Ciąg dalszy relacji:
Uwielbiamy chodzić, jednak zaczyna nam się wydawać, że trasa nie ma końca. Idziemy teraz laskiem piniowym, pośród którego wije się betonowa dróżka. Na pewno gdzieś prowadzi.... tylko czy na pewno na szczyt wzgórza?
Wreszcie po kolejnych zakrętach, po gorączkowych apelach o zatrzymanie się, docieramy na upragniony szczyt, na którym znajduje się potężny krzyż, a jeszcze nieco wyżej chorwacka flaga. Są tu ławki, znajdzie się nawet fragment cienia. Jest też taras widokowy z zapierającym dech widokiem. Okazuje się, że na wzgórze dostać można się też turystyczną ciuchcią, która akurat zajechała na parking pod krzyżem.
Krzyż na szczycie wzgórza Marjan
My idziemy na taras widokowy i napawamy się pięknem, w myślach powtarzamy „chwilo trwaj”, po czym na moment wracamy w cień, żeby schrupać przekąski.
Flaga i taras widokowy na szczycie
Są też ławki dla zmęczonych "wspinaczką" turystów
I takie oto widoki roztaczają się ze szczytu wzgórza Marjan
Jest też willowa część Splitu, w której mieszkamy
Okazuje się niestety, że nasza Córeczka zgubiła smoczek. Po chwili poszukiwań udaje się nam go odnaleźć! Kusi nas jeszcze jedno niewielkie wzniesienie obok. Jak już tyle doszliśmy, to damy radę wejść jeszcze tam. Okazuje się, że stoi tam samotna ławeczka z uroczym widokiem na morze.
A taki oto widoczek jest z samotnej ławeczki na uboczu
Aby zejść ze wzgórza można wybrać kilka ścieżek. Jedną z nich jest ta ze schodami.
My jednak znów wybieramy trasę dłuższą, ale za to asfaltową. Po drodze czeka na nas jeszcze kilka niespodzianek – oprócz bajkowych landszaftów z kamiennego tarasu na Riwierę Kasztelańską, podziwiamy także stary, potężny cyprys z 1930 roku. Wreszcie schodzimy ponownie do zabytkowego centrum Splitu.
Widok z kamiennego tarasu na Riwierę Kasztelańską
86-letni cyprys doktora Šimuna Tudora
Nie chce nam się jeszcze wracać do „domu”, dlatego postanawiamy zjeść dziś obiad w jednej ze splitskich konob. Znajdujemy taką, która ma stoliki na zewnątrz i zamawiamy dania. Okazuje się, że przy tej samej uliczce jest jedyna w Dalmacji samoobsługowa pralnia na monety (tak twierdzi Robert Makłowicz w moim ulubionym odcinku programu „Makłowicz w podróży” zrealizowanym w Splicie).
Zamawiamy nasze ulubione dania (lignje na žaru, ćevapčići i pileći file na žaru – to dla dzieci) i obserwujemy życie ulicy.
Nie wiem jak Wy, ale lubię w relacjach zdjęcia jedzenia
A widoki są naprawdę ciekawe, zwłaszcza, gdy pod naszą restaurację zajeżdża samochód z przyczepką, na której spoczywa ogromny tuńczyk. Podglądamy próby przeniesienia ważącej kilkaset kilogramów ryby. W tym czasie ruch samochodowy na ulicy zostaje całkiem zablokowany. Zbiera się też spora grupa ciekawskich.
Po sytym i pysznym posiłku czujemy się senni, dlatego pora się rozruszać. Idziemy do naszego ulubionego miejsca – molo – z nieustannie zachwycającym widokiem na morze i wpływające i wypływające z portu promy i statki pasażerskie.
Niektórzy z nas smacznie śpią... Jadran cudnie kołysze do snu
To miejsce, gdy Jadrolinija spotyka się z BlueLine...
c.d.n.