Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Góry Przeklęte 2008

Nasze relacje z wyjazdów do Chorwacji. Chcesz poczytać, jak inni spędzili urlop w Chorwacji? Zaglądnij tutaj!
[Nie ma tutaj miejsca na reklamy. Molim, ovdje nije mjesto za reklame. Please do not advertise.]
AnetaA
Cromaniak
Posty: 881
Dołączył(a): 10.08.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) AnetaA » 25.09.2008 18:34

No rzeczywiście-niezłe z Was leniuchy :wink: tak przy okazji spacerkiem i już na szczycie-śliczne zdjęcia,tylko pozazdrościć takich wrażeń.
gosku24
Croentuzjasta
Posty: 234
Dołączył(a): 07.04.2008

Nieprzeczytany postnapisał(a) gosku24 » 25.09.2008 19:39

Super!!!!
:D Czytałam z zapartym tchem ,tak się wciągnęłam w tekst,że mi się woda z jajek na kolacje wygotowała!! :D
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 26.09.2008 23:43

AnetaA napisał(a):tak przy okazji spacerkiem i już na szczycie-śliczne zdjęcia,tylko pozazdrościć takich wrażeń.

No tak jakoś przy okazji ;) Dzięki Aneta!

gosku24 napisał(a):Super!!!!
:D Czytałam z zapartym tchem ,tak się wciągnęłam w tekst,że mi się woda z jajek na kolacje wygotowała!! :D

Najpierw jak szybko przeczytałem to myślałem że się ta gotująca woda niechcący wylała komuś na...
Będę musiał zwolnić tempo bo jeszcze spowoduję jakiś wypadek u czytających :lol: Ale bardzo mi miło czytać takie komplementa :D :D Dzięki Gośku!
kulka53
Weteran
Posty: 13338
Dołączył(a): 31.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) kulka53 » 29.09.2008 11:43

HEJ 8)
Pojawiam się TU i ja :D
Wiedziałem, ze jak wrócimy z wakacji to będzie na nas czekać masa świetnej lektury i się nie zawiodłem :D
Oj chętnie poczytamy sobie, poczytamy, bo widzę, że to dopiero początek.......... :lol:

Fajna wycieczka na Karanfile, piękna pogoda, luz, spokój.......... No ale na taki luz i spokój to mogą sobie pozwolić tylko "zaprawieni w bojach" starzy górscy wyjadacze ze świetną kondycją. Piękne zdjęcia górskie, szkoda, że nam znane są tylko te pierwsze widoki - z doliny Grbaja. Ale tak wyszło.

PS 1 Czytam to cro.pl chyba jakoś niedokładnie bo dopiero z Twojej relacji dowiedziałem się, ze w Chorwacji znieśli przepis o obowiązku 'świeceniowym' 8O A będąc tam się intensywnie zastanawiałem czemu tak dużo aut w CRO jeździ bez świateł.......... :roll:

PS 2 A czy Tomica z którym byłeś to TEN Tomica od książki o MNE - górach :?:
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 29.09.2008 13:07

Hej Kulko!
No to podejrzewam że wiem gdzie robicie jeden z następnych wypadów :lol:
Tego dnia miałem najlepszą formę. Potem mi czasem siadała ale o tym w następnych odcinkach.
Że w Chorwacji już nie trzeba w dzień na światłach też się dopiero dowiedziałem od Tomicy.
A zbieżność imion przypadkowa, tamten od książki jest z Belgradu a ten z Zagrzebia :)
PAP
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1394
Dołączył(a): 21.08.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) PAP » 29.09.2008 14:51

Witam i ja,

Jak guru relacji pisze to trza czytać :roll: :D ...

W kwestiach górskich już wielu komplementowało, więc nie będę się dublował ... ja zaś powiem, że podziwiam za tą jazdę za kółkiem przez tyle godzin bez snu 8O (takie tam drzemki to nie to samo) ... to dopiero trzeba mieć końskie zdrowie :D ...

Pozdrawiam,

PAP
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 01.10.2008 16:56

Dzięki za komplement i to od samego mistrza :D
PAP, szkoda że się nie mogliśmy spotkać w Firleju, oby się na wiosnę udało.

Na wytrzymałość owszem nie narzekam ale tak jak już wielu mówiło podstawa to nie jechać na siłę tylko jak muli to zjechać na godzinkę, dwie, nie rozbudzać się tylko od razu rozłożyć siedzenie i spać, a potem gimnastyka, zimna woda, kawka i w drogę :)
Poza tym bardzo lubię jeździć i dojazd to dla mnie część wakacji. Poglądu tego nie podziela moja lepsza połówka...
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 14.10.2008 11:54

5. Krew, pot i bluzgi
11 lipca

Dziś cel jest ambitniejszy. Udało mi się namówić towarzycho na wyjście z możliwością wspinaczki. Chociaż z naciskiem na "możliwość", to jednak po coś wzięliśmy szpej. Tym ambitniejszym celem jest podejście na Grbajski Zastan, przejście na albańską stronę i rozejrzenie się czy by się nie dało tam czegoś konkretnego załoić.

Azra się trochę wspina, Tomica jest praktycznie nowicjuszem, nie mamy zamiaru niczego robić na siłę. Jak co do czego przyjdzie to mamy dwie liny i Tomica może iść jako środkowy albo jakbyśmy wzięli tylko jedną to pójdzie na prusiku, może też w ogóle sobie odpuścić. Zero ciśnienia ani przymusu. Możliwe też że wszyscy se damy siana jak uznamy że tak lepiej.

Możliwości jest tam pełno. Jak tam zawędrowaliśmy trzy lata temu z Davidem i Ivošem to już wtedy sobie o tym gadaliśmy ale na rozważaniach musiało się skończyć. Inny mieliśmy cel i w związku z tym sprzętu ze sobą nie targaliśmy.

Rozkładamy cały potrzebny szpej przed namiotami i ładujemy do worów. Na wszelki wypadek mamy nawet raki i czekany, ale te oczywiście zostają w skodzince. Przed wyjazdem zarządziłem ich zabranie nie mając pojęcia jakie będą warunki, sugerując się trochę tym co zastałem miesiąc temu na Glocku. W końcu z pewnym opóźnieniem udaje nam się wyjść.

Obrazek Obrazek

Na grbajskiej trzeciej łące próbuję znaleźć wejście w las tak jak przed trzema laty. Pierwsza napotkana ścieżka zaraz zanika, próbujemy się przedrzeć kawałek dalej w poszukiwaniu wyblakłych czerwonych znaków na drzewach, ale nic nie znajdujemy. Po kilkunastu minutach zawracamy. Odchodzę w prawo, na kamieniu znajduję wyraźne czerwono-białe kółko. Początek szlaku, w las wiedzie wyraźna, mocno przedeptana ścieżka. Wołam do moich że mam szlak. Coś się jednak nie kwapią do mnie podejść, więc ja podchodzę z powrotem do nich. Ich miny mówią wszystko. Nie bardzo mają ochotę gdziekolwiek iść. No to się dziś powspinałem...

Obrazek

Postanawiam sam iść na lekko na rekonesans na Zastan. Tomica mówi że może by skoczyli do Plavu po zaopatrzenie, pyta czy mogą wziąć skodzinkę. Daję im kluczyk i papiery. Przepakowujemy się, biorą ode mnie cały szpej, w końcu po co miałbym go targać. Azra mi zostawia Garmina a Tomica zestaw na ukąszenia żmij i rozchodzimy się w przeciwne strony.

Pozbywszy się obciążenia, dziarskim krokiem wkraczam na wojenną ścieżkę. Krok jednak wkrótce ulega spowolnieniu bo... ścieżka się kończy. Zawracam, postanawiając znaleźć odgałęzienie znaków. Okazuje się że te skręcają w lewo zaraz po starcie "szlaku". Mówi o tym tylko wyblakła, złuszczona kreska czerwonej farby na płaskim kamieniu. Ścieżki praktycznie nie ma.

Obrazek

Kilkadziesiąt metrów dalej "praktycznie" zmienia się w "zupełnie". Idąc z grubsza w tym samym kierunku, odnajduję jeszcze ze dwie czerwone kreski na kamieniach, jeszcze trudniej dostrzegalne od tej pierwszej. Wszystko jest zarośnięte młodą, bujną roślinnością. Może jednak trzeba było wziąć czekan? Przydał by się jako maczeta. Trzy lata temu jeszcze tak źle nie było, jak już znaleźliśmy stary szlak to już go było mniej więcej widać.

Znaków już dawno nie spotkałem. Brnę dalej na czuja przez kolczasto-pokrzywową dżunglę, coraz mniej zwracając uwagę na zadrapania i bąble na nogach i rękach. To już przypomina pierwotny las. Dalej kłujące i parzące przeszkody się powoli kończą, ale za to robi się stromo. A potem bardzo stromo.

Podchodzę stokiem, często się gramolę po skałach i głazach, nieraz się przytrzymując gałęzi i pni. Żuję w zębach obsypującą się korę zmieszaną z bluzgami, uważając żeby coś suchego się nie ułamało i nie poleciało razem ze mną. Staram się planować dalszą drogę na kilkadziesiąt metrów naprzód, ale i tak parę razy muszę wracać i wybierać dogodniejsze przejście. Z Czechami na pewno szliśmy zupełnie inaczej. Gąszcz mi całkowicie zasłania szerszą perspektywę, ale kierunek trzymam na oko mniej więcej właściwy, co potwierdza wujek Garmin wraz z kompasem. Zastanawiam się czy w razie czego dam radę zejść tą samą drogą, skoro już na wejściu bywa ciężko. Na razie chyba wszystko jest pod kontrolą. Z naciskiem na "chyba".

W jednym mniej stromym miejscu siadam, przegryzam kawał czekolady i piję pół peta wody z szumakiem. Trzeba uzupełnić braki, mimo pozornego cienia dawanego przez drzewa i tak się spociłem jak dzika świnia. Jak wyjdę gdzie trzeba to już ponad podejściem, na poziomej ścieżce będzie źródło przy którym się zatrzymaliśmy z Czechami. Ciekawe czy teraz jest w nim woda.

Po jakiejś godzinie bliskiego obcowania z przyrodą wychodzę na otwartą trawiastą półkę. Wiem gdzie jestem, widziałem to miejsce z dołu. Przed trzema laty poszliśmy bardziej z prawej, przez charakterystyczny zarośnięty trójkąt, który kiedyś musiał być stożkiem piargowym. Jego górną część stąd też widzę.

Ale to było wtedy, a teraz jest teraz. Myślę czy by się nie dało przetrawersować na trójkąt, ale teren nie daje większych szans, pozostaje droga w górę. Podchodzę półką parę metrów. Nad sobą mam pas skał z jednym głębokim żlebem. Jak mam spróbować wyjść wyżej to tylko tędy.

Żleb, wyżej przechodzący w komin, na dole wypełniają rzęchy i chęchy. Wśród chęchów znów są pokrzywy, ale po tej wcześniejszej dżungli już mnie specjalnie nie ruszają. Bardziej muszę uważać na kruchą skałę i osuwającą się glebę. Wszędzie indziej gleba kojarzy się z podłożem na którym można pewnie stanąć. Tu jednak jej zaliczenie skończyłoby się przeturlaniem i lądowaniem na drzewach kilkadziesiąt metrów niżej.

Wchodzę tym kominkiem kilkanaście metrów. Już stąd wiem że będzie mi trudno wrócić w dół, ale nade mną jest jeszcze paskudniej. Wejść pewnie wejdę, ale oceniam że w razie czego nie będę miał jak się wycofać. Ściany są gładkie, a dno to śliskie glebsko i skały. Nie widzę co jest powyżej, może już parę kroków do górnej ścieżki, a może teren nie do przejścia.

Stoję tak parę minut na osypującym się stromym rzęchu i myślę, aż w końcu podejmuję jedynie słuszną decyzję. Mam jedno życie - złażę.

W zejściu moje ruchy muszą być jeszcze ostrożniejsze. Trochę emocji, łapania się śliskich skał i traw, pas pokrzyw i znowu jestem na półce. Siadam na trawie i wlewam w siebie koło litra szumaka, po czym znowu wchodzę w stromy zalesiony stok. Tym razem w dół.

Pamiętam jak szedłem, a w razie czego mam Garmina pokazującego moją wcześniejszą trasę, więc mogę iść mniej więcej po własnym elektronicznym śladzie. Tak jak przewidywałem, na zejściu bywa jeszcze trudniej. Czasem idzie wolniej niż w górę, szczególnie jak muszę się opuścić na rękach, przytrzymując się geologii i porastającej ją wyschniętej botaniki.

Wreszcie z powrotem treća livada. Walę się w trawę i robię sobie długi odpoczynek. Przyglądam się dokładnie przebytej drodze i najwyższemu osiągniętemu miejscu. Jeszcze kilka, kilkanaście metrów i pewnie bym dotarł do łatwiejszego terenu, skąd już niedaleko do górnej ścieżki. Tylko skąd miałem to wiedzieć tam? No i możliwe że próbując się bohatersko wspiąć, bym się bohatersko zdupczył w dół.

Dzień jeszcze młody, mam czas na jeszcze jedną próbę. Na Zastan już raczej nie ma sensu się pchać ale zawsze można trochę rozeznać drogę.

Podejmuję jeszcze jedną próbę pójścia po znakach. Znajduję może jednego, może dwa więcej niż poprzednio. Wszystkie na kamieniach, na drzewach nie ma nic. Wiadomo, na korze farba się krócej utrzyma niż na skale. Ścieżka tak widać kiedyś szła jak te stare znaki, ale teraz wszystko jest równo zarośnięte. Wydaje się że ten szlak prowadził bardziej w lewo, a z Czechami szliśmy w prawo. A może były dwa szlaki? Próbuję szukać jakichś śladów ścieżek, ale te też niedługo zupełnie zanikają. Idę już zupełnie w lewo, ale co mi szkodzi się rozejrzeć i tam.

Obchodzę zakręcającą w prawo skalną barierę i próbuję się przebić w górę równolegle do niej. Znowu się robi bardzo stromo i dziko, teren jest podobny jak w poprzedniej próbie. Drapię się na czterech łapach po skałach i drzewach. Z jednego miejsca dostrzegam charakterystyczny szczegół - biegnący prosto w górę wąski pas skał, który dobrze widziałem z dołu, z trzeciej łąki. Trudno stąd ocenić czy dałby on większą szansę na przejście. Do jego początku jest jednak daleko i teren wyjątkowo nieprzyjemny. Czas wracać, to nie ma sensu.

Wracam na trzecią łąkę z myślą żeby jeszcze spróbować się przebić prosto na trójkąt. Wbijam się w przetykany skałami zagajnik. Przez kilkanaście minut walczę jak prokletijski lew, przedzierając się przez kolczaste krzory, gałęzie, głazy i wyrwy. Włażę na większą skałę, rozglądam się naokoło i stwierdzam że urobiłem zaledwie mały kawałek terenu. Po co to wszystko, idioto? - zadaję sobie egzystencjalne pytanie. Jestem już totalnie wypruty. No to tyle mojego małego survivalu na dziś.

Po powrocie na łąkę spotykam turystów, Bośniaków i mieszkających w pobliżu ich znajomych Czarnogórców. Chwilę z nimi gadam, oni też nie znają drogi na Zastan. Ale przecież jakaś ścieżka być musi, w końcu nasi Serbowie opowiadali nam o ekipie polskich grotołazów eksplorujących jaskinie na Zastanie. Jakoś w końcu musieli wnieść te swoje tony szpeju.

Obrazek

Wracając do obozu spotykam Serbów idących na skałki. Wiosną przyjechała tu ekipa Niemców i obiła trochę dróg wspinaczkowych na skałkach w okolicy. Jedno z tych miejsc jest właśnie tu w Grbaji, blisko drogi. Nasi Serbowie nie mają większych ambicji wspinaczkowych, nastawiają się bardziej na zabawę w zjazdy na linie itp. Może też tu zajrzymy przed wyjazdem.

Jest już po piątej. Azra z Tomicą siedzą przed namiotami. Byli w Plavie i zaliczyli kąpiel w jeziorze. Dokonali dużo mądrzejszego wyboru niż ja. Przywieźli parę dwulitrowych petów Apatinskog i Nikšićkog piva. Jednego Tomica od razu otwiera, widząc moje pragnienie. Opowiadam im pokrótce wydarzenia dnia. Razem się śmiejemy z zapisu mojej działalności na wyświetlaczu Garmina. Idę się obmyć a moi towarzysze biorą się za pichcenie obiadu. Chcę im pomóc, ale Tomica mówi że jak kumpel wrócił z frontu to trzeba się nim zająć.

Obrazek

W międzyczasie obok się rozbiła nowa ekipa Czechów. Mówią że chcą tu trochę pochodzić a potem iść do Ropojany i na Maja Jezerce, więc trochę im opowiadam o szczegółach drogi. Potem jeden z naszych Serbów tłumaczy nam jak polscy jaskiniowcy chodzili na Zastan. Podobno znakowana ścieżka jest zupełnie z lewej strony, tam gdzie mi w ogóle nie przyszło do głowy próbować.

Jak co wieczór, przy ognisku rozkręca się balanga. Trochę zostajemy ale zmywamy się wcześniej niż zwykle, jutro chcemy rano wstać i tym razem już naprawdę dotrzeć na Zastan. Wygląda że moja ekipa będzie bardziej sprężona niż dziś.

Już się zbieramy spać gdy przyjeżdża samochód. Jeden z przyjezdnych podchodzi do nas i wita się po polsku. Zobaczył blachy skodzinki. To katowiccy jaskiniowcy, wpadli zabrać ze schroniska resztę szpeju bo przenoszą się działać ponad Ropojaną, w okolicy Maja Rosit. Takie spotkanie nie zdarza się codziennie, więc nasze pójście spać się opóźnia. Pęka jeszcze jeden pet bronka. Potwierdzają że używali ścieżki z lewej strony, w najstromszym miejscu założyli nawet poręczówkę żeby było wygodniej nosić ciężki sprzęt. W końcu odjeżdżają, a my udajemy się na spoczynek.

* * * * *

Głupio zmarnowany dzień? Tak by się mogło wydawać. Myślę jednak że nie. Przebywałem parę godzin samotnie w trudnym i momentami niebezpiecznym terenie. Przez cały ten czas zachowałem chłodne, trzeźwe myślenie, podejmowałem jakieś wkalkulowane w całą zabawę ryzyko, a w najważniejszym momencie podjąłem dobrą decyzję. Zdobyłem jakieś doświadczenie. A najważniejsze, że dowiedziałem się dużo o sobie, że w razie czego mogę liczyć na siebie samego.



Jak nie iść na Zastan Grbajski, czyli kierunki moich podejść i rozpoznań, zaznaczone bardzo mniej więcej (czerwone linie). Przez skrót perspektywiczny nie widać dolnej, bardziej płaskiej części stoku.

Obrazek

Najwyżej dochodząca czerwona linia - dojście do żlebu.
W lewo - drugie rozpoznanie.
Z prawej - krótka próba przebicia się do "trójkąta".
Zielona linia - prawdopodobnie mniej więcej tak szliśmy z Czechami, teraz dolna część tego starego szlaku zupełnie zarosła młodym podszyciem.
Leszek Skupin
Weteran
Posty: 14062
Dołączył(a): 23.09.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) Leszek Skupin » 14.10.2008 12:22

Ja pierdziu.... ale hard core 8O Kamil masz zdrowie :!: :D Padłem norrrmlanie i leżę 8O. Tak mnie zatkło, że nawet nie wiem co napisać... 8O

Pozdrav :papa:
Jolanta M
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 4523
Dołączył(a): 02.12.2004

Nieprzeczytany postnapisał(a) Jolanta M » 14.10.2008 12:30

zawodowiec napisał(a):Stoję tak parę minut na osypującym się stromym rzęchu i myślę, aż w końcu podejmuję jedynie słuszną decyzję. Mam jedno życie - złażę.

zawodowiec napisał(a):Głupio zmarnowany dzień? Tak by się mogło wydawać. Myślę jednak że nie. Przebywałem parę godzin samotnie w trudnym i momentami niebezpiecznym terenie. Przez cały ten czas zachowałem chłodne, trzeźwe myślenie, podejmowałem jakieś wkalkulowane w całą zabawę ryzyko, a w najważniejszym momencie podjąłem dobrą decyzję. Zdobyłem jakieś doświadczenie. A najważniejsze, że dowiedziałem się dużo o sobie, że w razie czego mogę liczyć na siebie samego.

Mi też szczęka z wrażenia opadła. 8O :D
Powiem tylko tyle - NIESAMOWITE!!! 8)

Kamilu - Stary Górski Wygo - możesz już po górach chodzić! :lol: :lol: :D
GRATULUJĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! 8) :D

Pozdrav
Jola
wojan
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 5547
Dołączył(a): 17.06.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) wojan » 14.10.2008 13:21

Kamil - normalnie spociłem się,zdębiałem i jeszcze raz się spociłem. 8O Ciarki mi chodzą po plecach i wcale nie zamierzają schodzić....
Jesteś niesamowity .... :D
Pozdrav.
kulka53
Weteran
Posty: 13338
Dołączył(a): 31.05.2006

Nieprzeczytany postnapisał(a) kulka53 » 14.10.2008 13:51

zawodowiec napisał(a):Zdobyłem jakieś doświadczenie.


Nie sądzę, żeby Ci go jakoś szczególnie brakowało..............
Ale jasna sprawa, w górach nigdy go za wiele, a każdy sposób na jego zdobycie jest dobry, byle się dobrze skończył...........

Będąc tam, na dole, na trzeciej livadzie oczywiście, i widząc namalowany na kamieniu napis ZASTAN i strzałkę w bliżej nieokreślonym kierunku nie przypuszczałem nawet, że tam, wyżej może być aż tak trudno.

Podziwiam Cię coraz bardziej............
U-la
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2268
Dołączył(a): 10.11.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) U-la » 14.10.2008 13:57

Taaaak GIGANCIE... Ech... :D

Ale jak pięknie w takiej ekipie z Azrą i Tomicą, którzy najpierw się poddali, a potem choć nie widzieli, gdzie byłeś, godnie zadbali o kumpla wracającego z frontu. Zdaje się, że to się przyjaźń nazywa.
marsylia
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 882
Dołączył(a): 19.07.2007

Nieprzeczytany postnapisał(a) marsylia » 14.10.2008 14:30

8O 8O 8O
No tak... 8O
Uwielbiam takie relacje, nie dość, że ciary po plecach przechodzą, nie wiesz co się za chwilę wydarzy, to jeszcze czuję się jakbym tam była i po czytaniu zmachana jestem, że hej :roll:
No a w ogóle to SZACUN, CZAPKI Z GŁÓW KAMIL :!:
zawodowiec
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 3461
Dołączył(a): 17.01.2005

Nieprzeczytany postnapisał(a) zawodowiec » 14.10.2008 21:00

Leszek Skupin napisał(a):Padłem norrrmlanie i leżę 8O. Tak mnie zatkło

wojan napisał(a):normalnie spociłem się,zdębiałem i jeszcze raz się spociłem. 8O Ciarki mi chodzą po plecach i wcale nie zamierzają schodzić....

marsylia napisał(a):ciary po plecach przechodzą

Parę tabletek aspiryny powinienem do odcinka dołączyć...

Jolanta Michno napisał(a):Mi też szczęka z wrażenia opadła.

...i ibuprofen? ...

marsylia napisał(a):zmachana jestem, że hej

...i szumaka i jeszcze jakiegoś batona energetycznego... a po wszystkim skrzynkę browca.

kulka53 napisał(a):
zawodowiec napisał(a):Zdobyłem jakieś doświadczenie.

Nie sądzę, żeby Ci go jakoś szczególnie brakowało..............

A ja myślę że w wielu sytuacjach w górach jestem żółtodziobem, poważnie mówię :lol: Całe życie się człowiek uczy a mimo to czasem za bardzo pojedzie po bandzie :lol:

kulka53 napisał(a):Będąc tam, na dole, na trzeciej livadzie oczywiście, i widząc namalowany na kamieniu napis ZASTAN i strzałkę w bliżej nieokreślonym kierunku nie przypuszczałem nawet, że tam, wyżej może być aż tak trudno.

Stary szlak zarósł i ciężko znaleźć drogę, z Grbaji chyba zupełnie zaprzestano pędzenia owiec na Zastan... trochę się wyjaśni w następnym odcinku.

Decyzja o odwrocie nie była trudna, nie było takiego ciśnienia. To był zwykły rekonesans a nie jakieś wielkie wejście. Grbajski Zastan to nie szczyt tylko... no właśnie co? Niezupełnie polana, niezupełnie płaskowyż, takie po prostu "miejsce" gdzie można zabiwakować i skąd można dalej gdzieś iść. Bardzo rozległe zresztą, trudno dokładnie określić gdzie się Zastan zaczyna i gdzie kończy.

shtriga napisał(a):Zdaje się, że to się przyjaźń nazywa.

No dokładnie, fajnie mieć takich kochanych przyjaciół :D

Dzięki za wszystkie miłe słowa!!!
Poprzednia stronaNastępna strona

Powrót do Nasze relacje z podróży



cron
Góry Przeklęte 2008 - strona 4
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone