Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Grecja - Ionian Tour 2007 - 23.08-09.09.2007r. - relacja

Do Grecji przynależy około 2500 wysp, ale tylko nieco ponad 150 jest zamieszkana przez ludzi. Grecja słynie z produkcji marmuru, który jest eksportowany do innych państw. Grecja posiada aż 45 lotnisk. Językiem greckim posługiwano się już cztery tysiące lat temu - to jeden z najstarszych języków w Europie.
MCR
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 922
Dołączył(a): 15.04.2006
Grecja - Ionian Tour 2007 - 23.08-09.09.2007r. - relacja

Nieprzeczytany postnapisał(a) MCR » 15.09.2007 18:01

Będę powoli doklejał opis w miarę jego powstawania :)

Dzień 1:
Z Wrocławia wyjechaliśmy dzień wcześniej niż planowałem. Po pracy, około 22
wyruszyliśmy w stronę Kudowy Zdroju (bardzo lubię to przejście graniczne),
mijając po 24 Nachod.
Planowałem jakąś drzemkę w Czechach, biorąc jednak pod uwagę fakt, że
znalezienie tam jakiegokolwiek Motelu przy drodze jest niemożliwe oraz to, że po
10 Red Bullach i kilku
Guaranach spać mnie się w ogóle nie chciało przejechaliśmy Czechy, Słowację,
Węgry (powinny być wzorem dla wszystkich pod względem oznakowania dróg i ich
jakości), Serbię
(chyba lubią Polaków, bo przepuszczono nas jakimś specjalnym wjazdem przez
granicę bez konieczności czekania w kolejce). W okolicach Vranje miałem dość.
Ciemno, wszędzie góry,
trzeba było gdzieś się zatrzymać. Niestety jedyny motel po drodze w miejscowości
Dżep nie dysponował wolnymi pokojami, dojechaliśmy aż do Macedonii. Tutaj po
przekroczeniu granicy
znalazłem jakąś stację benzynową, na parkingu której postanowiłem przenocować.
Rano ruszyliśmy w stronę Grecji.

Dzień 3:
Granicę grecką mineliśmy bardzo sprawnie. Grecy odprawili nas poza kolejką (też
nas chyba lubią :)) ) i ruszyliśmy w stronę Thesalonik. Po 20 minutach szukania
miejsca
parkingowego udało mi się postawić auto w okolicach białej wieży. Godzinny
spacer po mieście bardziej na celu miał rozprostowanie kości, niż jego dogłębne
zwiedzanie (tym bardziej,
że widziałem je 3 lata wcześniej). Wyjechaliśmy w stronę Delf, gdzie -
początkowo - miałem nocować w namiocie na polu kempingowym. Przerażony
pętelkami, które trzeba było
pokonać jadąc do tej mieściny postanowiłem dojechać do samych Delf i tam czegoś
poszukać. Nie trwało to dłużej niż 5 sekund; tuż po zaparkowaniu auta
zaproponowano nam nocleg, z
którego skorzystaliśmy (50 EUR za nocleg dla dwóch osób). Wieczorem krótki
spacer po mieście i spanie. Rano wyjechaliśmy w stronę Aten.

Dzień 4:
Nie mogło oczywiście zabraknąć zwiedzania Delf. Zarówno ruin jak i muzeum. Po
kilku godzinach, wycieńczeni słońcem, wróciliśmy do auta i wyjechaliśmy w
kierunku Teb (Thiva).
Mijaliśmy niestety jakieś pożary i wypalone połacie leśne. Przerażające
widoki... Dojechaliśmy do Aten i po 20-30 minutowym błądzeniu po mieście
osiągnęliśmy cel, jakim był nasz
hotel obok stacji Larisa. Prysznic i pędem na Akropol.
Nie ma możliwości aby tak wielkie miasto zobaczyć w jeden dzień. Ograniczeni
czasowo zajęliśmy się więc tylko Akropolem, na który poświęciliśmy prawie cały
dzień. Mimo upału
słońca nie było widać. Zasłaniał je dym z lasów, które spłonęły...
MCR
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 922
Dołączył(a): 15.04.2006
Dzień 5

Nieprzeczytany postnapisał(a) MCR » 15.09.2007 18:02

Wyruszyliśmy, drugi raz mijając Elefsinę, w kierunku Peloponezu. Bardzo chciałem
zrobić zdjęcia kanału korynckiego, niestety po jego przejechaniu nie znalazłem
nigdzie miejsca
gdzie można się zatrzymać i popstrykać. Jakby ktoś miał pomyśl - będę wdzięczny
za wskazówki na przyszłość. Z tego całego podekscytowania zamiast pojechać na
Mykeny i od tej
strony robić pętlę, pojechaliśmy najpierw do Epidavros. Fanstastyczna droga,
jakby ktoś chciał się przejechać - bardzo polecam. Tyle zieleni i pięknych
miasteczek...
Dojechaliśmy bez problemu do teatru w Epidavros, choć znaki drogowe wskazywały
jeszcze coś na wzór "starożytnego Epidavros", zapewne chodziło o Palea. Ruiny
częściowo są
zamknięte - trwają tam jakieś prace remontowe, jednakże całość robi ogromne
wrażenie. Jakież to musiało być niesamowite tysiące lat temu. A teatr? Akustyka
lepsza, niż na niejednej
profesjonalnie nagłośnionej scenie...
Kolejny punkt programu - Navplio. Niesamowite miasteczko otoczone praktycznie z
każdej strony jakąś twierdzą. Po drodze przejeżdżaliśmy przez pogorzeliska.
Jeden pas ruchu był
zamknięty - leżały na nim spalone drzewa, policja sprawnie sterowała ruchem nie
pozwalając na to, aby ktokolwiek tam się zatrzymał. Pewnie chodziło o kwestie
bezpieczeństwa.
W Navplio zatrzymaliśmy się na obiad, jedliśmy przepyszną rybę (wyleciało mi z
głowy jaka to była - jest na zdjęciach, ostatnia po prawej, taka czerwona)
podaną na gotowanym w całości
szpinaku z osobno podanym sosem oliwkowo-cytrynowym. Palce lizać. Jeszcze tylko
dodatkowy spacer po tym uroczym mieście, delektowanie się limonkami, cytrynami i
pomarańczami,
które rosną dosłownie wszędzie i zmykamy do auta. Chciałoby się wspiąć na
twierdzę, chciałoby się pochodzić tymi wąskimi uliczkami, tyle by się chciało,
ale czasu mało ;-)
Kolejny przystanek - słynne Mykeny. Po ruinach pochodziliśmy kilka godzin,
zapoznany z przewodnikiem Pascala posiadałem dobrą, LEDową latarkę. Przydała się
w grobowcu,
przydała się również w studni na górze. Brakło mi jednak odwagi na zejście na
jej dno (może ktoś z Was tam był i powie, co jest na dole?:)) ).
W drodze do Patras zatrzymaliśmy się przy jednym z wielu przydrożnych
"straganów", dokonując zakupu pysznego domowego winka. Białego oraz różowego.
1.5EUR za 2 litry.
Patras mijaliśmy wieczorem, było ciemno, więc odpadła wizyta w Achia i
tamtejszej winiarni. Postanowiliśmy dojechać do Killini i tam przenocować, a
rano wyruszyć na Zante. Ze
znalezieniem hotelu problemu nie było, tuż przy porcie, za kolejne 50EUR
przenocowaliśmy do rana. Pozwoliłem sobie tylko zatankować auto do pełna
(nauczony tym, że na wyspach
paliwo jest zawsze droższe). Na stacji Shell benzyna 95 kosztowała mnie 0.996
EUR. Tanio jak nigdzie :)
Jeszcze tylko buteleczka mojej ukochanej Verginy Red (albo Beptiny, jak mawiała
Asia hehe) - na to piwo czekałem dwa lata - i nocleg. Rano musimy wstać i
zapakować się wraz z
autem na prom. Jeszcze tylko kilka godzin i będziemy mogli zanurzyć się we
wspaniałym morzu jońskim...
MCR
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 922
Dołączył(a): 15.04.2006
Zdjęcia

Nieprzeczytany postnapisał(a) MCR » 15.09.2007 18:15

No tak, zapomniałbym. Zdjęcia (z powodu ich ilości nie wrzucam tutaj) są na:
http://mcr.in5.pl/wakacje/ionian/index.html
wojan
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5547
Dołączył(a): 17.06.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wojan » 15.09.2007 18:18

Ale nam obrodziło "Grekami" w tym roku. :D :D
Fajnie sie czyta i ogląda :D :papa:
MCR
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 922
Dołączył(a): 15.04.2006
Dzień 6 i 7

Nieprzeczytany postnapisał(a) MCR » 15.09.2007 18:26

Dzień 6:
Rano załadowaliśmy się z autem na spory prom - Ionian Star - i po 30 minutach
ruszyliśmy w drogę do pierwszego głównego celu - Zakynthos. Prom płynął ponad
godzinę i dotarł do portu miasta - stolicy - wyspy o tej samej nazwie. Mając w
ręku instrukcję dojazdu do naszych apartamentów (Kavospsarou) udaliśmy się
zgodnie z nią w kierunku Tsilivi.
Zabłądziliśmy tylko dwa razy, ale dzięki dość dokładnej (ponoć tylko grecka Road
jest dokładniejsza) mapie Freytag & Berndt dość szybko znajdowaliśmy prawidłową
drogę. Około 12 byliśmy już w apartamentach, można było wziąć prysznic i pędzić
na plażę :)
Cóż, pierwszy dzień na wyspie to zdecydowanie był odpoczynek i wyprawa do pobliskich marketów celem zakupienia żywności, w tym kolacji. Ach te greckie oliwki, ta oliwa, pomidory wielkości dyń i cebula wielka jak melon :)))
Dzień 7 upłynął również na plażowaniu i delektowaniu się greckim słońcem i prześlicznym, turkusowym morzem jońskim.
MCR
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 922
Dołączył(a): 15.04.2006
Dzień 8 - zwiedzamy wyspę cz1.

Nieprzeczytany postnapisał(a) MCR » 15.09.2007 18:52

30 sierpnia postanowiliśmy trochę pozwiedzać wyspę. Ponieważ zaplanowane było opłynięcie błękitnych grot oraz plażowanie w zatoce wraku od razu doszliśmy do wniosku, że całej w jeden dzień nie objedziemy.
Na pierwszy "ogień" poszła więc wschodnio-północna jej część a cały zachód pozostawiliśmy na dzień następny.
Pierwszym przystankiem było Alykes (Alikanas minęliśmy bokiem) - poza
"solankami" nic tam ciekawego nie ma. Co godzinę wyruszają łodzie w "tour around island" ale nie pasowało nam ani to, ani godzina. Mimo usilnych chęci nie udało nam się odszukać
słynnego starego mostu w środku morza. Nikt nie wiedział gdzie to cudo stoi (a ja nie pamiętałem, czy w Alykes, czy Alikanas, w każdym razie Grecy kręcili głowami). Jakby ktoś miał pomysł (może kiedyś się przyda) jak do niego trafić -będę wdzięczny.
Z Alykes udaliśmy się w stronę Xingii (Xingia, Xinga). W/g przedownika są tam jakieś źródła siarkowe, stanowiące naturalne SPA ;-) faktycznie, plaża cudowna (zatoka w zasadzie). Wypiliśmy w kantynie Frapkę, zrobiliśmy zdjęcie gadającej po grecku papudze
i poszedłem sobie zwiedzić plażę. Efekt niesamowity. Woda zamulona tymi
siarczastymi wyziewami, ale ciepła jak nigdzie na wyspie. Fanstastyczna rzecz.
Zaraz za plażą udało nam się kupić (20EUR/osoba) bilety na odpływającą za 2 minuty motorówkę, która płynęła do Navagio i wracała przez Blue Caves. Jak zapewniał organizator (witający nas "dzien dobry, jaksiemas, dobze? :-)) ) łódź wpływa
do grot. Oczywiście kolejnymi (co nie dziwi, spotykaliśmy się z tym na każdym kroku) elementami kojarzącymi się z Polską byli Krzysztof Warzycha z Panatinaikosu oraz Lech Wałęsa z Gdańska. Fajna sprawa.
Popłynęliśmy więc do zatoki wraku. To zdecydowanie najładniejsza plaża na tej wyspie (choć do kefalońskiego Myrthosa jej daleko :)) ). Ponieważ mieliśmy tylko godzinę na "leżakowanie" postanowiłem nie korzystać z uroków tamtejszego morza (trzeba było jeszcze wyschnąć i zapakować się do auta) i cały czas poświęciłem robieniu zdjęć i przyglądaniu się tej kupie blachy spoczywającej na rażąco białym żwirku.
Po godzinie podpłynął Grek, zabrał nas na łódź i zmierzaliśmy już do grot.
Wpłynęliśmy do dwóch (ciężko tam zdjęcia robić, jest ciemno, a łódka się kiwa, więc długi czas przysłony odpada). Bardzo ładnie wyglądają, choć takich skalnych dziwolągów wokół wyspy pełno :)
Uparłem się, aby Navagio zobaczyć z góry. Czytałem, że jest tam droga i można to zrobić (a poza tym widać to na widokówkach). Na mapie ustaliliśmy, że jedziemy najpierw w kierunku zatoki Skinari, tam robimy zdjęcia, dalej Korithi - północny koniec Zante, a następnie szukamy
tej nieszczęsnej, ponoć trudnej, drogi na górę Navagio. Do Skinari prowadzi dość przyjemna, choć serpentyniasta i stroma, droga. Mija Ag. Nikolas (port do Kefalonii) i zamieniając się w Korithi dość wąską dróżkę kieruje się do latarni morskiej (zamkniętej, można co najwyżej porobić zdjęcia z daleka), dość przeciętnej
tawerny z przepiękną plażą i dwoma wiatrakami (w których można wykupić noclegi).
Kolejna frapka (ach, przywiozłem całej jej opakowanie do Polski), kilka zdjęć i jedziemy do Navagio.
Nie było tak łatwo, hehe. Znaki prowadzą do "shipwreck" ale to nie punkt
widokowy (do którego jedzie się prosto, a nie w lewo, lecz pokrętniasta droga do Porto Vromi. Mimo błądzenia warto było. Ta zatoczka jest cudowna, a woda zielonkawa. Inna, niż na pozostałej części wyspy.
Kilka zdjęc i znów wjeżdżamy serpentynami do góry. Wydałao mi się z opisu, że to znacznie trudniejsza droga (albo ja się na tej wyspie nauczyłem jeździć ;)) ).
Poszperaliśmy znów w mapie i Asia odnalazła drogę do NAvagio.
Dojechaliśmy nad same klify (mieści się tam tawerno-kantyna), zrobiliśmy kilka zdjęć i wracamy. Po drodze kupiłem domowy miód i jakieś brzoskwinie. Wracaliśmy północną - górzystą - częścią, przez Volimes, Exo Horę (niezbyt ciekawa),
Kiliomeno, w której planowałem jakiś obiad - jest tam ponoć fantastyczna
tawerno-winnica, niestety nie pamiętałem nazwy, a nie było żadnych znaków prowadzących na cokolwiek, więc nie trafiliśmy do niej, aż do Zante - stolicy wyspy. Z Zante do Psarou na kolację i spanie.
Uff, ciężki to był dzień...
MCR
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 922
Dołączył(a): 15.04.2006
Dzień 9 - zwiedzamy wyspę cz2.

Nieprzeczytany postnapisał(a) MCR » 15.09.2007 19:27

Uparłem się, by zwiedzić wyspę do końca. Początkowo usłyszałem kilka pomruków "idziemy się opalać", ale na hasło "tam mogą być żółwie" (których i tak nikt pewnie nie widział ;-) ) otrzymałem zgodę na wyprawę "dziki zachód Zante".
Jak zwykle zapoznaliśmy się z mapą i wiedzieliśmy, że dojeżdżając do Zakynthos musimy udać się w stroję portu, a następnie za mostem w lewo. Kierunek Gerakas -park narodowy wyspy.
Sam dojazd był dość przyjemny. Wszędzie gaje oliwne, zero serpentyn, brak gór, lekko, łatwo i przyjemnie - chciałoby się napisać. Faktem jest, że ta część wyspy to głównie nizina.
Dojechaliśmy do samej plaży (dalej się nie da), zostaliśmy "wprowadzeni w temat" przez przesympatyczne pracownice parku zante, poinformowani o tym, że na plaży przebywać można jedynie 3 godziny i uśmiechnięci poszliśmy zrobić kilka zdjęć.
Sama plaża sympatyczna. Piaseczek, długie zejście do morza, leżaki (płatne) i parasole (pewnie też). Porobiliśmy kilka zdjęć, spotkaliśmy parę Polaków i poszliśmy w przeciwnym kierunku plaży do dziwnych tworów (nawet nie wiem, czy skalnych).
Wyglądało to jak wapienne błoto lane z wysoka, tworzące przeróżne kształy i groty :)
Wracając zachaczyliśmy o jedną z wielu reklamowanych plaż (oczywiście była przy niej tawerna i ta reklama bardziej odnosiła się do niej) i wjechaliśmy pod górę do drugiej części parku narodowego. Niestety przy pierwszym rozwidleniu dróg wolałem zawrócić, bo żaden ze znaków nie pokazywał jak daleko jest do czegokolwiek (wskazywały jedynie nazwę Dafni) ani z mapy nie wynikała jakość i szerokość drogi (a nie uśmiechało mi się wracać tyłem przez kilka km, tym bardziej, że auto nie ma napędu na 4 koła). Szkoda, bo bardzo chciałem zobaczyć jakąś dziką plażę.
Skierowaliśmy się w stronę Keri. To był niezły ubaw. W/g mapy powinna tu być latarnia morska i punkt widokowy. Dojechaliśmy do skrzyżowania "Keri" i "Paralia Keriou", czyli plaża Kerii. Stwierdziłem, że jak plaża, to na pewno i latarnia morska :)
Z błędu wyprowadziły mnie pierwsze widoki. Po pierwsze nie istnieje coś takiego, jak Keri Lake, na które kierują znaki. Owe jezioro to jakieś zarośnięte i śmierdzące bagno ;-) Po drugie z Limni Keriou rozciąga się niesamowity widok na Marathonisi, czyli wyspę żółwii. Chciałem tam popłynąć, ale statek - chyba jedyny z Limni - który pływał zarówno na wyspę jak i grot Kerii właśnie odpłynął. Następny za godzinę, więc odpuściliśmy sobie. Można było wprawdzie wynająć jakąś
łódkę, ale nigdy tym nie pływałem, więc sensu to w ogóle nie miało. Chciałem jeszcze podjechać autem do Marathii, ale wybito mi to z głowy ;-))
Przeszliśmy spacerkiem plażą w lewą stronę pod górę (w kierunku tawerny)
mijając po drodze coś, co kiedyś było drogą (jest to to na zdjęciu) a obecnie
będąc zawaloną drogą. Przez chwilę odechciało mi się jeżdżenia po wyspie.
Szukaliśmy latarni morskiej, ale nie było jej. Asia wpadła na pomysł, żeby
sprawdzić na mapie gdzie jesteśmy. No tak. Limni Keriou (czy tam Paralia), to
nie Keri! Jedziemy więc na zwiedzanie. Do samego Kerii oczywiście droga zawinięta
jak ślimaczy domek. Ciężko się jeździ po Zante, dtogi tutaj wymagają ogromnego
skupienia i ktoś, kto je projektował musiał wypić duuużo Ouzo (lub Tsipouro,
które zdecydowanie wolę). Wszystko fajnie, dopóki nie dojechaliśmy do Keri i drogowskazów
kierujących na latarnię. Dobrej jakości (w/g mapy) główna droga ma szerokość jednego auta. Nie chcę nawet myśleć jak tutaj można się mijać (miałem akurat szczęście i nikt nie jechał z naprzeciwka).
Dojechaliśmy do naszej upragnionej latarni. Okazała się być tawerną, więc
zrobiliśmy kilka zdjęć plaży (cuuuuuuuuuuuuuudny widok) i największej na świecie flagi greckiej (zdobywczyni rekordu guinessa). Ale to była tawerna!! Na górze musi być latarnia.
I była. Należy jedynie uważać czym się w jej pobliże wjeżdża. Na pewno nie może to być coś innego niż auto z napędem 4x4 ;-) Mało kół nie urwałem wbijając się w ten krajobraz Marsa. Z przerażenia nie zrobiliśmy nawet zdjęć :(
Zająłem się zawracaniem, ścierając pod z czoła. Koniec! Koniec tych gór :) Mamy
całą wyspę za sobą, trzeba jedynie wrócić do apartamentów.
Po drodze spodobał mi się znak kierujący na domową winiarnię. Po zdaje się 10km dotarliśmy do sympatycznej chatki greckiej, otoczonej z każdej strony winnicami.
Za 1.5EUR kupiłem 2l wina białego, za drugie tyle czerwonego, dodatkowo
(prezenty dla rodziny)
przywiozłem to samo wino w korkowanych butelkach szklanych za 2eur 0.75l. 2l oliwy z oliwek (domowej, a jakże) to koszt 6EUR. Tanio, ale bałem się jej transportować (bo upał niesamowity).
Powrót jak zwykle przez Zakynthos (z pominięciem takich paskudztw jak Laganas), Tsilivi, Gerakari i Kavos Psarou :) Uff, znów piękny widok na morze z naszego apartamentu (cudowny był), przygotowania do kolacji (oczywiście z winkiem, bo jakżeby inaczej) i spanie. Jeszcze tylko jeden dzień tutaj i ruszamy na Kefalonie!
MCR
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 922
Dołączył(a): 15.04.2006
Dzień 10, 11 i 12

Nieprzeczytany postnapisał(a) MCR » 15.09.2007 19:30

Dzień 10:
Nic ciekawego. Pojechaliśmy po leki do apteki w Zakynthos, trafiliśmy oczywiście na sjestę kończącą się za 2 godziny, więc poświęciliśmy ten czas na zwiedzanie miasteczka i obiad z owoców morza w jednej z tawern przy porcie.
Dalsza część dnia to opalanie się i obijanie w Kavos ;)

Dzień 11:
Wstaliśmy o 8, zapakowaliśmy bagaże to auta i ruszyliśmy w kierunku Ag.
Nikolaos. W/g jednego z Greków prom do Kefalonii powinien odpłynąć o 10:30.
Oczywiście o 10:30 go nie było i pojawił się o 10:45 (co wynikało z jakiegoś rozkładu),
Zapakowaliśmy się na prom i już tylko półtorej godziny dzieliło nas do
uprganionej Kefalonii. Wiał dość silny wiatr, w związku z czym prom płynął
znacznie wolniej, dodatkowo wykonujać w porcie Pessada dziwne akrobatyczne manewry :)
Na promie spotkaliśmy jakąś grupę z Polski uczestniczącą zdaje się w dwuwyspowej
wyprawie (tak wynikało z rozmów z pewną sympatyczną panią).
Z Pessady wyruszyliśmy w kierunku Spartii, gdzie - w/g mapy - powinny się mieścić nasze apartamenty - Vigla Village (na Kefalonii każde większe skupisko apartamentów ma w nazwie Village, heh ;) ).
Pomyliłem oczywiście drogi, bo nie domyśliłem się, że coś mające w przybliżeniu
1.5m szerokości jest główną drogą do Spartii (choć tak wynikało z mapy).
Dojechawszy jednak do Keramies zawróciłem w stronę portu i wjechałem w tą dróżkę.
Była to prawdziwa, najprawdziwsza droga do Spartii. Zatrzymaliśmy się w
"centrum" tej wioski, którego główną i jedyną atrakcją był kościół i dwa markety (super, a jakże!:>), z czego jeden nadawał się do zakupów, a w drugim znalazłem pomidory
importowane z...Polski!:> Nie, nie kupiliśmy ich. Wróciliśmy do tego pierwszego, którego właścicielem był smutny Grek (w ogóle się nie uśmiechał i nie odzywał),
zrobiliśmy zakupy (w tym nabyliśmy domowej roboty Fetę!! Najlepszą jaką jedliśmy na wyspach) i ruszyliśmy piechotą szukać Vigli. Jedynym znakiem na jaki pamiętałem aby się kierować były drogowskazy na plażę. Po minięciu kilku z nich
postanowiłem jednak zadzwonić do Anny i zapytać jak tam dojechać.
Wszystko było już jasne, wróciliśmy pod górę do auta i pojechaliśmy do naszych
apartamentów. Kawałek drogi był :) Raz wyruszyłem na zakupy pod górę piechotą,
co wzbudziło ogromne zdziwienie właścicielki apartamentów,
życzącej mi powodzenia w mojej wyprawie.
Szybki prysznic i jazda na plażę (tę "prywatną", była bliżej, choć zejście do
niej długie, i przeurocza).

Dzień 12 to opalanie się i ogólnie - nicnierobienie. Delektowałem się kupionym
wcześniej Mythosem Red oraz Vergina Red (o których na wyspie nikt nie słyszał - jak się okazało można je było kupić koło Argostoli w markecie Champion)
oraz doskonałym winem Robola, specjalnością Kefalonii z jej dzikich gór
(mijaliśmy winnice roboli po drodze).
Chciałem kupić ryby oraz owoce morza na grilla, zaplanowano nam wyprawę kutrem rybackim (albo raczej łódką) w morze, niestety silny wiatr popsuł zamiary.
Zdecydowaliśmy więc - jedziemy do Argostoli!
MCR
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 922
Dołączył(a): 15.04.2006
Dzień 13, 14 i 15

Nieprzeczytany postnapisał(a) MCR » 15.09.2007 22:21

Dzień 13:
Pomysł był następujący. Jedziemy do Argostoli, w ichniejszym KTELu kupujemy
bilety na wycieczkę pod tytułem "Itaka", wjeżdżamy do portu, kupujemy ryby i
owoce morza i wracamy z tym do apartamentów.
Ze znalezieniem drogi do Argostoli problemów nie mieliśmy, do stolicy prowadzi
każdy drogowskaz na tej wyspie ;-) 12 km przebyliśmy w jakieś 30 minut.
Znaleźliśmy dworzec autobusowy i...okazało się, że ot tak zmieniono terminy
wyjazdów.
Na Itakę wycieczek nie ma już w czwartki, lecz w poniedziałki. W poniedziałek, to ja musiałem być już w pracy :( Cóż. Wiele się nie zastanawiając po zapoznaniu
się z mapą doszliśmy do wniosku, że jedynym miejscem z którego możemy wypłynąć w podróż na tę idyliczną wyspę jest Fiscardo. A że byliśmy już w Argostoli, to szkoda było wracać do Vigli (tym bardziej, że pojawiły się chmury
i zaczęło kropić), lepiej więc objechać wyspę.
Zanim to nastąpiło kupiłem kartki pocztowe w promenadzie przy porcie, wypełniłem i wysłałem je. Udało mi się też kupić kilo ryb (20EUR), greczynka mówiła, że to
super extra i pierwszy sort i oni na nie wołają tsipurina czy jakoś tak.
Nabyłem też piękny okaz ośmiornicy w cenie 9EUR ;-) ważyła kilo. Z tymi
zdobyczami udaliśmy się w kierunku portu do Lixouri. Zdecydowałem, że jednak nie
odwiedzimy tego miasta, które znajduje się na drugim brzegu Argostoli, tylko pojedziemy trasą
Prokopata, Farsa, Petrikata, Drakata, zjedziemy serpentynami do Asos i wejdziemy
do tamtejszego zamku-twierdzy, następnie Vasilikiades i Fiskardo. Tutaj kupimy
bilety na Ithakę i wrócimy drugim brzegiem wyspy przez Pirgos, Neohori, Ag.
Efimia, zatrzymamy się
aby zobaczyć podziemne jezioro w Mellisani, następnie port w Sami, jaskinia w
Drongarati i boczną drogą do ruin Katapodata, Argurata i Zervata (czymkolwiek to
było ;)) ) i jedyną drogą przez góry do Argostoli, a stamtąd do Spartii i naszej Vigli.
Plan był dość ambitny, ale spokojnie do zrealizowania (pomimo ryb i ośmiornicy w schowku - na szczęście klimatyzowanym).
Ruszyliśmy. Drogi na Kefalonii są o niebo lepsze niż na Zante. Nie błądzą
bezsensownie po górach i pagórkach, tylko je omijają, a serpentyny są tylko tam, gdzie inaczej się nie da. Dodatkowo posiadają pobocza i pseudo "parkingi" przy punktach widokowych.
Pierwszy przystanek - Farsa. Same miasteczko jakich wiele na wyspie, ale
stanowiło fajny punkt widokowy na Argostoli i jego (jej?) zatokę. Kilka fotek i jedziemy dalej. Droga powoli wzbijała się coraz wyżej i wyżej, ale były to szerokie
i łagodne wzniesienia. Następny stop był przy plaży Myrthos. Widok zapierający dech w piersiach. To najładniejsza plaża na wyspach jońskich. Błekit morza, biel piasku, cudo. Oczywiście nie obyło się bez zdjęć (w tym serpentyny, prowadzącej
4km w dół). Nie skusiliśmy się na zjazd na parking Myrthosa. Po pierwsze nie byliśmy przygotowani na kąpiele, po drugie chcieliśmy w miare sensownie wrócić
do Spartii i nie jeździć po górach po zmroku, a po trzecie mieliśmy ryby i
ośmiornicę.
Dojechaliśmy do Asos. Tutaj, skuszony dumnie brzmiącym znakiem "Castle of Asos"
zjechałem w dół dość dobrą, ale strasznie krętą i stromą drogą do miasteczka.
Zrobiliśmy zdjęcia jego samego, zatoki i ruszyliśmy piechotą pod górę (niektórzy
wjeżdżali samochodami).
Zdobyliśmy szczyt zamczyska (albo tego, co go przypominało) i nic. W prawo droga
prowadzi do zrujnowanej baszty, a w lewo ciągnie się w nieskończoność. Nie
posiadałem niestety mapy tego miejsca, więc nie chcąć łazić bezcelowo
wróciliśmy do auta.
Do Fiscardo trafiliśmy bezbłędnie. Zjechaliśmy w stronę portu (tam też znajduje
się "centrum" miasta), pstryknąłem fotki kolorowym domkom i poszliśmy szukać
wycieczek na Itakę. Jak pech to pech. Tutaj też wszystko było albo w
poniedziałek, albo wtorek,
który właśnie mijał. No nic. Itaka poczeka na nas, ale i tak tak pojedziemy...
Wymęczeni podróżą udaliśmy się do najsympatyczniej wyglądającej tawerny, gdzie
zachęceni przez właścicielkę zajeliśmy miejsca. Plater "owoców morza dla dwóch"
kosztował nas 44 euro i dostaliśmy na nim dwie ryby, dwie wielkie krewetki i
jednego grillowanego
kalmara. Do tego oczywiście pyszne pieczywo i masełko. Obiad był "palce lizać"
;-) skusiłbym się na winko, domowej roboty - a jakże, ale robiłem za kierowce,
więc niz tego.
Pospacerowaliśmy jeszcze po okolicy i wróciliśmy do samochodu. Kierunek Sami
przez Pirgos.
Fajnie by było, jakby znaki drogowe kierowały na cokolwiek poza Argostoli ;-) No
nic, zjazd na Pirgos minięty, ale jest jeszcze droga (mniej główna) na wysokości
Asos, która prowadzi do Karya. Na mapie nie wyglądała groźnie, no i była "żółta" a nie "biała", więc w teorii dobrej jakości. No cóż, tę też minęliśmy, ale dość trudno na nią wjechać. Pojawiła się za zakrętem, zza którego nic nie widać, więc
nie chciałem ryzykować przyjęciem jakiegoś innego auta w bok mojego :) Ostatni ratunek
to "czerwona" z Drakata do Ag. Evfimia. Na nią trafiliśmy bezbłędnie. Ag. Efimia to urocza wioska rybacka. Fajny kościółek (w tradycyjnych jońskich - zółtych - barwach), port z kutrami rybackimi i, co jest normą, tawernami przy nabrzeżu.
Obraliśmy kierunek na Sami. Po drodze zatrzymałem się przy jeziorze Mellisani,
które ciężko ominąć - znaków kierujących na nie jest cała masa - a następnie
przejeżdżając przez Sami skierowałem się w kierunku jaskini Drongarati, na którą
też było sporo drogowskazów. Przy zejściu w dół pojawił nam się wielki znak
zakazujący fotografowania. Wejść do jaskini bez zdjęć? Jaki w tym sens? Na
szczęście nie było problemu z ich robieniem z zastrzeżeniem, że nie używamy flesza.
Chciałem zobaczyć ruiny, które prezentowała mapa Freytag & Bernd, Katapodata,
Argurata i Zervata, czymkolwiek one były, ale nie udało nam się odnaleźć drogi
do nich. Jak na jeden dzień - sporo wrażeń. Wracamy więc do Argostoli.
Droga przez góry jest dobra, choć zjazdów i stromych podjazdów jest sporo. Nie
ma za to problemów z mijankami, bo jest szeroka i ma pobocze.
Za Argostoli zatrzymaliśmy się w Championie i stał się cud. Udało nam się kupić świeżo mielone mięso. Nie mrożone, takie swieże. Dziwne, że nie było go nigdzie więcej.
Dojechaliśmy do Spartii i tam jeszcze zakupy w "super markecie". Najważniejsza
to feta, ta domowej roboty. Jej smak jest trudny do opisania, ale żadna z
pakowanych nie dorównywała jej smakiem. Do tego pomidory (ale greckie, nie te importowane
z Polski), czosnek, cebula i jakieś pieczywo (z czego oni je robią? Jest
pyyyyyyyszne). Wieczorem zaplanowaliśmy grilla.
Poprosiłem Anne (właścicielkę Vigli) o pomoc w czyszczeniu ośmiornicy.
Oczywiście bardzo chętnie pomogła dodając, abym ją z 10 minut podgotował w
wodzie z dodatkiem wina (dla zabicia zapachu) i że dobrze by ją ubić ostro (a tego to mi się nie chciało - co było błędem, bo była gumowata). Grill udał się wyśmienicie:
http://tiny.pl/1x8d
http://tiny.pl/1x8f
http://tiny.pl/1x8j
Dzień 14, 15 to opalanie i wylegiwanie się na plaży i basenie (jeden dzień,
wiało dość mocno i morze było chłodnawe).
MCR
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 922
Dołączył(a): 15.04.2006
Dzień 16, 17 i 18

Nieprzeczytany postnapisał(a) MCR » 15.09.2007 23:13

Dzień 16:
Ruszyliśmy po 8 w kierunku Fiscardo, skąd o 10:45 mieliśmy prom na Lefkadę do Vasiliki. Będąc tu 3 dni wcześniej dokonaliśmy rezerwacji biletów, co - jak się okazało - było dobrym pomysłem, bo prom odpłynął w pełni wyładowany samochodami.
Dość mocno lało i wiało. W ten sposób Zeus i Posejdon opłakiwali nasz wyjazd ;-) Półtorej godziny później byliśmy już w Vasiliki i obraliśmy drogę do Lefkas. Po drodze, ze względu na deszcz, zdjęć raczej nie robiliśmy, ale ta "wyspa" była na tyle
interesująca, że na pewno będę chciał poświęcić jej kilka dni (będzie to też okazja by wkońcu zdobyć Ithakę). Dojeżdżając do Nidri zauważyliśmy znak skrętu w lewo, z mapy wynikało, że to obwodnica. No nic, jedziemy za znakami.
Grecy mają fantastyczne poczucie humoru. Droga ta kończy się znakiem zakazu wjazdu i jest po prostu obwodnicą w budowie ;-) po co kierują na nią znaki - nie wiem. Mijaliśmy po drodze kilka włoskich aut, które też zawracały i wspólnie
przejechaliśmy przez samo centrum Nidri.
Generalną zasadą panującą na wyspach jońskich jest "jeśli nie ma żadnego znaku kierującego na to, na co jedziesz, to jedź prosto". Sprawdziła się idealnie przy przejeździe przez Lefkas.
Przejechaliśmy groblę i obraliśmy kierunek na Prevezę, gdzie - głównie z braku czasu - przejechaliśmy tunelem pod kanałem zamiast go objechać i zatrzymać się w Arcie. Cóż, nie można mieć wszystkiego w dwa tygodnie urlopu. Nie martwi mnie to
bo na Peloponez przeznaczyć chcę ze 3 urlopy :)
Droga do Ioaniny była dość prosta, bez żadnych większych wzniesień. Cały czas mieliśmy nadzieję, że Via Egnatia, która na jednej mapie widnieje z datą oddania 2003, a na najnowszej, którą posiadałem, 2007r będzie otwarta. To by nam zaoszczędziło
sporo czasu i pozwoliło dojechać do Meteorów. Niestety, "siga, siga" działa i tu. Oddany jest zaledwie kilkunasto kilometrowy odcinek (tunel), a końca (ba, nawet początku) budowy nie widać. Może za jakieś 10-15 lat autostrada zostanie oddana do
użytku. Droga od Metsowa praktycznie do Kalambaki, to droga z prędkością max 30km/h. Mgła i jazda w chmurach. Ponoć w kwietniu, a nawet w maju, leży tu śnieg. Widokowo cudowna, ale ręce mi się spociły na kierownicy ;-)
Było już po 16, więc zdecydowaliśmy, że zatrzymamy się na 30 minut w Kalambace, porobimy zdjęcia i rozprostujemy kości spacerując po tym niezbyt ciekawym miejscu. Na Meteory brakło czasu.
Po 17 ruszyliśmy ostro w kierunku Larisy, a następnie Katerini, gdzie zjechałem do Paralii (w której kiedyś byłem i znałem dość dobrze) aby znaleźć coś do spania i zjeść kolację. Pewniakiem był hotel Europa, gdzie za 50EUR dostaliśmy
czyściutki pokój z prysznicem i gorącą wodą. Szybki spacer do centrum (czyli jednej z dwóch ulic ;-) ), zjedliśmy po pito-gyrosie i pizze, wypiliśmy po Mythosie i poszliśmy spać. Rano czeka nas długa droga do Polski...

Dzień 17:
Rano wyruszyliśmy z Paralii w kierunku Thesalonik, by następnie zjechać na Skopje. Granica Grecko-Macedońska znów minęta błyskawicznie. Grecy muszą mieć do nas jakieś wyjątkowe podejście, bo nikogo tak szybko nie odprawiali jak Polaków.
Przejazd przez Macedonię to głównie autostrada, płatna za każdy odcinek 1EUR (a odcinki są dwa). Przejście Macedońsko-Serbskie też bez kolejek (tzn były, ale nie dla nas ;) ). Serbowie skwitowali tylko "turistas polonija" i machneli ręką.
Następny, prawie 600km, odcinek to monotonna, z wyjątkiem Nisu i Belgradu, jazda. Pola, lasy, lasy i pola, nuda. Przyjemność kosztuje 26EUR (13EUR, 5EUR, 5EUR i 3EUR. Nie warto, wbrew radom z forum, wymieniać pieniędzy, lepiej płacić
euro lub kartą). Dobrze, że w za Vranje jest autostrada i można nadrobić trochę czasu (uwaga na Policję. Stali wszędzie tam, gdzie były jakiekolwiek
ograniczenia). Przed północą byliśmy już na granicy serbsko-węgierskiej. Po godzinie stania w kolejce wpuszczono nas do madziarskiej odprawy. Pierwszy raz zapytano nas o "alkohol i cigaretten". Widząc auto, które tuż przed nami powędrowało
na podnośnik celem jego "przetrzepania" powiedziałem, że papierosów to my nie mamy, ale alkohol owszem. Pokazałem celnikowi pięciopak Mythosa i Metaxe, uśmiechnął się i machnął ręką. Jesteśmy w UE, więc więcej kontroli nie będzie. Jeszcze tylko
kupno winietki (7EUR) i piękna autostrada.
Nie chciałem jechać dalej, więc jakieś 60km przed Budapesztem zjechaliśmy na parking przed stacją benzynową i poszliśmy spać.

Dzień 18:
Wstaliśmy około 6, ruszyliśmy w kierunku Budapesztu. Następnie Słowacja i Czechy (z ich beznadziejnymi - płatnymi - autostradami).
O 13:24 przekroczyliśmy granicę Nachod-Kudowa Zdrój. 18 dni, 5266km i niezliczona ilość wrażeń, które są bezcenne. To jest właśnie to, za co kocham Grecję, to jest powód dla którego odwiedzam ją od 4 lat i dla którego dałem sobie słowo,
że zobaczę jej każdy, na ile to będzie możliwe, kawałek. Już za rok znów będę mógł po przebudzeniu się powiedzieć "kalimera" czego sobie i wszystkim Wam życzę.
Monte Christo
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 793
Dołączył(a): 04.01.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Monte Christo » 16.09.2007 22:54

a czemu wy wszyscy tacy smutni na tych zdjeciach ???
MCR
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 922
Dołączył(a): 15.04.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) MCR » 16.09.2007 23:01

Zmęczeni słońcem a nie smutni :)))
Byliśmy weseli, ot co.

Powrót do Grecja - Ελλάδα



cron
Grecja - Ionian Tour 2007 - 23.08-09.09.2007r. - relacja
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone