 99% przypadków chwalę w swoich relacjach miejsca, w których śpimy, nie tym razem jednak.
Zaczęło się już w recepcji. Mieliśmy zarezerwowany dwupokojowy apartament i pokój dwuosobowy. Cieszyłem się nawet wynegocjowaną za apartament ceną w tym dosyć drogim hotelu. Jednak na miejscu okazało się, że jest problem z apartamentem i w zamian proponują nam trzy pokoje dwuosobowe. Już byłem trochę zły bo dosłownie dzień przed wyjazdem potwierdzałem rezerwację i wszystko było w porządku, pewnie znalazł się ktoś, kto za apartament zapłacił im cenę normalną, a nie wynegocjowaną.
Poszliśmy oglądać pokoje, okazało się, że są trzyosobowe, więc z jednego zrezygnowaliśmy. Nie były złe, ale pięć gwiazdek, którymi szczyci się hotel można potraktować w kategorii żartu.
O balkonie i widoku na morze mogliśmy oczywiście zapomnieć.
„Trudno, to tylko na jedną noc, przynajmniej zaoszczędziliśmy przez to, że wzięliśmy dwa zwykłe pokoje, no i dzieci poszaleją sobie na basenie”. Tak sobie tłumaczyłem. Po zajęciu pokoi schodzimy więc do recepcji spytać się gdzie jest basen. Pani w recepcji zdziwiona. „Basen? Przecież w basenie nie ma wody”. Myślałem, że szlag mnie trafi. Przecież pisałem do Nich zaraz przed wyjazdem. Ja odpuściłem Rodonit, a dzieci bardzo zawiedzione. Na nic zdało się Tatusia poświęcenie. Gdybym wiedział jak jest to nie dość, że zrealizowałbym turystyczne plany to wybrałbym na nocleg na przykład Hotel Bologna zaraz obok, w którym spaliśmy
dwa lata temu. Gwiazdek ma mniej, przez to jest tańszy, a pokoje nie dość, że większe to jeszcze o wiele lepszy z nich widok. No ale już nic nie mogliśmy poradzić. Dobrze, że chociaż wi-fi działało.
Wieczorem wyszliśmy jeszcze na spacer nad morze i po deptaku przed hotelem.
W tle mój „ulubiony” hotel.
Wieczorem na deptaku i nad morzem sporo ludzi. Złość trochę minęła i zrobiło się całkiem przyjemnie. Dodatkowo temperatura zrobiła się już całkiem letnia, nawet po zapadnięciu zmroku było bardzo ciepło.
Trochę szkoda mi półwyspu Rodonit, ale gdy przypomnę sobie Valbonę i rejs po jeziorze Koman to ten dzień i tak był bardzo, bardzo udany. Widokowo na pewno jeden z najlepszych na tym wyjeździe.
Jeszcze dwa zdania dlaczego zatrzymaliśmy się na nocleg we Vlore. Po prostu nie chciałem jechać przez Llogare wieczorem, a tak by było gdybyśmy zrealizowali w pełni plany i zdecydowali się jechać od razu na Albańską Riwierę. Woleliśmy pooglądać sobie Llogarę w słońcu, a potem jeszcze nie być zmęczonym podróżą i mieć cały dzień nad morzem.
CDN