Idziemy dalej na ten
Giewont ...
W tym miejscu bardzo proszę wszelkie osoby charakteryzujące się delikatnym, wrażliwym usposobieniem, szczególnie w zakresie widoków i zapachów
o przeskoczenie tego posta/u. W pewnym momencie zrobi się bowiem ... "nieprzyjemnie". Zastanawiałam się nawet czy o tym pisać ... ale jak relacja to rzetelna relacja
...
Na
Polanie Strążyskiej odbijamy od peletonu żółtym szlakiem podążającego do
Siklawicy i czerono-czarnym idziemy w kierunku
Przełęczy w Grzybowcu ...
Początkowo siły i humorek obecne ...
Z czasem robi się ciężej jakby ....
W tym miejscu (szlak prowadził przez widoczne wgłębienie) adrenalinka nam nieco podskoczyła
...
Na dodatek pojawiła się nowa komplikacja: "Mamo, ja muszę !"...
Zaczęło też mocniej wiać (co jak się później okazało miało znaczenie
) ...
Najsłabsze ogniwo zostało nieco z tyłu ...
- Mamo, ja muszę !
- Synu, wytrzymasz. Zobacz ile tu ludzi ! Jak na Marszałkowskiej w te i nazad łażą !
- Nie wytrzymam !
- Już nieraz tak mówiłeś i Ci przechodziło !
- Ale nie tym razem ! Już nie wytrzymam !
- No dobra, ale poczekaj, aż znajdziemy jakieś sensowne miejsce ...
- Ja muszę JUŻ !
- Przecież widzisz, że nie ma gdzie !
- Nic mnie to nie obchodzi ! Robię !!!
- No dobra, chodź pójdziemy za tamte skałki, może tam ludzie nie będą szli ...
Poszliśmy za te skałki. Zaopatrzywszy młodego w rolkę papieru wartościowego robiłam zasłonę dymną udając, że podziwiam widoki ... Odgłosy pominę (mówiłam, żeby wrażliwsi opuścili ten post
). Obejrzawszy się pytając "Czy już ?" zobaczyłam coś czego nigdy wcześniej i nigdy później nie widziałam
. To niemożliwe, żeby w kiszkach delikatnie mówiąc młodego chłopaka mogło się tyle zmieścić
. Tekst młodego: "A nie mówiłem, że muszę
?!".
Nie byłam w tych rejonach od tamtego czasu, nie mam, też nowych map, ale nie jestem pewna czy w okolicach
Rozstaju szlaków pod Giewontem nie oznaczono nowego wzniesienia
.
Ale to jeszcze nie koniec ... Jak mówiłam, wiało bardzo. Wszystkie drobinki wokół - listki, papierki fruwały w powietrzu ... Zza zakrętu wynurzyło się nasze "najsłabsze ogniwo" w kierunku którego niczym ten wiatrem niesiony jesienny liść poszybował kawałek
użytego przed chwilą przez młodego kawałka papieru wartościowego i z wrodzoną sobie celnością wylądował na klatce piersiowej wyżej wspomnianego
. Dobrze, że wcześniej zaczęło padać i założyliśmy kurtki przeciwdeszczowe, z których usuwanie wszelkiego rodzaju "plam"
jest nieco łatwiejsze ...
Na
Rozstaju szlaków" pogoda nadal była kiepska. W tym miejscu jak sama nazwa wskazuje można zdecydować się na wejście na Giewont - 20 min. lub pomaszeroiwać w innym kierunku. Zdrowy rozsadek podpowiadał nam odwrót; pogoda mogła się jeszcze bardziej popsuć, a historie o piorunach na Giewoncie wszyscy znamy - metalowy krzyż
.
Dłuższą chwilę zastanawialiśmy się co robić ... Do szczytu tak blisko ...Młody zaczynał się rozczarowywać ...
Jako, że na chwilę przestało padać i niebo jakby się lekko rozjaśniło postanowiliśmy wejść czym wywołaliśmy radość małego ...
Jak się okazało decyzja była słuszna ... Po chwili pojawiło się słoneczko ...
Na szczycie - zasłużony odpoczynek
"Zdobywcy" na szczycie