18 MajProm na Rodos mieliśmy o godzinie 9:40, także spokojnie zdążyliśmy zjeść jeszcze śniadanie, które w Hotelu Porfyris podawane jest od 7:30. Dużo łatwiej było nam dotrzeć do portu niż w odwrotną stronę, prowiantu, którego sporą ilość zabraliśmy na wyspy, w zasadzie już nie było. Baliśmy się czy prom przypłynie o czasie, na Rodos na przesiadkę mieliśmy tylko nieco ponad dwie godziny, a musieliśmy się dostać z portu na lotnisko i jeszcze przejść przez odprawę przed lotem. Tego etapu podróży obawialiśmy się od początku najbardziej. Na szczęście Blue Star Paros było już widać, kiedy przybyliśmy do portu jakieś pół godziny przed odpłynięciem. Jak już pisałem, o bilety nie musieliśmy się martwić, bo kupiliśmy je dużo wcześniej przez Internet. Za naszą rodzinkę zapłaciliśmy 34 euro.
Całkiem spora ilość ludzi oczekiwała na przybycie promu.
Żegnamy Nisyros, aż wierzyć się nie chciało, że ten czas tak szybko zleciał.
Jeszcze widoki z promu na odwiedzone przez nas miejsca.
Dhiavatis (Profitis Ilias)
Emporios
Nikia
Wyspa Giali, tam akurat nie byliśmy, choć chodziło mi to po głowie.
Lies
Pahia Ammos
Widoki ładne, ale w tych okolicznościach, jakoś nie cieszyły.
W porcie wydawało się, że pasażerów promu było sporo, jednak Blue Star Paros jest na tyle duży, że w niektórych jego miejscach nie było nikogo.
Przystanek na Tilos
Rejs na Rodos trwał trzy i pół godziny, na miejsce przybyliśmy mniej więcej o planowanym czasie. Trzeba było znaleźć następny środek transportu. Nie było to zresztą zbyt trudne. Wystarczy podejść kilkaset metrów do bramy wjazdowej do portu, przed nią wręcz roi się od taksówek, konkurencja wymusza niezbyt wygórowane ceny. Żaden z taksówkarzy nie przejmował się kolejką, każdy chciał złapać swojego klienta, nie zastanawiając się długo wybraliśmy ofertę kursu na lotnisko za 22 euro. Z portu na lotnisko jest jakieś 16 kilometrów, więc cena, porównując nawet z cenami w Polsce, była jak najbardziej do zaakceptowania. Jak się później okazało, do kosztów przejazdu musieliśmy doliczyć pozostawiony przeze mnie w taksówce pokrowiec do aparatu z zapasową baterią.
W tle „nasz” Blue Star Paros.
Przejazd przez miasto Rodos.
Plaża przy głównej drodze, a po drugiej stronie hotelowe „potworki”.
Dojechaliśmy do lotniska Diagoras, mając jeszcze wystarczający zapas czasu. Trochę wystraszyliśmy się na początku bardzo długimi kolejkami do odprawy, ale jak się później okazało to te długie kolejki były do lotów międzynarodowych. Na loty lokalne linii Aegan Airlines, którymi lecieliśmy, przy stanowiskach stało co najwyżej po kilka osób.
Bilety na samolot, jak już pisałem, kupiłem jeszcze w listopadzie przez internetową stronę
Aegan Airlines. Koszt to 24 euro za osobę plus 15 euro za każdą sztukę bagażu rejestrowanego, my mieliśmy trzy.
No to lecimy.
Saloniki
Kiedy już odebraliśmy swoje bagaże, trochę to trwało bo przyjechały jako jedne z ostatnich, zadzwoniłem do właściciela
parkingu Byzantio, gdzie zostawiliśmy nasz samochód, okazało się, że już czekał na nas przed budynkiem lotniska. Zapakowaliśmy bagaże do jego samochodu i pojechaliśmy na parking.
Na miejscu spędziliśmy tylko kilka minut potrzebnych na przepakowanie, chcieliśmy jak najszybciej dotrzeć do następnego hotelu, pomimo, że nie byliśmy w podróży jakoś bardzo długo, byliśmy nią już trochę zmęczeni. Na szczęście do przejechania mieliśmy niewiele ponad 100 kilometrów.
W Salonikach znalazłem jeszcze stację z gazem, koszt za litr to jakieś osiemdziesiąt kilka centów. Z Salonik pojechaliśmy drogą numer 2 w kierunku Giannitsy i Edessy. Kawałek przed tym drugim miastem zjechaliśmy na Arideę, a potem na Loutraki, miejsce naszego kolejnego noclegu. Nareszcie można było odpocząć i trochę się zrelaksować, a warunki do tego mieliśmy dosyć dobre.
Z jednej strony byliśmy zadowoleni, że szczęśliwie udało nam się odbyć ten etap podróży. Trochę nas ta podróż stresowała, obawialiśmy się głównie tego, że nie zdążymy na samolot, a wtedy byłby poważny problem. Z drugiej jednak, cieszyć za bardzo też nie było się z czego w końcu na jakiś czas pożegnaliśmy wyspy greckie, no i nieuchronnie zbliżał się koniec wakacji.
CDN