Dzień 8 - 06.05.2016 - Dzień pod znakiem świstaka.Nadszedł nasz ostatni cały dzień na włoskiej ziemi. Postanawiamy więc chociaż pobieżnie zobaczyć piękne włoskie góry czyli Dolomity. Po śniadanku pakujemy się więc do samochodu i jedziemy na wycieczkę. Mój M. od samego początku drogi wypytuje oczywiście a gdzie są te świstaki
i tak mniej więcej co 10 minut
Jedziemy w kierunku większej miejscowości Cortina d'Ampezzo. Poniżej nasza dzisiejsza trasa.
tankujemy jeszcze LPG bo podczas sjesty zatankowanie gazu jest nie możliwe. O ile zatankować można paliwo korzystając z automatu, to LPG jest noselfservice
Co utrudniało nam kilkukrotnie życie. Ale co zrobić Włosi i ich zasady.
I tak jedziemy, podziwiamy, zatrzymujemy się dość często ale przede wszystkim wypatrujemy świstaków
Dojeżdżamy do Cortiny. Najpierw przejeżdżamy całe miasteczko, żeby zobaczyć co się dzieje i co ciekawego możemy zobaczyć.
Oglądamy skocznię, która lata swojej świetności dawno ma za sobą.
W miasteczku nie dzieję się nic i wszystko właściwie jest pozamykane. Na wielkim parkingu gdzie bezpłatnie zostawiamy samochód (opłaty obowiązują ale w sezonie), oprócz nas kilka samochodów i otwarty jeden sklepik z pamiątkami. Na wszelki wypadek - no bo przecież świstaków nigdzie było i pewnie nie będzie, kupuję mojemu M. magnesik na lodówkę z przesłodką parką tych zwierzaków no i oczywiście nazwą miejscowości. Tak na otarcie łez
Z parkingu przechodzimy do centrum, które w zasadzie jest do naszej dyspozycji. Powiem szczerze, że takich pustek się nie spodziewaliśmy. Oglądałam Cortinę w relacji Ani (Krakusowa) i to zupełnie inne miasto ( ale to było w lato). Idziemy więc na indywidualny spacer po miasteczku ( takie atrakcje rzadko się w końcu zdarzają).
A na sklepowych wystawach jeszcze mamy Boże Narodzenie
Miasteczko przeszliśmy dość sprawnie, pokręciliśmy się chwilkę i trzeba wracać. Pani navi pokazuje nam inną drogę powrotną ale mamy nadzieję, że nas nie wyprowadzi w pole i postanawiamy jej zaufać, a wyjątkowo było to bardzo dobre posunięcie. Wjeżdżamy w zimową scenerię. Droga całkiem pusta, jedynie kilkukrotnie mijamy ten sam traktor
No ale tak to jest ja się człowiek napatrzeć nie może. Do tego tyle śniegu to ja dawno nie widziałam (jakoś tak zimowych sporów niestety nie uprawiamy) a co dopiero za frajdę miała nasza starsza pociecha
W niektórych miejscach śnieg sięgał jeszcze mniej więcej do dachu nasze Zośki, a temperatura wynosiła ok 10 stopni.
Trzeba jechać dalej, szczególnie, że mamy jeszcze zaplanowane coś dla ciała czyli dzień wcześniej wypróbowaną już a poleconą nam przez Claudio pizzerię. Ale o tym pewnie w następnej części.
Więc jedziemy, podziwiamy, pan M. marudzi bo nic tu nie świszcze i na pewno ściemniałam z tymi świstakami. Aż tu krzyk w samochodzie jest.....jest...... Ale co jest
Gdzie jest
Radość była ogromna. Szczególnie, że na krótkim odcinku spotkaliśmy w sumie 3 świstaki
Upolowaliśmy też stadko koziczek
mijamy jeszcze taką figurkę czuwającą nad turystami
i na koniec wycieczki rzut a raczej cała masa rzutów naszymi oczyma na potężną Civettę
widzimy się na pizzy