Taaa, coś w tym stylu.
Po pół godzinie, nazwijmy to górnolotnie „dyskusji” dostałem pismo do podpisania - po węgiersku
Weź tu podpisz pismo po węgiersku, może jakiś cyrograf.
No ale technologia przyszła z pomocą - nie cyrograf, potwierdzenie, myślałem, że zwrotu pieniędzy na konto - bo kartą płaciłem…
Wyszedłem z tym pismem, ale coś mi nie grało. W tym piśmie co wcześniej mi mailem przysłali, po angielsku, napisali, że abym mógł dostać zwrot za winietę to muszę wnieść opłatę manipulacyjną coś koło 12zł na „polskie”.
No i wróciłem się do tego biura… Do dwóch urzędniczek dołączyła trzecia aby po kolejnej serii prób tłumaczenia, że nie chodzi mi o to, że zrobiłem błąd we wpisywaniu numeru rejestracyjnego (nawet dowiedziałem się, że dla ich systemu nie ma różnicy czy w numerze jest O lub 0, czy l lub 1…, że nie chodzi o to, że kupiłem złą kategorię winiety, że chodzi kurde o to, że nie chcę tej winiety bo popełniłem błąd, wielki błąd, moja wina i ta winieta nie jest mi potrzebna…
Nagle ten błysk w oczach jednej z Pan: Du ju want totali canceled wignietten?
Jes, jes, żesz kurna jes!!!
Chwila grzebania w komputerze, na stoliku lądują forinty w gotówce w ilości pomniejszonej o opłatę manipulacyjną.
Hura! Za rok wydam te wydarte węgierskiemu systemowi pieniądze
Pal sześć te 85zł w forintach co zostały po potrąceniu opłaty manipulacyjnej ale jak satysfakcja z załatwienia sprawy w węgierskim biurze