Platforma cro.pl© Chorwacja online™ - podróżuj z nami po całym świecie! Odkryj Chorwację i nie tylko na forum obecnych i przyszłych Cromaniaków ツ

Dynarskie w pigułce- Durmitor, Komovi, Prokletije, Chorwacja

Wycieczki objazdowe to świetny sposób na zwiedzenie kilku miejsc w jednym terminie. Można podróżować przez kilka krajów lub zobaczyć kilka miast w jednym państwie. Dla wielu osób wycieczki objazdowe są najlepszym sposobem na poznawanie świata. Zdecydowanie warto z nich korzystać.
gouter
Plażowicz
Avatar użytkownika
Posty: 7
Dołączył(a): 27.10.2013
Dynarskie w pigułce- Durmitor, Komovi, Prokletije, Chorwacja

Nieprzeczytany postnapisał(a) gouter » 27.10.2013 20:28

Witam, jak widać po ilości postów, jestem tu nowy, chociaż czytałem tu wiele, jako niezalogowany. Szczególnie zaczytywałem się w postach Raul 73, bo zainteresowała mnie w ostatnim czasie tematyka wojen w tym regionie. W tym wątku chcę pokazać parę fotek z moich 3 wyjazdów - raz - Czarnogóra, dwa razy Chorwacja. Na początek wrzucam linka do mojej panoramy z Kom Vasojevićki. Może ktoś mi pomoże w rozszyfrowaniu, jakie góry tam widać (co rozpoznałem, podpisałem - kliknąć pod obrazkiem overview on). Wkrótce ruszę z opisami.
http://www.panorama-photo.net/panorama.php?pid=14107&us
Ostatnio edytowano 03.11.2013 12:57 przez gouter, łącznie edytowano 3 razy
gouter
Plażowicz
Avatar użytkownika
Posty: 7
Dołączył(a): 27.10.2013
Re: Górskie Bałkany - może pomożecie

Nieprzeczytany postnapisał(a) gouter » 28.10.2013 14:08

Niestety, nie doczekałem się pomocy przy opisywaniu szczytów, w taki razie ruszę z relacją.
Moja pierwsza styczność Bałkanami miała miejsce rok temu, moja stała trzyosobowa ekipa: ja, kumpel i szwagier rusza wysłużonym Passatem kombi do Czarnogóry. Początkowo miała to być Francja, ale prognozy pogody spowodowały zmianę planów. Przyznam się, że trochę obawiałem się tego wyjazdu, do tej pory odwiedzałem "bardziej cywilizowane" rejony, z lektury netu i opowieści nasłuchałem się o napadach na samochody, kradzieżach, policjantach polujących na turystów itd... Z tej racji zdecydowaliśmy się jechać przez Serbię nocą. Droga do granicy z Serbią przez Słowację i Węgry minęła w miarę szybko, nie licząc korka na Słowacji, spowodowanego burzą o połamanymi drzewami na drodze. Odprawa na granicy Węgiersko - Serbskiej przeszła dość szybko i bezproblemowo, nawet nie żądali zielonej karty. Po drugiej stronie granicy od razu poczuliśmy, że jest tu trochę inaczej, autostrady wyboiste, ale do Belgradu przynajmniej w miarę szybko. Niestety tutaj okazało się, że nasz GPS w Serbii jest bezużyteczny, jest na nim tylko autostrada do Niszu, a my nie wiemy, dokąd dalej się kierować. Na szczęście kumpel miał przewodnik po Bałkanach, a tam małą mapkę Serbii. Dzięki temu, kierowaliśmy się na Cećak. Jazda poza autostradą, po Serbii to koszmar, ogromna ilość starych ciężarówek, skutecznie blokujących drogą, a że Passat miał zaledwie 90 KM mocy, to nie było czym "depnąć". Brzask łapie nas niedaleko miasta Użice. Krajobraz wcześniej zaczyna się zmieniać. Wreszcie zaczynają się upragnione Góry Dynarskie, ale za to na drodze jeszcze większy ruch, drogi kręte i górzyste, co tym bardziej psuje przyjemność jazdy. Jedyny plus, nie ma szans przekroczyć prędkości, a policja rzeczywiście dość często filuje.
Same Użice ukazały się jakby z nienacka, bloki wybudowane wprost na stokach gór, w sumie podobało mi się, dalej też malowniczo - jeziora zaporowe, bardzo spodobał mi się krajobraz gór Zlatbior, bardzo podobny do bieszczadzkich połonin. Zdziwiło mnie, że w ogóle nie było znaków na Czarnogórę. Trochę posępnie wyglądały opuszczone domostwa. Przy okazji wreszcie w życiu przydał się język rosyjski, a raczej znajomość cyrylicy, gdyż większość znaków drogowych była właśnie tak napisana, o ile było coś na nich widać. Nie wiem dlaczego Serbowie zamalowywują większość z nich sprayem. Nawet na nowej autostradzie!
Obrazek
Krajobraz gór Zlatibor
Obrazek
Obrazek
Użice
Obrazek
Takie samochody w Serbii to normalka
Obrazek

Na szczęście miałem już dokładniejszą mapę Czarnogóry, skleconą z viamichelin, więc wiedziałem, że trzeba się kierować na miejscowość Jabuka w Czarnogórze, więc takowych znaków szukamy w Prijepolje. Skręcamy na całkiem boczną drogę, jedziemy przez całkowite pustkowie, nagle w szczerym polu buda zwana szumnie przejściem granicznym z Czarnogórą. Znudzeni i zaskoczeni pogranicznicy szybciutko nas puszczają, jedziemy dłuższą chwilę, znów w pośrodku niczego i znów w szczery polu kontrola czarnogórska. Oczywiście nie znają angielskiego, wystawiają oczy, gdy pytam o opłatę ekologiczną, która miała być przy przekraczaniu granicy. Jak później się okazało, już tych 10 euro od 2012 się nie płaciło.
Dojeżdżamy do pierwszej miejscowości - Jabuka i od razu halt! Policija. Stoimy, czekamy, nie wiemy po co, za co. Przecież nie jechaliśmy szybko. W tym samym czasie obracali jakiegoś Czarnogórca. Wreszcie jeden z policjantów podszedł i pyta:
- Speak English?
- Yes - odpowiadam
- on na to - spid limit pietdiesiat i wręcza jakiś szary papierek, wyglądający prawie jak srajtaśma gdzie z wszystkiego udaje mi się wyczytać prędkość 70 km/h, ale żadnych danych jak zdjęcie czy numer rejestracji.
Postaliśmy jeszcze z 5 minut i nagle policjant pokazuje, żeby jechać dalej. O co chodziło, nie wiem do dzisiaj, w każdym razie, jechaliśmy jeszcze bardziej uważnie. Po chwili widzimy wielkie wyrobisko - chyba byłą to kopalnia wegla kamiennego w Plevija, obok elektrownia. Potem droga zaczyna się wspinać, jedziemy za Serbami, którzy nagle zatrzymują się, my też. Widok nawet, nawet, dopiero za chwilę zauważam imponujący most, tak, to ten na Tarze. To już widok na Dolinę - kanion Tary. Robimy parę fotek i zjeżdżamy do tego mostu. Większość pewnie zna historię tego mostu - Most Đurđevića, ale dla ścisłości napiszę, że swego czasu był to największy most tego typu na świecie, jeden z głównych "aktorów" filmu Komandosi z Navarony.
Niespełna rok po wybudowaniu mostu (w czasie II wojny światowej) partyzanci chcąc odciąć drogę do Pljevlji czetnikom i oddziałom włoskim próbowali wysadzić go w powietrze. Podłożone przez inżyniera Lazara Jaukovićia (brał udział wcześniej przy budowie mostu) ładunki wybuchowe uszkodziły zaledwie jeden łuk mostu. Wkrótce potem Jauković został złapany i stracony przez czetników na moście.
A Tara to najgłębszy w Europie kanion, sięgający maksymalnie 1300 m głębokości. Po postoju ruszamy w góry Durmitor, ale o tym w części następnej relacji.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
galeria fotografii
http://www.summitpost.org/my-first-touch-of-durmitor-tara-river/800234
cdn,,,
gouter
Plażowicz
Avatar użytkownika
Posty: 7
Dołączył(a): 27.10.2013
Re: Góry Dynarskie w pigułce

Nieprzeczytany postnapisał(a) gouter » 28.10.2013 21:38

Wreszcie docieramy do Żablijaka, pogoda bez zarzutu, szukamy kempingu. Pierwszy napotkany człowiek poleca nam "Ivan Do". Rzeczywiście, kierujemy się do niego, ale najpierw odwiedzamy wcześniejszy, ale w Ivan Do widok i warunki lepsze, chociaż dalekie od tego, do czego przyzwyczaiłem się w Alpach. Na kempingu dużo Polaków, Czechów. Szybko rozstawiamy namioty, cena 5 Euro za głowę - konkurencyjna. W lodówce oczywiście rakija do sprzedania. My jedziemy w stronę przełęczy Sedlo i dalej, aby wejść na Prutaś, wg. summitpost, najlepszy punkt widokowy na Durmitor. Trasa przepiękna, wije się między stepowymi górami, jedynie trochę wąska. Nie możemy znaleźć punktu startowego na naszą górę, więc zatrzymujemy się w najwyższym miejscu, obok zabudowań pasterskich i idziemy na przełaj. Gorąco, w dodatku jesteśmy dość słabi po nieprzespanej nocy. W przypalającym słońcu docieramy jednak na szczyt. Wreszcie widzę na własne oczy Bobotov Kuk i słynne warstwy Śareni Pasovi. Kładziemy się i nawet na chwilę zasypiamy, ale insekty nie pozwalają na dłuższą drzemkę. Widoczność troszkę się poprawia, tak, że widzimy graniczny z Bośnią masyw Maglić - Volujak. Mnie najbardziej podoba się Sedlena Greda, wznosząca się nad Sedlo. Po drodze zabieramy na stopa Włocha, który okazało się, przyjechał tu rowerem, promem do Splitu a dalej jak "cudowne dziecko dwóch pedałów" :). Wieczorem powrót na kemping i nocne Polaków rozmowy. A jeszcze kąpiel w Crno Jezero.
Obrazek
Prutaś i Gruda
Obrazek
Śareni Pasovi z drogi na Sedlo
Obrazek
Flora Durmitoru
Obrazek
Słynne warstwy Śareni PAsovi
Obrazek
Bobotov Kuk i Bezimiennyj Vrch
Obrazek
Widok z Pościeńskiej Doliny
Obrazek
Z drogi na Sedlo - widok na Sedleną Gredę
Obrazek
Sedlena Greda
Obrazek
Widok szczytowy
Obrazek
Droga marzeń
Obrazek
W oddali Maglić - Volujak
więcej zdjęć
http://www.summitpost.org/road-to-sedlo-and-ascent-to-pruta/804662
cdn............
mervik
Koneser
Avatar użytkownika
Posty: 6870
Dołączył(a): 03.11.2012
Re: Górskie Bałkany - może pomożecie

Nieprzeczytany postnapisał(a) mervik » 28.10.2013 22:41

gouter napisał(a):z lektury netu i opowieści nasłuchałem się o napadach na samochody, kradzieżach, policjantach polujących na turystów itd...

8O :lol:
...w tym roku przejeżdżałem od kanionu Pivy do Żablajka .
..to sobie przysiądę i poczytam :wink:
lotnikwsk
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 2217
Dołączył(a): 21.09.2013
Re: Góry Dynarskie w pigułce

Nieprzeczytany postnapisał(a) lotnikwsk » 29.10.2013 00:37

Jak są góry to i ja musze być. :papa:
gouter
Plażowicz
Avatar użytkownika
Posty: 7
Dołączył(a): 27.10.2013
Re: Góry Dynarskie w pigułce

Nieprzeczytany postnapisał(a) gouter » 29.10.2013 16:42

Drugi dzień w Durmitorze: dylemat, gdzie idziemy, ja chciałem na Bobotov Kuk z Sedla, ale kolega bał się tam jechać, po wczorajszej przejażdżce, więc idziemy szlakiem prowadzącym wprost z kempingu. W sumie też można stąd iść na Bobotova, ale 10 godzin w pełnym słońcu, bez kawałka cienia, nie bardzo nam sięto uśmiecha. Wybieramy więc Meded - czasem spotyka się na mapach Medjed. Jak się później okazało - wybór trafny, aż do przełęczy Velika Previja - cały czas w cieniu. Po drodze spotykamy pasterzy i hodowców koni, w szałąsach można kupić Pivo z 2 Euro. Mylimy szlak, ale tubylcy szybko nam pokazują właściwy. Z przełęczy otwiera się widok na Bobotova i turnie Zupci. W ogóle to planowałem zrobienie Mededa w odwrotną stronę, ale w sumie ten kierunek okazał się lepszy. Meded to nie jeden wierzchołek, lecz powietrzna grań i szlak prowadzi cały czas nią. Coś podobnego do Orlej Perci, z tym, że bez specjalnych ułatwień czy ubezpieczeń. Wędrówka w czasie silnego wiatru mogła być niebezpieczna, bo po obydwu stronach mamy konkretną przepaść. Na całej grani spotykamy czwórkę turystów - 2 razy po 2, oczywiście z Czech. Pod szczytem Savinj Kuk jest ładny płat śniegu, jak się dowiedziałem, ponoć to resztki lodowca. Kolejne szczyty noszą niewyszukane nazwy - wschodni, mały, południowy... Widok na Crno Jezero pokazuje się dopiero na ostatnim, najniższym. W oddali widać kanion Tary i słabo Sinjajevinę. Z kanionu unosi się dym, myślałem, że to dymy elektrowni w Plavija, później okazało się, że to pożar nad Tarą. Na szczycie przestrzelona zardzewiała puszka po nabojach do kałacha. Po zejściu czekała nas nagroda - wygrzani wchodzimy wprost do ciepłego jeziora Czarnego. Nie ma nic lepszego po wędrówce górskiej. :!:
Na kempingu wdajemy się w rozmowę z sąsiadami - Polakami, z Raciborza. Mieli nieprzyjemną przygodę, ktoś w nocy pociął im namiot i zajumał kluczyki od samochodu. Była Policja, właściciel nie wziął od nich grosza za nocleg, jakimś dziwnym trafem sąsiedzi - Czesi znaleźli je, ponoć na Crno Jezero. Bardzo podejrzana sprawa. Albo coś Czechom nie spasowało i przestraszyli się Policji, albo - jeżeli czeska wersja była prawdziwa, mogła to być konkurencja z sąsiedniego kempingu, bo większość, jak my po oglądnięciu pierwszego i obecnego, zostawała właśnie tutaj.
Później poszliśmy na miasto - ciekawy był cmentarz, bardzo "wypasione" groby, z tyłu tablicy wielki nadruk zdjęcia z "najlepszych czasów" zmarłego, bokser miał np, nagrobek w kształcie rękawicy, schody, aby móc wygodnie włożyć trumnę, jeżeli żona np. żyła, to już było jej zdjęcie, data urodzenia i jedynie wolne pole na datę śmierci.
Po powrocie na kemping, wieczorem szwagier poszedł do właściciela z "polskim trunkiem domowej roboty", właściciel odwdzięczył się tym samym. Pomagał mu mieszkaniec Bośni, razem z całą rodziną. Zawitał też do nas właściciel sąsiadujących doków drewnianych. Nie znając języków, jakoś się dogadywaliśmy, właściciel kempingu był mistrzem Czarnogóry w narciarstwie alpejskim w 1973 roku, natomiast mieszkaniec Bośni (nie wiem do końca, ale pewnie Serb) pokazywał nam rany z wojny, jakich doznał po wybuchu pocisku moździerza. Jakoś nie miałem odwagi spytać gdzie i z kim walczył.
Jeszcze wieczorem spotykamy drugą ekipę Polską, a obok nas widzimy Węgra, którym pieczołowicie opiekowała się żona. Z opowieści Polaków, dowiedzieliśmy się, że wybrał się na Bobotva, ale zabrał za mało picia w drodze powrotnej mu zabrakło. Dostał jakiegoś odwodnienia czy wstrząsu, albo udaru, nie wiem dokładnie.
No cóż, dzień był pełen wrażeń.
Obrazek
Widok na grań Mededa
Obrazek
Dość charakterystyczna sylwetka Minin Bogaz
Obrazek
Widok z Malego Mededa na Crno Jezero, jeszcze jedno, widoczny przesmyk późnym latem oddziela jeziora na dwa
Obrazek
Piwko wiadomo po ile, w tle Terzin Bogaz
Obrazek
panorama szczytowa
Obrazek
Bobotov z Velikiej Previji
Obrazek
zoom w stronę Serbii
Obrazek
kemping Ivan Do
Obrazek
Grań Mededa, w oddali pożar nad Tarą
Obrazek
tubylcy
więcej zdjęć
http://www.summitpost.org/from-zablijak-to-medjed/805515
cdn....
gouter
Plażowicz
Avatar użytkownika
Posty: 7
Dołączył(a): 27.10.2013
Re: Góry Dynarskie w pigułce

Nieprzeczytany postnapisał(a) gouter » 30.10.2013 18:31

Następnego dnia opuszczamy sympatyczny kemping "Ivan Do". Kierujemy się tym razem w inne góry - Komovi. Jedziemy najpierw wygodną drogą na Niksić, jeszcze ostatnie widoki na Durmitor, potem skręcamy na miejscowość Boan. Droga robi się wąska i kręta, prowadzi stokami Sinjajeviny. Przyznam, że to chyba największe zadupie, w jakim byłem w swoim życiu, jechaliśmy ponad godzinę, po drodze minęliśmy 1 auto, a gdzieś w krzakach widzieliśmy może w ciągu całej drogi z 10 zabudowań. Nie daj Boże, gdyby tu zabrakło paliwa albo auto się zepsuło. Oczywiście na GPSie droga nie istniała (istniała tylko jedna, prowadząca przez Podgoricę nad morze). Po dłuższym czasie, gdy jechaliśmy przez totalne odludzie, zaczęliśmy mieć wątpliwości, czy gdziekolwiek dojedziemy. Po pokonaniu przełęczy zaczął się zjazd w dół i ukazał się widok na przepiękną Dolinę otoczoną wysokimi, skalistymi górami - to Dolina Moraćy i Góry Moraćke Planina. Najciekawiej prezentował się wielowierzchołkowy szczyt Poćki Vrch. Dalej na zboczu zauważyliśmy imponujący wiadukt i większy ruch samochodowy. To trasa na Podgoricę. Gdy na nią wjechaliśmy, okazało się, że cały czas są ograniczenia prędkości 40 lub 50 km/h, a policja poluje co 10 km, ale choćby się chciało, ciężko by jechać szybciej - ruch tamują stare ciężarówki, a w przypadku policji, to tak wszyscy blindują, że CB radio jest w ogóle niepotrzebne. W Kolasin skręcamy na drogę prowadzącą do Andrijevicy - na przełęcz Treśnievik. Stąd podjeżdżamy wąską dróżką trochę do góry, ale nie wiemy, dokąd ona prowadzi, więc wysiadamy i idziemy szlakiem do turystycznego osiedla Stavna Katun. Po około pół godzinie wychodzimy z lasu i ukazuje się sielankowy widok na szczyty Komovi. Okazuje się, że asfaltem można dojechać tuż pod ten płaskowyż, może kiedyś w przyszłości się to sprzyda. Po drodze mijamy pasące się krowy, owce i konie. Zaczepia nas mężczyzna, oferujący nocleg w domku drewnianym, za 5 Euro. Na razie, dziękujemy, wymigujemy się, że spieszymy w góry. Dalej na polanie kilku facetów w mundurach smaży w kotle mięso, gdy nas zauważają, wołają nas i częstują. Smakowało wyśmienicie. Co się dowiedzieliśmy - to logistycy Armii Montenegro, przygotowali jedzenie dla kolegów, którzy w tym czasie mieli ćwiczenia w górach. W niżej, w potoku, ponoć chłodzi się piwo. Nie cierpię wojska, byłem niestety w naszej armii, ale taka służba to by mi odpowiadała. Żegnamy się z sympatycznymi żołnierzami. Kto by pomyślał, że ich starsi koledzy 20 lat wcześniej oblegali Dubrownik. Po drodze co chwilę mijamy się z grupami żołnierzy, z każdym oddziałem oczywiście zamieniamy parę słów, bo jesteśmy drugimi turystami tego dnia, przed nami byli oczywiście Czesi. Tu dałem się nabrać, bo jeden z nim mówił - polako. Skąd wiedzą, że my Polacy, nic z tego, to oznacza po prostu - wolniej, spokojniej. Po mijankach z żołnierzami wreszcie mamy szlak dla siebie, otworzył się chyba najrozleglejszy widok w górach Montenegro. Decyduje o tym wybitność Komovi - ponad 2400 m, gdy okalające masywy są niższe, wyższy jest Durmitor, ze 100 km na zachód i Prokletije - widoczne na wschód. Niewiele udaje mi się rozpoznać, jedynie Maja Jezerce, Deravicę, Sinjajevinę i Bjelasicę, no i bliskie inne szczyty Komovi, w tym najwyższy Kom Kućki. Przed szczytem spotykamy dwójkę Czechów i przy okazji rozwikłaliśmy tajemnicę tak licznej ich obecności. Mają bezpośredni pociąg z pragi aż na wybrzeże Adriatyku, po drodze wysiadają w Mojkovać, i dalej trekingowo przez Bjelasicę do Komovi i dalej - Albania albo Prokletije. Na szczycie jesteśmy sami, pogoda wyśmienita, jedyn9ie denerwuje mnie pożar w Prokletije, może droga będzie zamknięta? Spędzamy dość dużo czasu na górze, to są chwile, dla których warto żyć i dla których warto się trudzić. No ale trzeba schodzić, bo dzisiaj planujemy jeszcze dojechać w Prokletije. Ale nie tak szybko, znów zaczepia nas ten sam facet, co przed wejściem. Mam go do dzisiaj jako znajomego na Facebooku. Mówił, że jest policjantem, dął telefon, że w razie kłopotów, dzwonić do niego. Opróżniliśmy oczywiście Rakiję, prowadzi tam małą budę - sklep, gdzie zakupiłem trochę słodyczy, które od razu skonsumowaliśmy, niestety, na mnie wypadło prowadzenie samochodu, więc u mnie skończyło się na jedzeniu słodyczy i wypiciu soku. W sumie ze smutkiem zaczęliśmy zejście, jedziemy w dól, najpierw do Plav. Gdy zobaczyliśmy tutejszy kemping, zrezygnowaliśmy z niego, bo oprócz placu, nic więcej nie oferowano. Postanowiliśmy wykąpać się w Jeziorze Plav. Po skoku do wody - szok terminy - woda lodowata! Przecież wczoraj na wysokości 1400 m w Crno Jezero była ciepła, a tu poniżej 1000 zimna! Przynajmniej odświeżyliśmy się i jedziemy do Doliny Grbaja, do samego końca, dokąd się dało i rozbijamy się na dziko. Towarzyszy nam zachód słońca z niesamowitymi kolorami nad Prokletije. PRzed nosem mamy Maja Vojusit, już w Albanii. Rozbijamy namiot i rozpalamy ognisko. Jeszcze odwiedzają nas mieszkający niedaleko Albańczycy, oferujące ser za 5 Euro. Dziękujmy im i zasypiamy, po dniu pełnym wrażeń.
Obrazek
Dolina Moracy
Obrazek
Poćki Vrch w Górach Moraćke Planina
Obrazek
Klimaty Komovi
Obrazek
Widok ze szczytu Vasojevićki Kom na Kućki Kom
Obrazek
Zoom na Prokletije i Maja Jezerce
Obrazek
Logistyka w Czarnogórskiej Armii
Obrazek
Army of Montenegro
Obrazek
Najwyższy szczyt Kosowa - Deravica
Obrazek
Ja tu nie zakochać się w Komovi
Obrazek
Ognisko w Prokletije
Obrazek
Albańscy pasterze
Obrazek
Zachód słońca w Prokletije - szczyt Ocnijak
Obrazek
Dolina Grbaja
wajheczka
Cromaniak
Avatar użytkownika
Posty: 1399
Dołączył(a): 02.08.2012
Re: Góry Dynarskie w pigułce

Nieprzeczytany postnapisał(a) wajheczka » 30.10.2013 21:27

Witam
zasiadam w pierwszym rzędzie i czytam.
gouter
Plażowicz
Avatar użytkownika
Posty: 7
Dołączył(a): 27.10.2013
Re: Góry Dynarskie w pigułce - Durmitor, Komovi i Prokletije

Nieprzeczytany postnapisał(a) gouter » 01.11.2013 18:53

Czwarty i ostatni dzień w Czarnogórze. Wschodzące słońce przepięknie oświetla okoliczne szczyty. Jak zwykle dylemat - Karanfili czy Popadija. Z racji, że towarzysze trochę się przestraszyli szlaku, z opisów, planujemy jednak łagodną Popadiję. Ale jak znaleźć szlak, jedziemy samochodem wypatrując jakichś znaków, są jedynie znaki na planinarski dom. Spotykamy rowerzystę - szok, to ten sam gość, którego podwoziliśmy w Durmiotrze, dwa dni wcześniej, ale spotkanie.
W końcu spotykamy tubylca, który informuje, że minęliśmy odejście szlaku, wsiada z nami do samochodu i pokazuje drogę.
Przy okazji ostrzega przed "poskok" czyli żmijami. Opowiada, że z Albańczykami tutaj nie ma problemu, gorzej w Kosowie. Dziękujemy i ruszamy przez praktycznie niewidoczną ścieżkę, co po ostrzeżeniach przeciwwężowych spowodowało wzmożoną uwagę. Zabraliśmy kije i nimi prewencyjnie uderzaliśmy przed nogami. Wchodzimy na polanę, na której stoi jeden z wielu tutaj domów górskich, siedzący przed nim człowiek krzyczy, że zboczyliśmy ze szlaku i kieruje na odpowiedni. Dalej już przyjemnie, bo w lesie spokojnie zdobywamy wysokość. Po wyjściu z lasu ukazuje się sielski krajobraz, wzgórza, całe porośnięte trawą, a gdzieś tam słychać strumyk. Robimy nad nim przerwę, nawet zamaczamy się praktycznie cali, bo taki upał. A to dopiero godziny poranne. Znów nie widać ścieżki, więc idziemy na przełaj na najwyższe wzniesienie. Wraz z wysokością ukazują się ściany Karanfili (Goździki), całkiem przypominają Dolomity. Na szczycie cieszymy się, bo jesteśmy na granicy z Albanią, znów sami na górze, mamy całe góry dla siebie. Nie jestem w stanie nazwać otaczających szczytów, charakterystyczny Ocnijak zlewa się z wyższymi szczytami. W oddali czerwone dachy albańskich wsi, pasące się kozy i owce, opuszczone zabudowania pasterskie. Wszystko pięknie, gdyby nie jakiś latające mrówki, szczególnie uparły się na szwagra, który uciekł na następny szczyt. Po sesji fotograficznej idziemy również za nim. Tutaj już nie ma insektów, tak, że spokojnie możemy się delektować widokami.
W dole, na przełęczy spotykamy Czarnogórca w panterce, uważnie obserwującego teren lornetką. Być może ma on też zadania pogranicznika, ale to moje przypuszczenia. Nie był zbyt rozmowny, poinformował nas, że szczyt, na którym byliśmy to Talianka, a cały obszar nazywa się Popadija. Teraz już całkiem zgłupiałem, gdzie byłem? Na mapie z netu rzeczywiście cały grzbiet jest podpisany Popadija, żadnej Talianki nie ma, a niedaleko jest następna góra o nazwie Popadija. Schodząc spotykamy gościa, który nas nakierował na szlak (siedział obok górskiego domu). To Serb, górski przewodnik, opiekuje się górskim domem, ponoć w sierpniu miała przyjechać grupa Polaków, cześć alpinistów a cześć speleologów. Schodzimy w dół, pod drodze jeszcze przeszkoda - pole ogromnych, dojrzałych poziomek. Docieramy do samochodu i udajemy się do Plav. Tutaj kąpiel w rzece - tak samo zimnej, jak jezioro. Wymieniamy się z plażującymi obok młodziakami piwem, dość korzystnie - my jedno polskie, a oni dwa z Kosova. No i pozostała jazda do domu, najmniej przyjemna cześć wyjazdu, gdyby nie drogi w Czarnogórze i w Serbii, pewnie przyjeżdżałbym tu częściej. Te około 1000 km jedziemy 16 godzin, podczas, gdy tą samą odległość do Chorwacji czy w Alpy droga zajmuje 10-11 godzin.
Photo
Obrazek
Poranek w Grbaji
Obrazek
Odbicie w kałuży
Obrazek
Maja Vojusit o pranku
Obrazek
Widok na Karanfili i albańskie Prokletije
Obrazek
Ropojanska Vrata, po prawej Maja Fortit, po lewej Południowy Karanfil, za przełęczą Maja Scokiestes
Obrazek
albański wypas
Obrazek
Między Voluśnicą a Popadiją
Obrazek
Czy to niepylak apollo?
Obrazek
Grzbiet Popadiji i Trojan
Obrazek
Plavskie Jezioro
Obrazek
Tyle gór w Albanii
Obrazek
Maja Hekurit
Obrazek
albańskie wioski
Obrazek
W oddali Deravica
Obrazek
Maja Shnikut
Obrazek
Ocnijak - taki tutejszy Kościelec
Franz
Legenda
Avatar użytkownika
Posty: 59441
Dołączył(a): 24.07.2009
Re: Góry Dynarskie w pigułce - Durmitor, Komovi i Prokletije

Nieprzeczytany postnapisał(a) Franz » 02.11.2013 12:02

Przyjemnie się z Wami wędrowało.

Pozdrawiam,
Wojtek
gouter
Plażowicz
Avatar użytkownika
Posty: 7
Dołączył(a): 27.10.2013
Re: Dynarskie w pigułce- Durmitor, Komovi, Prokletije, Chorw

Nieprzeczytany postnapisał(a) gouter » 03.11.2013 13:10

Drugi wyjazd ubiegłego roku to była Chorwacja, tym razem nie był to wypad górski, ale rodzinny, klasyczny - nad morze, więc typ turystyki, której nienawidzą, ale trzeba było się poświęcić, zresztą w tym roku wyjazd był powtórzony. Oprócz leżakowania wykonałem parę krótkich wycieczek. Nie mogły być zbyt długie, bo moją żona to totalny leń, jeżeli chodzi o jakikolwiek chodzenie.
Jedynym dłuższym akcentem były Plitvice, w drodze powrotnej.
tutaj krótki opis.
Dojeżdżamy tam bocznymi drogami. Z racji, że jesteśmy blisko granicy z Bośnią, wiele domów nosi znaki wojny z Serbią, elewacje potrzaskane od pocisków. W okolicy jezior są duże, płatne parkingi, nie ma innej możliwości pozostawienia samochodów. Parkujemy głęboko w lesie i stoimy grzecznie w kolejce. Ważna informacje - można płacić tylko w kunach, więc nie dysponując Chorwacką waluta może być problem. Oczywiście można też zapłacić kartą. Teraz wędrujemy przez lasek do przystani statków. Na bilecie jest schematyczna mapka, którą można się posłużyć w celu planowania co zwiedzić. W jeden dzień nie bardzo jest szansa zobaczyć wszystko, za radami z netu wybieram dolną część trasy.

Wsiadamy na statek, cena wliczona w bilet - wcale nie tani - około 60 zł za osobę. Pierwsze przed nami jest największe jezioro - Kozjak. Ryby pływają tuż pod powierzchnią i jest ich zatrzęsienie. Pogoda średnio dopisuje, zachmurzenie całkowite, na szczęście nie pada. Statek przepływa na drugą stronę jeziora, jesteśmy trochę zdezorientowania, wysiadać czy nie, zostajemy, i słusznie. Płyniemy dalej - w poprzek zbiornika. Na razie widoki takie sobie, rejs trwa dosyć długo, w sam raz, żeby coś przekąsić. Na brzegu jest wiele stolików oraz knajpek. Teraz wybór trasy - idziemy najpierw górą. Juz po niewielkim podejściu jest pierwszy punkt widokowy. Pod nogami mam dwa jeziora: Milanovac i Gavanovac, łączą się wodospadami. To właśnie mnogość wodospadów, którymi woda spada z jednego jeziora do drugiego stanowi o unikalności tego rejonu i dlaczego jest on wpisany na listę UNESCO.

Z kolejnych punktów widokowych coraz ładniejsze pejzaże. Na końcu mamy widok na najwyższy wodospad Chorwacji - Velki Slap (czyli po prostu wielki wodospad). Robi się coraz bardziej tłoczno - to największy szkopuł w zwiedzaniu. Nie cierpię tłumów, a tutaj jest jak na procesji. Schodzimy do punktu pod wodospadem, jest tu specjalna platforma do robienia zdjęć. Dalej idziemy już wąską ścieżką obok jeziora, a potem specjalną drewnianą kładką na jeziorach. Na chwilę odwiedzamy małe jaskinie. Wracamy teraz obok jezior, które widzieliśmy z góry. Bardzo duża ilość osób z Polski, co kawałek słychać nasz język. Nie wiem dlaczego, ciągle mnie się ktoś pyta o drogę, gdzie iść, itd. Jakby wśród tłumu, tylko ja coś wiedziałem, a przecież to mój pierwszy i pewnie ostatni raz tutaj (tłumy skutecznie mnie zniechęciły). Postanawiamy wrócić tą samą trasą, czyli statkiem przez jezioro Kozjak.

Przy końcowej przystanie tłumy jeszcze większe, niż rano. Chciałbym tu być, ale poza sezonem, najlepiej jesienią. Po przycumowanie do końcowej - początkowej przystania zaczęło kropić. Udało się w miarę w dobrej pogodzie zakończyć wycieczkę, ale to nie koniec atrakcji. Chciałem skrócić drogę i wszedłem prosto do lasu, gdzie zaparkowałem samochód - sztuką było go odnaleźć. Zajęło mi to chyba pół godziny. Wszystko w tym lesie było takie same, żadnych punktów orientacyjnych. Na domiar złego, gdy odnalazłem auto, zakopałem się w żwirku, dopiero gdy podłożyłem pod koła kamienie, z ledwością wyjechałem.

W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się jeszcze w Turanj, w muzeum wojny Bałkańskiej, gdzie są zaprezentowane przykładowe pojazdy bojowe oraz na głównym miejscu strącony serbski Mig.

Fotosy
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Powrót do Relacje wielokrajowe - wycieczki objazdowe

cron
Dynarskie w pigułce- Durmitor, Komovi, Prokletije, Chorwacja
Nie masz jeszcze konta?
Zarejestruj się
reklama
Chorwacja Online
[ reklama ]    [ kontakt ]

Platforma cro.pl© Chorwacja online™ wykorzystuje cookies do prawidłowego działania, te pliki gromadzą na Twoim komputerze dane ułatwiające korzystanie z serwisu; więcej informacji w polityce prywatności.

Redakcja platformy cro.pl© Chorwacja online™ nie odpowiada za treści zamieszczone przez użytkowników. Korzystanie z serwisu oznacza akceptację regulaminu. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjny. Cro.pl© nie reprezentuje interesów żadnego biura podróży, nie zajmuje się organizacją imprez turystycznych oraz nie odpowiada za treść zamieszczonych reklam.

Copyright: cro.pl© 1999-2024 Wszystkie prawa zastrzeżone