Dzień 13:
Pomysł był następujący. Jedziemy do Argostoli, w ichniejszym KTELu kupujemy
bilety na wycieczkę pod tytułem "Itaka", wjeżdżamy do portu, kupujemy ryby i
owoce morza i wracamy z tym do apartamentów.
Ze znalezieniem drogi do Argostoli problemów nie mieliśmy, do stolicy prowadzi
każdy drogowskaz na tej wyspie
12 km przebyliśmy w jakieś 30 minut.
Znaleźliśmy dworzec autobusowy i...okazało się, że ot tak zmieniono terminy
wyjazdów.
Na Itakę wycieczek nie ma już w czwartki, lecz w poniedziałki. W poniedziałek, to ja musiałem być już w pracy
Cóż. Wiele się nie zastanawiając po zapoznaniu
się z mapą doszliśmy do wniosku, że jedynym miejscem z którego możemy wypłynąć w podróż na tę idyliczną wyspę jest Fiscardo. A że byliśmy już w Argostoli, to szkoda było wracać do Vigli (tym bardziej, że pojawiły się chmury
i zaczęło kropić), lepiej więc objechać wyspę.
Zanim to nastąpiło kupiłem kartki pocztowe w promenadzie przy porcie, wypełniłem i wysłałem je. Udało mi się też kupić kilo ryb (20EUR), greczynka mówiła, że to
super extra i pierwszy sort i oni na nie wołają tsipurina czy jakoś tak.
Nabyłem też piękny okaz ośmiornicy w cenie 9EUR
ważyła kilo. Z tymi
zdobyczami udaliśmy się w kierunku portu do Lixouri. Zdecydowałem, że jednak nie
odwiedzimy tego miasta, które znajduje się na drugim brzegu Argostoli, tylko pojedziemy trasą
Prokopata, Farsa, Petrikata, Drakata, zjedziemy serpentynami do Asos i wejdziemy
do tamtejszego zamku-twierdzy, następnie Vasilikiades i Fiskardo. Tutaj kupimy
bilety na Ithakę i wrócimy drugim brzegiem wyspy przez Pirgos, Neohori, Ag.
Efimia, zatrzymamy się
aby zobaczyć podziemne jezioro w Mellisani, następnie port w Sami, jaskinia w
Drongarati i boczną drogą do ruin Katapodata, Argurata i Zervata (czymkolwiek to
było
) ) i jedyną drogą przez góry do Argostoli, a stamtąd do Spartii i naszej Vigli.
Plan był dość ambitny, ale spokojnie do zrealizowania (pomimo ryb i ośmiornicy w schowku - na szczęście klimatyzowanym).
Ruszyliśmy. Drogi na Kefalonii są o niebo lepsze niż na Zante. Nie błądzą
bezsensownie po górach i pagórkach, tylko je omijają, a serpentyny są tylko tam, gdzie inaczej się nie da. Dodatkowo posiadają pobocza i pseudo "parkingi" przy punktach widokowych.
Pierwszy przystanek - Farsa. Same miasteczko jakich wiele na wyspie, ale
stanowiło fajny punkt widokowy na Argostoli i jego (jej?) zatokę. Kilka fotek i jedziemy dalej. Droga powoli wzbijała się coraz wyżej i wyżej, ale były to szerokie
i łagodne wzniesienia. Następny stop był przy plaży Myrthos. Widok zapierający dech w piersiach. To najładniejsza plaża na wyspach jońskich. Błekit morza, biel piasku, cudo. Oczywiście nie obyło się bez zdjęć (w tym serpentyny, prowadzącej
4km w dół). Nie skusiliśmy się na zjazd na parking Myrthosa. Po pierwsze nie byliśmy przygotowani na kąpiele, po drugie chcieliśmy w miare sensownie wrócić
do Spartii i nie jeździć po górach po zmroku, a po trzecie mieliśmy ryby i
ośmiornicę.
Dojechaliśmy do Asos. Tutaj, skuszony dumnie brzmiącym znakiem "Castle of Asos"
zjechałem w dół dość dobrą, ale strasznie krętą i stromą drogą do miasteczka.
Zrobiliśmy zdjęcia jego samego, zatoki i ruszyliśmy piechotą pod górę (niektórzy
wjeżdżali samochodami).
Zdobyliśmy szczyt zamczyska (albo tego, co go przypominało) i nic. W prawo droga
prowadzi do zrujnowanej baszty, a w lewo ciągnie się w nieskończoność. Nie
posiadałem niestety mapy tego miejsca, więc nie chcąć łazić bezcelowo
wróciliśmy do auta.
Do Fiscardo trafiliśmy bezbłędnie. Zjechaliśmy w stronę portu (tam też znajduje
się "centrum" miasta), pstryknąłem fotki kolorowym domkom i poszliśmy szukać
wycieczek na Itakę. Jak pech to pech. Tutaj też wszystko było albo w
poniedziałek, albo wtorek,
który właśnie mijał. No nic. Itaka poczeka na nas, ale i tak tak pojedziemy...
Wymęczeni podróżą udaliśmy się do najsympatyczniej wyglądającej tawerny, gdzie
zachęceni przez właścicielkę zajeliśmy miejsca. Plater "owoców morza dla dwóch"
kosztował nas 44 euro i dostaliśmy na nim dwie ryby, dwie wielkie krewetki i
jednego grillowanego
kalmara. Do tego oczywiście pyszne pieczywo i masełko. Obiad był "palce lizać"
skusiłbym się na winko, domowej roboty - a jakże, ale robiłem za kierowce,
więc niz tego.
Pospacerowaliśmy jeszcze po okolicy i wróciliśmy do samochodu. Kierunek Sami
przez Pirgos.
Fajnie by było, jakby znaki drogowe kierowały na cokolwiek poza Argostoli
No
nic, zjazd na Pirgos minięty, ale jest jeszcze droga (mniej główna) na wysokości
Asos, która prowadzi do Karya. Na mapie nie wyglądała groźnie, no i była "żółta" a nie "biała", więc w teorii dobrej jakości. No cóż, tę też minęliśmy, ale dość trudno na nią wjechać. Pojawiła się za zakrętem, zza którego nic nie widać, więc
nie chciałem ryzykować przyjęciem jakiegoś innego auta w bok mojego
Ostatni ratunek
to "czerwona" z Drakata do Ag. Evfimia. Na nią trafiliśmy bezbłędnie. Ag. Efimia to urocza wioska rybacka. Fajny kościółek (w tradycyjnych jońskich - zółtych - barwach), port z kutrami rybackimi i, co jest normą, tawernami przy nabrzeżu.
Obraliśmy kierunek na Sami. Po drodze zatrzymałem się przy jeziorze Mellisani,
które ciężko ominąć - znaków kierujących na nie jest cała masa - a następnie
przejeżdżając przez Sami skierowałem się w kierunku jaskini Drongarati, na którą
też było sporo drogowskazów. Przy zejściu w dół pojawił nam się wielki znak
zakazujący fotografowania. Wejść do jaskini bez zdjęć? Jaki w tym sens? Na
szczęście nie było problemu z ich robieniem z zastrzeżeniem, że nie używamy flesza.
Chciałem zobaczyć ruiny, które prezentowała mapa Freytag & Bernd, Katapodata,
Argurata i Zervata, czymkolwiek one były, ale nie udało nam się odnaleźć drogi
do nich. Jak na jeden dzień - sporo wrażeń. Wracamy więc do Argostoli.
Droga przez góry jest dobra, choć zjazdów i stromych podjazdów jest sporo. Nie
ma za to problemów z mijankami, bo jest szeroka i ma pobocze.
Za Argostoli zatrzymaliśmy się w Championie i stał się cud. Udało nam się kupić świeżo mielone mięso. Nie mrożone, takie swieże. Dziwne, że nie było go nigdzie więcej.
Dojechaliśmy do Spartii i tam jeszcze zakupy w "super markecie". Najważniejsza
to feta, ta domowej roboty. Jej smak jest trudny do opisania, ale żadna z
pakowanych nie dorównywała jej smakiem. Do tego pomidory (ale greckie, nie te importowane
z Polski), czosnek, cebula i jakieś pieczywo (z czego oni je robią? Jest
pyyyyyyyszne). Wieczorem zaplanowaliśmy grilla.
Poprosiłem Anne (właścicielkę Vigli) o pomoc w czyszczeniu ośmiornicy.
Oczywiście bardzo chętnie pomogła dodając, abym ją z 10 minut podgotował w
wodzie z dodatkiem wina (dla zabicia zapachu) i że dobrze by ją ubić ostro (a tego to mi się nie chciało - co było błędem, bo była gumowata). Grill udał się wyśmienicie:
http://tiny.pl/1x8d
http://tiny.pl/1x8f
http://tiny.pl/1x8j
Dzień 14, 15 to opalanie i wylegiwanie się na plaży i basenie (jeden dzień,
wiało dość mocno i morze było chłodnawe).