Jedziemy do Grecji. W planie Cyklady… Tym razem bez noclegu po drodze, prosto do Aten i portu w Pireusie.
Na nadbrzeże ‘cykladzkie’ trafiamy bez błądzenia. Kasy Blue Star otwarte, prom stoi i jest na nim już mnóstwo ludzi! Załadunek zaczął się dużo wcześniej, my jesteśmy na styk, w ostatniej chwili… Okazuje się, że nie ma już najtańszych biletów na tzw. ’deck’. No nic trzeba zapłacić trochę więcej. Za to będziemy podróżować w części …prawie luksusowej . Pokłady samochodowe pękają w szwach! A w części pasażerskiej normalnie szok… Nie ma gdzie igły wsadzić, ludzie siedzą nawet na schodach. Takiego czegoś jeszcze na greckich promach nie widziałem!
My mamy miejsca w restauracji, przy stoliku. Zamawiamy frapee, prom rusza. Dużo ludzi wysiada na Paros jeszcze więcej na Naxos… na promie robi się pusto. Ok. godz. 1.30 jesteśmy na Amorgos. Port Aegiali, lekki ruch, zatrzymujemy się na parkingu w mieście. Rano obejrzymy dwa kempingi… Tymczasem ruszam samotnie w ‘miasto’. Ciepło – pięknie!
Portowa knajpka otwarta. Wreszcie mogę napić się piwa. 4 godziny snu. Moja załoga strasznie zmęczona . Śpią, a ja znowu łażę i oczywiście wchodzę do knajpki na frapee. Leniwy poranek. Zbieramy się i jedziemy obejrzeć kempy. Ten w Aegiali jest fajny, ale nie można na niego wjechać samochodem, ruszamy do Katapoli, droga wije się pośród pagórków, piękne widoki i masa kóz. Kemping jest jakieś 3 km od morza, odpada. Podjeżdżamy pospacerować po Katapoli.
Wracamy do Aegiali i tu okazuje się po krótkiej rozmowie z szefem, że bez problemu możemy wjechać samochodem na kemp. Rozbijamy obóz. Miejsce zacienione, łazienki dobre, lodówki bezpłatne i raptem 4 namioty, w sumie może 8-10 osób. Pracuje tu pani z Polski. Ruch samochodowy na wyspie oczywiście znikomy i zero obcych rejestracji. Cisza i spokój. Plaża!