12 Maj Kolejny piękny dzień na Kastellorizo, aż szkoda było wyjeżdżać.
Zapakowaliśmy nasze bagaże do pickupa właściciela
Agnanti Studios i z wielkim żalem odjechaliśmy w kierunku portu. Pozostał lekki niedosyt, szkoda tych dwóch dni kiedy pogoda pokrzyżowała nam plany.
Z drugiej strony jednak, jesteśmy bardzo szczęśliwi, że w końcu udało nam się na Kastellorizo dotrzeć, no i wyspa w 100% spełniła nasze oczekiwania, zajmuje teraz bardzo wysokie miejsce w naszym prywatnym rankingu.
Do portu przyjechaliśmy specjalnie wcześniej, zostawiliśmy sobie jeszcze czas na krótki spacer i zakupy w sklepie. Trzeba było zaopatrzyć się w jakiś prowiant, mieliśmy przed sobą dziewięć godzin rejsu.
Tu można kupić bilety na promy i samolot. My nie musieliśmy tego robić, bilety na prom podobnie jak przed rokiem, kupiliśmy wcześniej przez biuro
Zas Travel z Naxos. Koszt wysłania do Polski, niezmiennie 5 euro.
Ostatnia wizyta w jedynym na wyspie sklepie.
Tam nie udało się dotrzeć.
Prawie punktualnie o 11 pojawił się Blue Star Paros. Sporych rozmiarów prom zajął niemal pół portu.
Jak widać tłumów na pokładzie nie było.
Żegnaj Kastellorizo.
Agnanti.
Jeszcze „rzut oka” na Turcję.
Promowe pustki. Tu spędziliśmy większość czasu rejsu, a od czasu do czasu wychodziliśmy oczywiście na pokład.
Pierwszy przystanek, Rodos.
Myślałem, że na Rodos wsiądzie dużo ludzi, jednak nic takiego się nie stało. Postój na Rodos trwał kilkadziesiąt minut.
Kolejny przystanek, Tilos, wyspa, która już kilkakrotnie pojawiała się w naszych planach, do tej pory nic z tego nie wyszło, ale może kiedyś.
Na Tilos wsiadło chyba więcej ludzi niż na Rodos.
Wreszcie dopływamy do Nissyros, naszego celu. Pierwsze wrażenie, nie za bardzo. Rząd autokarów w porcie, dosyć dużo ludzi, spory kontrast z Kastellorizo. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy aby dobrze wybraliśmy. Na szczęście potem było już tylko lepiej.
Tymczasem Blue Star Paros ruszył w dalszą drogę. Jeszcze informacja na temat ceny rejsu, za naszą czteroosobową rodzinkę zapłaciliśmy ok. 60 euro.
Do
Hotelu Porfyris, naszego kolejnego miejsca noclegowego, z portu jest jakieś 500 metrów, może trochę więcej, a że nikt po nas nie wyjechał, wzięliśmy nasze walizki i plecaki i ruszyliśmy na piechotę. Co pewien czas pytaliśmy się o drogę, ale w sumie trafić tam nie jest trudno.
W hotelu spory ruch, razem z nami przyjechała jakaś wycieczka, ale nie czekaliśmy długo na klucze, ktoś pomógł nam wnieść walizki, ja jeszcze udałem się na krótką wizytę do sklepu i w końcu mogliśmy odpocząć.
CDN