Witam wszystkich Serdecznie
Chciałbym podzielić się z Wami przeżyciami z naszej tegorocznej wyprawy.
Planowanie podróży zacząłem ok. listopada 2011 roku. Przez okres 9 miesięcy do wyprawy, kombinowałem jak pod górę i wszystko udoskonalałem na siłę, muszę przyznać, że same przygotowania sprawiają mi wielką przyjemność , wyszukiwanie ciekawych miejsc, tras, noclegów, restauracji etc. Co nie znaczy, że w trakcie wyprawy trzymaliśmy się tego zawsze i wszędzie , czasami trochę „prowizorki” przynosi sporo radości
Start był zaplanowany na godz. 13:00 dnia 10 sierpnia. Plan jak najszybciej przejechać do granicy w Chyżnem następnie w miarę sprawnie pokonać Słowację i dostać się do Madziarskich autostrad
Oczywiście nie obeszło się bez obsuwy, wszystko z mojej winy, nagrane prze zemnie dzień wcześniej składanki mp3 nie działały w aucie, prawdopodobnie z powodu wadliwej nagrywarki, bądź płyt. Uparłem się, że bez muzyki nie jedziemy, także czekała nas jeszcze wizyta w Saturnie , składanki miałem na pen drivie, płyty wzięliśmy z pułki i poszliśmy na dział komputerowy, gdzie przez nikogo nie niepokojeni nagraliśmy na sklepowym laptopie nasze składanki
Teraz już mogliśmy wyruszać , co prawda prawie 2 godziny obsuwy ale cóż, nie ma czym się przejmować, nadrobimy
Na granicy Polsko-Słowackiej byliśmy ok 16:30, tankowanie do pełna, zakup winiet Słowackiej oraz Węgierskiej, mała kawa i w drogę. Sama Słowacja ze względu na ograniczenia prędkości i ilość policjantów troszkę się nam dłużyła. Na granicę Węgierską dojechaliśmy przed 19:00
Następnie krótki postój, 15minut na posiłek, pyszne nogi „kurczakowe” zrobione przez moją połowicę
I dalej w trasę , w stronę Serbii. Przez Węgry jechało się sprawnie i na granicy Serbskiej byliśmy około 22.
Niestety wszystko było by zbyt piękne , i ugrzęźliśmy na ok 2 godziny w korku na granicy, otoczeni przez „braci” muzłumanów , oraz żebrzących romów.
Mile zaskoczony stanem dróg oraz długością autostrad w Serbii pokonałem tamtej nocy jeszcze około 350km. Sen nas zmógł, tzn Paulinę sen zmógł od razu po pokonaniu granicy, i przez około ostatnie 300km sapała w deseń. Około 2giej w nocy padłem i ja, zakotwiczyliśmy na stacji benzynowej wśród miłośników kebaba . I poszliśmy spać (poszliśmy? Bez sensu jest ten zwrot, nigdzie w każdym razie nie chodziliśmy, zamki w drzwiach zaryglowane, mały lufcik zostawiony na wymianę powietrza i sapiemy)
W takich okolicznościach „przyrody” powitał nas poranek. Szczerze mówiąc w nocy nie widziałem tam śmietnika .
Krótki postój na karmienie kotka
Granica Macedońska
W Serbii na bramkach płaciłem kartą, w Macedonii podejrzewałem, że będzie z tym problem. Okazało się jednak ,że nic bardziej mylnego, co prawda budki w których siedzi Pan od poboru opłat wyglądają bardzo nieciekawie to na szybie widnieje naklejka oznajmiająca możliwość płatności kartą. Myślę , super, podaje kartę , pan oddaję kartę, a pin ? Nie trzeba :/ Jedziemy dalej z nadzieją, że na karcie jeszcze coś zostało
Głodni postanawiamy zjechać z autostrady i poszukać jakiejś restauracji.
Zjeżdżamy do miasteczka Negotino.
Zajmujemy miejsce w takiej oto restauracji upewniając się wcześniej, że można płacić kartą.
Składamy zamówienie, pytam Pana czy mówi po angielsku, yes yes. Dobra pytam go , co by nam polecił, nie rozumie. Pytam go czy mają jakieś świeże mięso,(Do you have fresh meat ?). Nie , kiwa głową jakbym chciał go obrazić, że broń boże nie mają nic świeżego , myślę , aha to mnie na pewno zrozumiał Więc jakoś na migi po japońsku i portugalsku doszliśmy do tego że chcemy mięso , frytki i sałatkę Po około 50 minutach oczekiwania , kiedy żołądki mieliśmy przyklejone do kręgosłupa przyniesiono sułtańską wyżerę
Nic lepszego nie mogłem sobie w tamtej chwili wymarzyć , jedzenie genialne, w porcjach jak dla Obeliksa, no może przesadzam, ale porcje naprawdę duże. Największe wrażenie na mnie o dziwo zrobiły pomidory, smak pamiętam do teraz, najlepsze pomidory jakie w życiu jadłem. Oczywiście w beczce miodu musiała być łyżka dziegciu problem z zapłatą kartą, Pan wziął moją kartę i przeciąga przez czytnik, jeden, drugi , trzeci..... siedemnasty raz, ja pamiętając „przygodę” z bramek autostradowych troszkę się zląkłem, bo skoro nie potrzeba pinu a pan przeciąga 30 razy kartę to może mi naliczy 30 rachunków , w końcu po 40 min „zabawy” udaliśmy się do …..... sklepu hydraulicznego , gdzie zapłaciłem za obiad
To tyle na teraz zobaczę czy komuś się spodoba moja relacja , zachęcam do oglądania, komentarzy pozytywnych / negatywnych.
Ps. Nie sądziłem, że pisanie relacji z podróży jest tak pracochłonne! Czapki z głów dla wszystkich podróżnych dzięki którym możemy zobaczyć tyle ciekawych miejsc i przygód.