DZIEŃ 1. – cz.2. „Czy są na trasie „cropelkowcy”?”Pula… no niby ok, ale „ukryta opcja dalmacka”, czyli ja i kumpel, już knuła plan. Słoweński odcinek autostrady troszkę nas przytrzymał, ale dzięki temu był czas na przestudiowanie odległości w gps-ie, przeliczenie czasu dojazdu itp. Czy sprawdzałem tylko Pulę? A w życiu…:).
W końcu granica. Jeden samochód (ludziów sztuk trzy) miał tylko dowody osobiste, żadnych zielonych kart, żadnych paszportów. Ja wiedziałem, że przejdą, Oni – stresik. Cała trójka po raz pierwszy jechała do Chorwacji. Oni najwięcej marudzili, że chcą do Słowenii:). Przejechali spokojnie przez granicę, ja też… ale jeden samochód nam gdzieś został. Na nic nawoływania przez radio. Nikt nie widział, pod którą bramkę podjechali, cisza… Minęliśmy pierwszy tunel za granicą i stanęliśmy na parkingu. Jednego wozu brak. Przez dziesięć minut cisza na radyjku. Stoimy blisko autostrady, aby ewentualnie nas widzieli… kolejny postój, kolejne papierosy… Nagle: SĄ. Okazało się, że trzepali Austriaków przed Nimi, w dodatku wyłączyli CB. Kolejna rozmowa odnośnie celu… Leje nadal… Ukryta opcja dalmacka wierci dziurę w brzuchach pozostałych współtowarzyszy. Stwierdzamy, że jedziemy dalej, a pomyśli się za Zagrzebiem. Gdzieś pomiędzy słowami pada hasło Pakostane… a bo jedna koleżanka ma koleżankę, która ma tam coś tam i w ogóle kojarzy, że fajnie itd. No jest lepiej. Tłumaczymy, że im niżej tym lepiej, bo większa gwarancja pogody, bo im się spodoba, bo nie wiedzą, co zobaczą i nawet sobie nie wyobrażają, jak im się spodoba… Tłumaczymy, że najważniejsze to przejechać Sveti Rok, że sami zobaczą w czym rzecz… Byliśmy przekonani, że jak tylko ujrzą po raz pierwszy Jadran, to będzie pewne, że będą nasi:). Zapada decyzja. Zjeżdżamy najniżej jak się da A1, po czym odbijamy w prawo. Jak się da w sensie fizycznym. Ukryta opcja dalmacka w postaci dwóch kierowców wiedziała, że da radę bardzo nisko zjechać:).
Zagrzeb leje, A1 leje… Korki na autostradzie w stronę granicy, a i dalej, w stronę Zagrzebia były makabryczne. Jeśli ktoś wracał w tą sobotę, to mu współczuję. To był koszmar. Aż było mi ich wszystkich szkoda.
Słyszę przez radio „te, a Ty wiesz, że jak ten cały tunel to będzie lipa i za nim dalej będzie lało i będzie zimno, to testament będziesz musiał spisać w parę sekund?”. Zerkam na wskaźnik temperatury nad autocestą… 13,8… nic nie drgnie skurczysyn… Spokojny jednak jestem… Byle do Sv. Roka… Za nim kopary im opadną…
W końcu jest!!! Upragniony, wyczekany!!! No to patrzcie teraz niedowiarki!!!! Wjeżdżamy w tunel… temperatura jak powyżej… jedziemy… już widać światło dzienne… zaraz wyjedziemy… już za chwilę… aaaaaaaaaaaaaaaa… gdzie jest kawałek kartki i długopis? Długo nie pociągnę. Przez radio tylko słyszę „i co? Gdzie to słońce? Gdzie ta pogoda?”. Po wyjechaniu ze Sv. Roka… leje nadal… jedyny minimalny plus to skok temperatury do 17 Celsjuszy. Póki siedzimy w osobnych samochodach, nic mi nie zrobią:). Jeszcze jeden tunel… i jeszcze jeden… i jeszcze jeden… i jest!!!! Termometr nad autostradą pokazuje 21,7 Celsjuszy!!! Gruszka do ręki - jakkolwiek głupio to nie brzmi - i krzyczę „I co? I co? Lecicie mi Karlovacko!!”. Ukryta opcja dalmacka ma już rogala na twarzy, żona również! A reszta… niebawem pierwszy rzut oka na Jadran, więc lepiej niech jadą wolno, bo się bidule pogubią w utrzymaniu kierunku i wlepianiu się za okno po lewej:).
W końcu dojeżdżamy do miejsca, gdzie aparaty zawsze idą w ruch. Każdy ma stąd zdjęcia, prawda?:) Ja już mam głupawkę i rogala na twarzy. Ja już wiem, że urlop się uda:).
Kilka kilometrów dalej zapada decyzja, że zjeżdżamy jednak do Pakostane i szukamy kwatery. Ukryta opcja dalmacka nic nie mogła już zrobić, gdyż jeden z kierowców ledwo widział na oczy. Ok, jakoś to przeboleliśmy, mimo iż np. do Baśki Vody, Tucepi nie było już daleko, biorąc poprawkę na jazdę A1 oczywiście.
Pakostane jakoś wybitnie nie podeszło. Może w złym miejscu wylądowaliśmy, ale błyskawicznie wszyscy stwierdzili „Jedziemy dalej”. Kolejne miasteczko to Drage. Zjeżdżamy z Jadranki w okolice mariny.. Apartamenty same nas znajdują, mimo, iż już robiło się ciemno. Pierwsza propozycja: 25 euro na osobę… hehe… no bez jaj… no ok, 20 euro… hehe… nie. Nie było również ciśnienia na Drage. Nie było szału, że tak powiem. Ot takie małe miasteczko. Jedziemy dalej… hm… jak dobrze pójdzie i będziemy tak coraz niżej zjeżdżać, to może w końcu dojedziemy do Breli np.
. Nic z tego… drogowskaz kieruje nas do Vodic. Na cro.pl od Vodic można dostać kociokwiku, mimo iż jakoś nigdy się w te tematy nie wgłębiałem, to jednak nazwa przewinęła się przecież nie raz, nie dwa przez moje oczy. Zjeżdżamy. BINGO! Lądujemy przy takim większym skwerze, nie mam pojęcia, jak się nazywa. Mieści się tam tablica upamiętniająca strażaków, którzy zginęli przy gaszeniu tegorocznych pożarów. Znajduje też się na nim min. winiarnia:). Utwierdzeni w przekonaniu, że tutaj spędzimy najbliższe cztery noce, dzielimy się na trzy grupy, celem odnalezienia kwatery. Problem bogactwa:). Przedział cenowy 10-15 euro na osobę. Jest dobrze. Wybór padł na apartament przy ul. A.G.Kukure 438 (czy to jest reklama zabroniona?). Powód: cały dom Nasz, cena: 100 euro, czyli 12,5 euro na osobę. Co w nim mieliśmy? Trzy dwupokojowe apartamenty, każdy wyposażony w kuchnię i łazienkę:). Wada: brak czajnika:), zaleta: tylko My:). Oczywiście były problemy, bo nie do końca każdemu wszystko pasowało, jednakże błagalne spojrzenie jednego z kierowców połączone z „Czy ja się już ku… mogę napić piwa?” rozwiązało problem. Gospodarz przyniósł rakiję, od nas dostał Raciborskie i tak zaczął się nasz urlop. Po rakijce oczywiście kierunek morze i pierwsza zanurzenie stóp, gitara w jedną dłoń, piwko w drugą i jest pięknie!!:) Zaczęliśmy nasz pobyt w Vodicach!
Ta relacja będzie krótka, bo byliśmy w miejscach, w których był każdy piszący relację w tym dziale. Jakieś fotki się wklei, co by było miło powspominać za jakiś czas, może kilka opisów zdarzeń…tyle.
I na koniec jeszcze wyjaśnienie tytułu tego dnia. Jadąc A1, nie pamiętam już gdzie, usilnie chciałem się dowiedzieć, jaka jest pogoda w Dalmacji. W końcu się udało, ale niektóre moje chęci dowiedzenia się, zaczynały się od słów: „czy są na trasie cropelkowcy?”. Gdy zapytałem tak po raz pierwszy, kumpel z drugiego samochodu odzywa się z totalną powagą:
„U mnie jedna śpi, więc pewno Jej się nie chce, a moja mówi, że jeszcze kawałek dojedzie”:). O mało co, a nie przejechałbym kolejnego tunelu…:).