Może pojedziemy dalej.
6 Lipca
Plan na dzisiaj to przejazd na Lefkadę ze zwiedzaniem po drodze świątyni w Delfach. Po śniadaniu i zwinięciu obozowiska przed 10 ruszamy. Na początku autostrada, ale potem po zjechaniu z niej robi się ciekawie. Delfy są położone w górach. Droga ciągle w górę albo w dół. No krajobrazowo bardzo fajnie, ale długo schodzi z jazdą. Około 13 docieramy na miejsce. Dużo samochodów. Parkujemy nad przepaścią.
Miejsce robi wrażenie. Jak na Grecję dużo ruin i nawet coś one przedstawiają. Będąc tam można zrozumieć skąd to wielkie znaczenie delfickiej świątyni. Trudno dostępne miejsce z górach, jak na tamte czasy dużo zabudowań i to całkiem sporych. Nie będę tutaj przepisywał przewodnika. Jak ktoś będzie chciał to sobie doczyta. My zwiedzaliśmy całość ruin/góra i dół/ razem z muzeum. Bilet 9 E, dla seniorów 5 E syn bezpłatnie. Taka informacja praktyczna wc jest zaraz za kasą. Dzięki temu zwiedzanie można rozpocząć od razu po przyjeździe. Wdrapaliśmy się na samą górę . Z góry cały teren wygląda jeszcze lepiej. Słońce nasz trochę zamęczyło. Na samej górze znajduje się stadion lekkoatletyczny. Nie można już niestety na niego wejść. Teraz tylko można z daleka obejrzeć. Po drodze mija się dobrze zachowany amfiteatr. Po zejściu na dół zwiedzamy muzeum. Dużo ciekawych zabytków. Fajna makieta obrazująca jak budowle wyglądały w czasach starożytnych.
Ciekawostka – w muzeum można fotografować wszystko-znaczy eksponaty, ale nie można zrobić zdjęcia ludziom z zabytkami. Pierwszy raz coś takiego spotkałem – jakiś nowy grecki wynalazek. Po odpoczynku w klimatyzowanym muzeum idziemy na mrożoną kawę. Potem zwiedzanie dolnej części ruin. Spotykamy dość starą oliwkę
a później ruiny świątyni.
Długo szukamy źródełka opisywanego w przewodniku – najpierw myślę, że to tu
A potem znajdujemy coś takiego.
Źródełko jakieś takie mocno wyschnięte, ale od czasów starożytnych miały prawo zajść pewne zmiany.
Zwiedzanie kończymy po 18. Jest późno i nie ma szans na dojechanie na Lefkadę. Decydujemy się zanocować w okolicy. Na jedną noc nie będziemy rozbijać namiotów. Bierzemy domek taki na kółkach. Bardzo fajne lokum. Dwa pokoje -w jednym duże łóżko w drugim piętrowe. Łazienka, i centralny pokój ze stolikiem i kuchnią. No i klimatyzacja. Biorąc pod uwagę nasze dotychczasowe noclegi hotelowe to ten był najlepszy jakościowo i cenowo. Coś takiego kosztowało 60 E. Kemping był prawie pusty, wolne miejsca na namioty lub kampery, wolne przyczepy. Na kempingu basen z którego chętnie po rozpakowaniu skorzystaliśmy. Niestety jak jesteśmy w basenie nadciągają czarne chmury i wyganiają nas z wody. Deszczu jednak nie było. Na kempingu jest sklepik i restauracja. A i mnóstwo wygłodniałych kotów, które dokarmiamy.
Jeden z przedstawicieli głodomorów.
Wieczorem oglądamy kolejny mecz.
Z kempingu rozciąga się bardzo piękny widok na okolice. Widać nawet morze. Jutro czeka nas dalszy ciąg podróży.