22 LIPCA, IMIENINY WEDLA, A MY JEDZIEMY DO MYKEN
Camping opuszczamy na minutę przed czasem, czyli o 8.59. Cieszy nas to niezmiernie, bo lubimy myśleć o sobie, że jesteśmy świetnie zorganizowani!
Krzyś Hołowczyc prowadzi nas dzielnie na autostradę, za którą przyjdzie nam zapłacić 3 euro. Jedziemy sobie więc radośnie (szczególnie dzieci, bo lubią jeździć) w nieznane.
Mijamy po prawej Akrokorynt nie żałując, że go nie zwiedziliśmy. Naprawdę leży wysoko, wysoko, a ciepło jest niemiłosiernie. Jedziemy więc i jedziemy. Hołowczyc twierdzi, że pora w prawo. Ja mu nie dowierzam, bo nie było żadnego drogowskazu, więc jadę prosto. Coś mnie jednak podkusza, by się zatrzymać ... i jest ku temu możliwość, bo prawy pas jest w przebudowie i można sobie bezkarnie wjechać na teren rzeczonej przebudowy - wystarczy zgrabnie zmieścić się pomiędzy pachołkami. Tak też czynimy, po czym studiujemy mapę, zastanawiamy się przez ułamek sekundy co dalej i cofamy, cofamy, cofamy ... po prawej wyrwa w ziemi głęboka na metr, po lewej śmigają samochody, wąziutko, więc powoli, powoli ...
Córka zauważa na drodze przed nami płyn, który układa się we wzór zbieżny z naszym torem jazdy. Mi skacze ciśnienie, choć mówię wszystkim, że to woda z Klimy, że spoko. Wysiadam jednak sprawdzić, dotykam, wącham, rozcieram na palcach ... Olej. Skrócę, że tak to był olej, tyle, że jego ślad nie tylko był przed nami (przypominam, że cofamy), ale również za samochodem, co kazało mi wydedukować, że to nie nasz ślad!
Radość potrójna - nie dość, że nic nam nie cieknie, to jeszcze nie wjechałem w przepaść po prawej, a droga, którą wskazał Krzychu, a Grecy nie wskazali okazuje się właściwa!
Jedziemy więc dalej drogami regionalnymi. Krzychu mówi, że w prawo, ja drugi raz mu nie ufam. Drugi raz zatrzymuję się, zastanawiam, karcę się za brak zaufania do Polaka za granicą i podążam, jak mi kazał.
Po drodze mijamy pomarańczowe, brzoskwiniowe i oliwne gaje. Ładnie jest. Zatrzymuję się u wiejskiego sprzedawcy, by sprawdzić, po ile u niego oliwa - 8 euro za plastikowego peta - nein, noł, sękju. Ale w drodze powrotnej kupimy u niego owoce.
Kramik przydrożny - nic oryginalnego
Jedziemy, jedziemy, jedziemy. To jechanie z campingu do Myken zabiera nam w sumie tylko małą godzinkę. Docieramy więc na miejsce, mimo, że drogowskazy ktoś potraktował sprejem, lub ich w ogóle nie było. Przed nami góra, w sumie górka, na której znajdziemy słynne ruiny słynnego miasta Agamemnona!
Instalujemy się na dużym parkingu, kupujemy bilety (2 x 6 euro) i idziemy zwiedzać. W cenie są Mykeny - stanowisko archeologiczne plus grobowiec (właściwie to się nazywa Skarbiec Atreusza) plus muzeum. Zaliczamy wszystkie z wymienionych w powyższej kolejności.
Mykeny są dobrze przygotowane do wizyt turystów - ścieżki są wyraźnie wytyczone; tam, gdzie trudniej się przedostać Grecy zbudowali mostki, podesty. Ważne miejsca są opisane i opatrzone rysunkiem - fajnie się chodzi. Oczywiście, znów trzeba uruchomić wyobraźnię :@)
Wejście do Myken przez Lwią bramę
Dzieci w dziurze w murze (cyklopowym)
Wejście do cysterny (taki cwany wynalazek Mykeńczyków - ukryta głęboko pod ziemią cysterna z wodą do wykorzystania podczas oblężenia miasta)
Mykeny-miasto i muzeum leżą odrębnie względem grobu. Można do niego jednak szybko dojść, choć polecam podjechanie, bo dojście prowadzi szosą bez miejsca dla pieszych. Zwiedzanie kompleksu jest przyjemne, bo na górze naprawdę nieźle wieje!
Grób Agamemnona robi na nas duże wrażenie. Jest ogromny, ciemny, ma zdumiewającą akustykę - gdy stoi się dokładne w jego środku głos wibruje dookoła - można szeptać, a i tak słychać!
W grobowcu Agamemnona (skarbcu Atreusza)
Muzeum jest bardzo nowoczesne. Zgromadzono w nim rzeczy użytku codziennego i kopie skarbu wykopanego w Mykenach.
Maska pośmiertna zwana "maską Agamemnona", ale o 300 lat od niego starsza :@)
Na liście do zwiedzania jest jeszcze grób Klitajmestry (żony Agamemnona) , który leży pomiędzy Mykenami, a skarbcem. Niestety, przez zwykłe niedopatrzenie nie odwiedziliśmy go. Pocieszający jest fakt, że wybudowano je w ten sam sposób, więc i tak nie odczulibyśmy różnicy, w którym z grobów jesteśmy ;@)
Zadowoleni wsiadamy do auta i ruszamy na camping. Dziś jajecznica na oliwie, kiełbasie i jajkach z lidla.
Po drodze mijamy ogromne stado kóz. Zatrzymujemy się, by je sfotografować. Otwierając drzwi od auta zauważam biegnące na nas ogromne psy pasterskie. Uciekamy z piskiem opon (uwierzcie, trudno zapiszczeć w maździe mpv oponami) widząc, że psy próbują nas dogonić. Za psami biegnie Grek z kijem pasterskim. Przecież ci nie zeżrę tej kozy!
Jedziemy, jedziemy, jedziemy ... Mijamy po lewej Akrokorynt nie żałując, że go nie zwiedziliśmy. Naprawdę leży wysoko, wysoko, a ciepło jest niemiłosiernie!
Około południa jesteśmy na campingu, a ja biorę się za jajecznicę na oliwie, jajkach i wędlinie z lidla.
DYGRESJA O OLIWIE
Kupno oliwy okazało się, jak na Grecję przystało, bardzo trudne :@)
Ponieważ Grecy spożywają najwięcej oliwy na świecie (średnio 18 litrów na głowę rocznie) w sklepie można dostać przeważnie tylko wielkie puchy tego specjału.
A po cholerę mi 25 litrów oliwy? Zły jestem, bo chciałem kupić oliwę do domu. Myślałem jednak o mniejszej objętości!
No więc szukam i szukam tej oliwy, aż trafiam do lidla - tu powinno być łatwiej, bo przecież to sieciowy sklep. W nos tam - najwyżej kupię włoską! Bo sma-żyć trzeba.
Szukam więc, szukam - jest. Wreszcie. Tylko 2 litry, tylko 6-8 euro. Nic, że z pestek winogron (poznaję po etykiecie). Ważne, że coś można będzie usmażyć!
Rozgrzewam więc patelnię, wlewam oliwę i ... ratunku, duszę się! Kwaśna para bucha mi w twarz, zakleja oczy, wdziera się do nosa. Poznaję ten zapach - tak, już wiem, wiem ... tak pachnie nasza kabina prysznicowa po wyczyszczeniu jej przez moją żonę z kamiennego osadu ...
Kupiłem ocet! Tylko 2 litry, tylko 6-8 euro. Nic, że z pestek winogron (poznaję po etykiecie) ...
KOLEJNA NOC W NAMIOCIE. DZIŚ OBLAZŁY MNIE CYKADY
Cykady, jak każdy wie, drą się w niebogłosy. Dotyczy tojednak tylko samców, bo ich żony milczą w tym czasie z zachwytu.
"Błogi żywot cykad chwalę, bo ich żony milczą stale" - tak powiedział kiedyś jakiś Grek, a ja przedstawię moją historię na temat cykad!
Cechą, którą chcę poruszyć nie jest dźwięk, a przepoczwarzanie się cykad - opuszczanie przez nie ciała larwy i pofruniecie w korony drzew.
Odbywa się ono nocą, gdy wszyscy śpią. Cykady pojawiają się wówczas nisko, na pniach drzew, czasem też w namiotach ... Tam wyłażą ze swych brzydkich, ciasnych powłok na wolność!
A dziwiłem się przez kilka nocy, że tylko nasz namiot na całym campingu jest nocą rozpięty. No ale przecież sprawdziłem - żadnych komarów, sporadycznie pająki.
A było mi tak duszno w nocy, że spałem w przedsionku, a nie w sypialni i to w dodatku z głową prawie na zewnątrz. Że inni mogli jakoś spać?
Dla wygody po dwóch nocach zrezygnowałem też z materaca -przeszkadzało mi, że gdy się tylko poruszę, to moja córka, która śpi ze mną, podskakuje pod sufit i spada z materaca na ziemię. To irytujące! Jak ja ją wychowałem?!
Ostatecznie wyglądało to tak, że spaliśmy w przedsionku wszyscy - moja żona z dziećmi na materacu, a ja na podłodze - na ręczniku. Obie sypialnie i materac były natomiast puste. W sumie, to można je było komuś wynająć, albo zabrać ze sobą na wakacje sam przedsionek :@)
Aż pewnego razu ... obudził mnie zdumiony głos żony, ze niby mnie coś oblazło!
Nie wpadłem w panikę, bo przy dzieciach nie wypada wyjść na mięczaka! Rzeczywiście - miałem na sobie ze cztery opuszczone powłoki larw. Ich mieszkańcy siedzieli tymczasem na suficie namiotu patrząc na nas z góry. Kto był bardziej przerażony? Nie wiem. Nie znam się na psychologii owadów.
Moja córka modliła się tylko, żeby taka cykada nie wkręciła się jej we włosy.
Ja, jako, że nie mam długich włosów, nie miałem solidnych argumentów do narzekań.
Poproszony przez córkę, by zabrać zasuszoną powłoczkę larwy dla babci Reni na pamiątkę odmówiłem i zabrałem się za usuwanie owadów z namiotu.
Larwy cykad:
http://www.garnek.pl/mrrru35/6199664/za ... arwy-cykad
Kolejnej nocy spałem nadal w rozpiętym namiocie. Nie dam poznać po sobie, że mnie to brzydzi!
KANAŁ KORYNCKI
Dziś dzień lajtowy - jedziemy obejrzeć kanał, potem plaża.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Kana%C5%82_Koryncki
Kanał odszukuję sobie na zbliżeniu mapy w nawigacji. To ci dopiero wynalazek genialny ta nawigacja! Klik i zaraz dojedziemy do kanału. Z campingu to zaledwie 5-10 kilometrów.
Jedziemy więc i jedziemy, Hołowczyc mówi, że jestem u celu.
I jestem.
Żadnej niespodzianki.
Poza tym, że kanał chyba nie jest dla Greków żadną atrakcją?!
Dookoła jest bardzo, uwierzcie, bardzo brzydko. Żadnego drogowskazu, nawiązania. Nic. Parkujemy więc, mijamy jakąś gadającą głowę, która bredzi, by wsadzić do niej 2 euro, fotografujemy ten cały bałagan, byście też go mogli zobaczyć i wchodzimy na most.
Ale jazda. Kanał jest naprawdę głęboki. Warto było go zobaczyć.
Już się nie dziwię, że kopanie go trwało tyle lat, wieków ...
Lita skała i woda. Dwa żywioły, o ile skała może być żywiołem ...
Kiedyś w sumie była - jako lawa ... Niech więc zostanie - dwa żywioły.
No i to trzecie, wprawdzie nie żywioł, ale robi wrażenie - wysokość. Wpatrzę zauroczony, dzieci patrzą znudzone, żona przerażona. Fajna rzecz ten kanał. Polecam.
Małemu sinieją palce.
Niezły kanał
TRUDNA DECYZJA O POWROCIE
No więc siedzimy na tym campingu i nie mamy co narzekać.
Jest ciepło, morze czyste, ludzi mało, zwiedzone wszystko, co chcieliśmy i zero parcia na kolejne zwiedzania. Po drodze czekają nas jeszcze Ateny, ale to już jest zaplanowane i nieuniknione. Jednym słowem - nuda. Ośmiornica jakaś taka mała i wyblakła, morze coraz zimniejsze, a po winie rano całym człowiekiem telepie ;@)
Jest środa wieczorem. Rozmowy, rozmowy, rozmowy. Szkoda, nie szkoda. Jeśli wyruszymy jutro, to zdążymy przed łikendowymi korkami na granicy serbsko-węgieskiej. Jeśli zostaniemy, to musimy siedzieć tu najlepiej aż do poniedziałku ... Oj, boimy się tej granicy :@(
Naczytaliśmy się i nasłuchali na temat setek samochodów z Turkami w środku, którzy tak nachalnie wpychają się w kolejki, blokują miejsce "swoim" itp. ... Mamy więc obawy.
Podejmujemy decyzję: nie chcemy spędzić kolejnych dni na tym samych campingu, wyjazd jutro rano. I w zależności od okoliczności przemy jak najdalej, albo zostajemy na łikend gdzieś na riwierze. Byle granicę zrobić przed albo po łikendzie.
Jutro rano wyjazd i zwiedzanie Aten. A co dalej - czas pokaże.