No to wrzucę jeszcze kilka zdjęć na weekend…
Dziś trochę pojeździmy. Główny punkt programu to Monastyr Hozoviotissa. Po drodze mijamy Horę, wygląda bardzo ładnie.
Dojeżdżamy na mały parking u stóp monastyru. Stoi kilka samochodów, postój oczywiście bezpłatny. Upał niemiłosierny, a trzeba było ubrać się przyzwoicie
. Cierpię bardzo w długich spodniach. Widok na monastyr genialny!
Spacer trwa jakieś 15 minut. Przed monastyrem trwają prace malarskie. Wchodzimy przez niskie wejście. W środku jest przyjemny chłód.
Wąskimi schodkami dochodzimy do kapliczki w której siedzi mnich – strażnik i dalej na taras. Później jeszcze wyżej do pomieszczenia, przedpokoju połączonego z maleńką kuchnią. Sympatyczny, cywilny Grek zamienia z nami kilka zdań. Sadza na ławeczce, częstuje nas wodą, miejscowym likierem i galaretkami w cukrze. Wpisujemy się do księgi pamiątkowej. Jest bardzo sympatycznie. W sporym pomieszczeniu obok siedzi naczelny mnich, a wokół niego turyści, słychać rozmowy. Powoli dochodzą kolejni turyści, chcemy się pożegnać i wracać, ale cywil absolutnie nie chce nas puścić – chwila, chwila, jeszcze trzeba przywitać się z popem! Taki zwyczaj! Poprzednia grupka wychodzi, wchodzimy my. Mnich wita się z każdym z osobna, wskazuje krzesła… jesteśmy trochę zaskoczeni. Mi przypadło miejsce tuż obok naczelnego koleżanka chce zrobić mi zdjęcie, ale pop śmiejąc się prosi o nie robienie zdjęć z nim… twierdzi, że na pewno za pół godziny to zdjęcie znajdzie się na fejsbuku! Nie ulega wątpliwości, że to człowiek wykształcony i obyty. Są tu ludzie ze Szwecji, Kanady, Austrii no i my. I po kolei z każdą grupką wymienia kilka zdań i spostrzeżeń o danym kraju. Gdy przychodzi kolej na Polskę, okazuje się, że był w Warszawie, Białymstoku i Hajnówce! Opowiadał też, że kilka tygodni przed katastrofą smoleńską gościł dwóch ‘bishopów’ z Polski, katolickiego i prawosławnego – obaj zginęli w katastrofie… Po kilku minutach żegnamy się, czeka już kilka osób. Przyznam, że spotkanie było sympatyczne!
Znana filmowa kapliczka.
Monastyr i jego okolica to wizytówka Amorgos. Przyznam, że zdjęcie monastyru, które dawno temu widziałem gdzieś w necie, a później w relacji KOL’a było ważnym impulsem do decyzji o wyborze tej wyspy. W rzeczywistości wygląda to jeszcze lepiej niż na zdjęciach!