EPILOG czyli "Kończ Waść wstydu oszczędź...
"
Nadeszła pora wyjazdu... piątek. Pakowanie poszło nadzwyczaj sprawnie ... Jedna osoba trzymała szeroko otwartą torbę, druga wrzucała wszystko jak leci, aż do jej zapełnienia
. Potem następna torba ...
Ostatnie spojrzenia na okolicę ...
Z tego wyciągu, mimo, że zaczynał się pod naszym oknem, jednak nie korzystaliśmy
Chciałam jeszcze zrobić kilka zdjęć samego Meransen, ale w tym momencie padła mi bateria co uznałam za znak, że czas pożegnać uroczą mieścineczkę ... Na dodatek pojawiły się chmurki (Dobrze im tak ! - tym co zostają
) ...
Podróż powrotna zapowiadała się nudno i taka też była z 2 małymi wyjątkami ...
Pod Rosenheim w okolicy granicy austriacko-włoskiej pojawił się niezidentyfikowany korek ... Rzut oka na mapę ... Odbijamy w prawo ... Tak też uczyniliśmy ... Po drodze przyglądaliśmy się cenom benzyny na mijanych stacjach (Broń Boże tankować we Włoszech
) ... Aż tu nagle - jak by powiedział syn mój, pojawiła się nie za duża stacja z akceptowalną dla nas ceną. Samochodzików było kilka, ale nie żeby trzeba było czekać.
Grzecznie tankujemy, ja odkręcam termosik z herbatką, młody zmienia film ... A męża nie ma i nie ma ... Wychodzę w końu z lekka zaniepokojona i wchodzę do stosownej budki. Okazuje się, że na stacji nie akceptują kart VISA . A my gotówki nie mamy ...
Znudzony gościu (mówi, że często się mu to zdarza) uprzejmie informuje, że jakiś 1 km stąd jest bankomat i można podjechać, ale trzeba mu zostawić coś CENNEGO ... Na to mój kochany mąż mówi, że w takim razie żona zostanie (zapunktował u mnie .... Cenna znaczy dla niego jestem
)... A Gościu na to, że nie da rady .... musi być coś WARTOŚCIOWEGO
.
Gdyby moje spojrzenie potrafiło oddawać uczucia musieliby na tej stacji zatrudnić kogoś nowego
.
Skończyło się na zostawieniu dowodu osobistego ...
Druga przygoda miała miejsce pod Wiedniem. Zupełnie nie wiem dlaczego mąż zaczął mnie wtedy nazywać "Moją Małą Blondyneczką"
.
Ja chciałam tylko pomóc i pojechać skrótem. I co z tego, że wylądowaliśmy w centrum Wiednia, w piątek, między 15.00 a 16.00
... W końcu Wiedeń to takie piękne miasto ... Powinien być mi wdzięczny
.
Tak czy siak mimo tych przygód podróż zajęła nam dokładnie tyle samo czasu ile przed tygodniem czyli 15 godzin. Dobrze, że nastepnego dnia była sobota ...
Przez cały wyjazd każde z nas przejechało ok. 230 km
na nartkach.