Dzień 2 - 19 czerwca 2016 r. (niedziela)
Cz. 2
Przed godziną 18 wjeżdżamy do SPLITU – miasta, które uwielbiam! Byłam tu już bardzo wiele razy, jednak były to tylko kilkugodzinne pobyty. Tym razem zatrzymujemy się na kilka dni, bo Split to nie tylko piękna miejscówka, ale także doskonała baza wypadowa do wielu miejsc.
Chcemy wreszcie poznać nieznane dotąd splitskie zakamarki. Nieznane dlatego, że nigdy nie mieliśmy na nie czasu. Ile ja razy chciałam wejść na wzgórze Marjan! Teraz, nie dość, że będziemy mieli na to czas, to jeszcze na wzgórzu Marjan będziemy mieszkać. A do tego wszystkiego jutro są moje urodziny – czy to nie piękny początek wakacji?
Dotarcie do naszego spitskiego lokum nie sprawia nam większego kłopotu... no raz tylko mylimy uliczki, ale szybko udaje nam się odnaleźć tę właściwą. Z parkingiem nie ma najmniejszego problemu i tak o godzinie 18 wita nas bardzo miły właściciel, który oprowadza nas po apartamencie, daje niezbędne wskazówki, mapki i żegna się z nami życząc udanego pobytu. Pierwsze co robię, to dopadam do okna, zobaczyć jaki mamy z niego widok. Najpierw do moich uszu dochodzi dźwięk syreny – to do portu przybija właśnie jeden z promów Jadrolinji. Chwilę potem widzę błękit Adriatyku i majestatycznie dobijający do brzegu prom. Ach.... Jest bosko!
Widok z naszego okna
Mieszkamy w cichej, willowej dzielnicy. Przy ulicy rosną oleandry i bugenwille, a przy samym domu mamy niewielki ogródek.
Wnosimy walizki, zjadamy posiłek i koniecznie jeszcze dziś chcemy przywitać się z miastem. Dzieci zaciekawione buszują po całym mieszkaniu. Co chwila znajdują coś (na przykład spinacze do prania) co wydaje się o wiele bardziej frapujące niż jakiś tam wieczorny spacer z rodzicami. W końcu udaje nam się spakować niezbędne gadżety typu kocyk, bidon itp. i ruszamy. Wychodzimy z mieszkania, a tu.... deszcz. Na szczęście to niewielki kapuśniaczek, do tego jest w miarę ciepło a dookoła roztacza się piękny zapach tutejszej roślinności.
Nasz kierunek to oczywiście Riva, port i pałac Dioklecjana. Zejście w dół, do portu, nie jest jednak tak oczywiste, jak by się wydawało. Uliczki są do siebie równoległe, wiele jest ślepo zakończonych. Najprościej zejść schodami. Po dokładnym spenetrowaniu ulic znaleźliśmy najbardziej dla nas optymalne rozwiązanie, czyli takie, aby zejście miało w miarę szerokie schody (poruszamy się z dziećmi i wózkiem) i by było ich w miarę mało (a to w tym miejscu pojęcie względne!).
Taki widok roztacza się z początku naszej uliczki. To, że bezpośrednio prowadzi ona do portu, to tylko złudzenie. Trochę musieliśmy poszukać, żeby znaleźć najlepsze dla nas - rodziców z dwójką dzieci i spacerówką - rozwiązanie, aby zejść w dół, pokonując jak najmniejszą ilość schodów.
Na bliższe przyjrzenie się naszej dzielnicy będziemy mieć czas jutro, a tymczasem jak najszybciej chcemy znaleźć się na Rivie. Wreszcie jest! Z tego całego zachwytu, szczęścia itp. zapomnieliśmy o zdjęciach. Dlatego z wieczornego spaceru mamy ich niewiele.
Split wieczorową porą ma niesamowity klimat. Promenada i pałac Dioklecjana są pięknie oświetlone. Ruszamy do znajomych miejsc, kręcimy się uliczkami, zerkamy na witryny, chłoniemy cały ten urok! Ludzi nie jest aż tak dużo, jak to bywa w dzień. Bardzo nam to odpowiada.
Wreszcie Synek dostrzega lodziarnię i idziemy kupić pierwsze w tym roku chorwackie kugle.
Pomimo zmęczenia, nie chce nam się wracać na odpoczynek. Chcemy nacieszyć się tym miejscem. Dopiero wyraźne marudzenie maluchów uświadamia nam, że jednak lepiej dziś się wyspać, a jutro z samego rana powrócić do wszystkich ulubionych zakamarków.
c.d.n.